TBL. Denis Ikovlev był świadkiem na ślubie Kyle'a Shiloha. Teraz przeszkodzi mu wygrać?

Na studiach w Nevadzie grali w drużynie m.in. z Ramonem Sessionsem, JaValem McGee i Nickiem Fazekasem, a między sobą się zaprzyjaźnili, młodszy był świadkiem na ślubie starszego. W niedzielę Kyle Shiloh i Denis Ikovlev - najlepsi strzelcy Energi Czarnych i Śląska - zagrają przeciwko sobie w 4. kolejce Tauron Basket Ligi.

- To będzie pierwszy raz, w którym zagram przeciwko byłemu koledze ze studiów - mówi Ikovlev, 28-letni Ukrainiec z amerykańskim paszportem, który w trzech zwycięskich meczach Śląska zdobywał po 14,7 punktu. - Denis od razu jak podpisał kontrakt we Wrocławiu, skontaktował się ze mną, poinformował, że będzie grał w Polsce - dodaje Siloh, 29-letni Amerykanin, który jest czwartym strzelcem ligi ze średnią 22 punktów na mecz.

Był obrońcą, jest strzelcem

Do Polski trafili zupełnie innymi drogami. Shiloh - typową. Wychował się w Bakersfield w Kalifornii, potem trafił na Uniwersytet Nevada w Reno, gdzie spędził cztery sezony. W ostatnim zdobywał po 9,6 punktu, 3,5 zbiórki i 3,3 asysty. Wyróżniał się przede wszystkim defensywą, został nawet wybrany najlepszym obrońcą w zespole.

- W Nevadzie byłem zawodnikiem bardzo dobrego zespołu, w którym występowało kilku późniejszych graczy NBA - mówi Shiloh i wymienia nazwiska Sessionsa, McGee, Fazekasa. - Ja chciałem po prostu znaleźć w nim swoje miejsce na boisku, chciałem znaleźć rolę, którą mógłbym wypełniać z korzyścią dla zespołu.

W 2007 roku Shiloh zgłosił się do draftu, ale wybrany nie został. I, jak setki amerykańskich koszykarzy kończących grę w NCAA, przyjechał do Europy. Grał w Finlandii, drugiej lidze francuskiej, a ostatnio - w Rumunii. W poprzednim sezonie, grając w Gaz Metan Medias, był ósmym strzelcem rozgrywek EuroChallenge, w których zdobywał po 14,5 punktu.

W Słupsku też dał się poznać jako strzelec - z Turowem rzucił 23 punkty, ze Startem - 21, a z Dąbrową Górniczą - 22. Trafił 27 z 47 rzutów, głównie za dwa punkty, po wejściach pod kosz. - Obrońcą wciąż jestem dobrym, ale w Europie trzeba grać inaczej - tłumaczy metamorfozę po uczelni. - Jeśli chcesz zarabiać pieniądze, musisz wywierać większy wpływ na drużyną. Musisz robić coś więcej niż tylko grać w obronie. I ja staram się to robić, zdobywając punkty w ataku - dodaje Shiloh.

Blisko Śląska, ale w Czarnych

Amerykanin jest zadowolony z pobytu w Słupsku. - Gram dobrze, ale ważniejsze jest to, że drużyna wygrała dwa spotkania. Mam nadzieję, że trzecie wygramy w niedzielę. Jeśli obecna sytuacja się utrzyma, jeśli ja będę grał dobrze, a zespół będzie zwyciężał - świetnie. Ale wystarczy, żeby miał miejsce ten drugi warunek i ja będę zadowolony - powtarza. I porównuje ligi rumuńską i polską. - Liga rumuńska ma coraz lepszą reputację, ale w Polsce jest wyższy poziom - z wielu względów. Są tu lepsi gracze, więcej taktyki, ładniejsze hale, ale też polscy zawodnicy muszą, zgodnie z przepisami, być na parkiecie. To sprawia, że grają na lepszym poziomie niż miejscowi gracze w Rumunii - opisuje Shiloh.

Przed sezonem Amerykanin był bliski zawarcia kontraktu ze Śląskiem - jego oferta była w klubie gotowa do podpisu. Dlaczego gra w Czarnych? - Rozmawiałem ze Śląskiem, ale kiedy okazało się, że oni jednak nie zagrają w lidze VTB, to zdecydowałem, że wybiorę ofertę ze Słupska - tłumaczy Shiloh.

