Niespodzianka, Rosa Radom z Pucharem Polski koszykarzy! Stelmet zatrzymany

Niespodzianka w finale Pucharu Polski - Rosa Radom pokonała Stelmet Zielona Góra 74:64 i zdobyła swoje pierwsze trofeum w historii. MVP turnieju został C.J. Harris, który w finale zdobył dla Rosy 23 punkty.

Ależ to była radość! Do koszykarzy Rosy zbiegli właściciele klubu, z zawodnikami ściskali się kibice, cała drużyna obcinała siatkę, symbol wygranej. Ostatnie cięcie wykonał trener Wojciech Kamiński i podniósł wysoko ręce w geście triumfu. Triumfu, który był niespodziewany, ale zasłużony. Rosa w finale zagrała lepiej od faworyzowanego Stelmetu.

- Niesamowite przeżycie. Gdy trzy lata temu przychodziłem do Radomia, to chyba nikt nie myślał, nawet ja nie myślałem, że tak szybko się uda zdobyć trofeum - mówił szczęśliwy Kamiński. - To także pierwsze moje trofeum, dlatego bardzo się cieszę, choć nie wszystko jeszcze do mnie dociera... Idę robić zdjęcie! - krzyknął Kamiński i pobiegł cieszyć się z drużyną.

To był trzeci mecz Rosy ze Stelmetem w tym sezonie. W pierwszym, o Superpuchar, 67:66 byli lepsi zielonogórzanie, którzy wygrali dzięki akcji Mateusza Ponitki. W drugim, ligowym, Rosa zwyciężyła 88:86 po dogrywce, a najważniejsze punkty zdobył Michał Sokołowski. Przed niedzielnym finałem nie zastanawiano się, czy mecz znów będzie zacięty, czy Stelmet wygra pewnie tak, jak w ćwierćfinale z Asseco, a potem w półfinale z Anwilem. Meczu kontrolowanego przez Rosę raczej się nie spodziewano.

A jednak! Rosa zaczęła dobrze, nie pozwoliła się Stelmetowi rozkręcić, a po punktowej serii świetnego w całym turnieju Harrisa prowadziła nawet 22:8. Stelmet miał problemy w ataku, mistrzowie Polski byli bardzo nieskuteczni, ale przed przerwą zdołali doprowadzić do remisu 31:31. - Rosa twardą obroną sprawiła, że Stelmet musi ciężko pracować na pozycje. Nie znajduje ich, rzuca ze słabszych - analizował w przerwie trener reprezentacji Polski Mike Taylor. - Zwróćcie jednak uwagę, jak mądrze gra Stelmet. Nie ma łatwości rzutu, wymusza faule, staje na linii wolnych. I ma 11/11. Rosa podjęła walkę, ma dobry plan w defensywie, ale większe szanse ma Stelmet. Ma szerszy, bardziej doświadczony skład - mówił Amerykanin.

Pod jego słowami podpisałoby się zapewne większość obserwatorów finału, ale nie koszykarze Rosy. Ci drugą połowę zaczęli od skutecznej gry w ataku Harrisa i Igora Zajcewa, a na dodatek utrzymali dobry poziom w obronie. Mateusz Ponitka, grający w Stelmecie lider kadry, jeden z najlepszych polskich koszykarzy, w pierwszej kwarcie zdobył 10 punktów, ale potem już tylko dwa. Twardo bronił przeciwko niemu Michał Sokołowski.

- To nie ja zatrzymałem Mateusza, zrobiła to cała drużyna - mówił skrzydłowy Rosy. - Zagraliśmy świetnie w obronie, każdy dawał z siebie 200 proc., szukał momentów, w których można pomóc partnerowi. Biegaliśmy jak w transie - oceniał Sokołowski. I tłumaczył: - Bardzo dobrze broniliśmy dwójkowe akcje z zasłonami, nasi wysocy świetnie wychodzili wysoko, do gracza z piłką. A potem nasza rotacja w obronie była niemal perfekcyjna.

W drugiej połowie Rosa miała też przewagę pod względem zbiórek w ataku. Zajcew, ale też rozgrywający Daniel Szymkiewicz wyrywali piłki pod koszem, radomianie mieli szansę na ponawianie ataków. Cały czas skuteczny był Harris, wszechstronnie grał Torey Thomas, który rzucił 13 punktów, miał osiem zbiórek i sześć asyst. Solidne zmiany dawał Łukasz Bonarek, każdy gracz Rosy wniósł coś do gry. Przewaga radomian urosła do kilkunastu punktów, agresywna obrona Stelmetu w końcówce niewiele zmieniła.

- Najważniejsze było to, że zagraliśmy twardo - mówił Harris. - Popełnialiśmy błędy, ale nie panikowaliśmy, trzymaliśmy się planu. Czyli dobrej obrony. To nasz największy atut. Zdarzają się mecze, w którym nie trafiamy rzutów, ale jeśli dobrze bronimy, to bardzo ciężko nas pokonać - dodawał Amerykanin. - Moja dobra forma? Kurczę, po prostu dziękuję Bogu, że mogę tak grać. Moi koledzy wykonują dobrą robotę, pomagając mi w znalezieniu pozycji - stwierdził MVP turnieju.

Stelmet? Mistrzowie Polski nie poradzili sobie w niedzielę z naciskiem, z fizyczną grą Rosy. Trafili kompromitujące 29 proc. rzutów z gry (18/62), w tym tylko 17 proc. (6/34). - Rywale starali się grać agresywnie, ale pozycje do rzutu mieliśmy - mówił Łukasz Koszarek. - Z drugiej strony presja Rosy wprowadziła nerwowy stan naszego zespołu. Nie podawaliśmy sobie piłki, mieliśmy tylko dziewięć asyst. Cóż, nie jesteśmy niezniszczalni. Rosa przez cały mecz była drużyną lepszą, kontrolowała spotkanie. My mieliśmy zrywy, ale to było za dużo za mało.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.