W niedzielę rzucający Czarnych zagra przeciwko swojemu świadkowi ze ślubu. - Denis, od razu jak podpisał kontrakt we Wrocławiu, skontaktował się ze mną, poinformował, że będzie grał w Polsce. A potem przyjechał ze Śląskiem na przedsezonowy turniej w Słupsku, więc mieliśmy okazję się zobaczyć, porozmawiać - mówi Shiloh. - Na uczelni byliśmy z Denisem blisko, przyjaźniliśmy się, został moim świadkiem na ślubie. Utrzymujemy kontakt, a pamiętam go z zespołu jako dobrego strzelca - grał jako skrzydłowy, czasem podkoszowy, i bardzo dobrze rzucał z dystansu. Do tego jest silny i gra inteligentnie.

Forma po sześciu miesiącach przerwy

- Kyle? To mój dobry przyjaciel, kolega z drużyny, znamy się bardzo dobrze. Moja rodzina wciąż mieszka w Reno, bywam tam w lecie, pojawia się tam także Kyle. Utrzymujemy kontakt od czasów studiów, kilka lat temu byłem u niego świadkiem - potwierdza wersję Shiloha Ikovlev. - Teraz Kyle będzie pierwszym kolegą ze studiów, przeciwko któremu zagram. Nie mogę się już tego doczekać! W NCAA Kyle znany był przede wszystkim jako dobry obrońca, ale teraz, w Europie, jest wyróżniającym się strzelcem. Może będę go trochę pilnował? Mam nadzieję, że dostanę szansę - mówi koszykarz Śląska.

Ikovlev w trzech zwycięskich meczach wrocławian rzucał średnio po 14,7 punktu przy znakomitej skuteczności 67 proc. z gry. 28-letni skrzydłowy to jedno z zaskoczeń początku sezonu. Zaskoczenie rośnie, gdy słucha się historii ostatnich miesięcy Ikovleva.

- Poprzedni sezon na Ukrainie skończył się dla mnie nagle. Na początku marca przyszedł do nas menedżer drużyny i powiedział, że sytuacja robi się trudna, a klub nie może zagwarantować nam bezpieczeństwa. Że lepiej wyjechać. Amerykanie wylecieli wcześniej, my spakowaliśmy się w kilka dni i razem z żoną i psem udaliśmy się do Stambułu, by tam przeczekać niepokoje.

- Ale nie było nam łatwo, bo na Ukrainie została część rodziny - kontynuuje Ikovlev. - Ja nie znalazłem już klubu, przez kilka miesięcy nie miałem piłki w rękach, tylko biegałem. Zacząłem grać dopiero, gdy po rozmowie z trenerem Emilem Rajkoviciem trafiłem do Wrocławia.

Ikovlev nie był jednak w Śląsku koszykarzem pierwszego wyboru. We Wrocławiu skrzydłowym miał być Stefan Perunicić, ale ten zawodnik nie przekonał do siebie trenera. Ikovlev treningi ze Śląskiem rozpoczął dopiero 15 września. - Cieszę się, że wcześniej udało mi się porozmawiać z trenerem. Powiedziałem mu, jak spędziłem ostatnie miesiące, co robiłem, a czego nie. On mi zaufał, zaprosił na testy. Inne opcje były, ale nie brałem ich na poważnie - mówi koszykarz.

- W tej chwili jestem chyba w niezłej formie, ale mogę być w lepszej. Potrzebuję czasu i pracy na siłowni, więc dobrze, że gramy raz na tydzień. Na Ukrainie, w VTB, mecze były częstsze, więc nie miałem czasu popracować nad ciałem - dodaje Ikovlev.

Studia ważniejsze od koszykówki

Jego historia jest całkowicie odmienna niż Shiloha. - Pochodzę z Charkowa, ale jak byłem mały, to moja rodzina kilka razy zmieniała miejsce zamieszkania, przeprowadziliśmy się też w okolice Lwowa. Przyjeżdżałem też do Polski, bo mój dziadek miał tu rodzinę. A na wyjazd do USA, w poszukiwaniu pracy, lepszego życia, moi rodzice zdecydowali się, gdy miałem dziewięć lat - opowiada koszykarz.

- Zamieszkaliśmy w Postville, malutkim, maleńkim miasteczku w stanie Iowa. Mieszkało w nim około 2 tys. ludzi, było nam tam dobrze. W szkole średniej grałem w futbol jako quarterback, uprawiałem lekkoatletyką, ale szybko rosłem i najlepiej szło mi w koszykówce. Z racji tego, że byłem jednym z najwyższych graczy w szkole, ustawiano mnie bliżej kosza - wspomina.

Z czasem Ikovlev zaczął zmieniać drużyny i pozycje. - W Nevadzie nie tyle przestawiono mnie na skrzydło, co zaczęto wymagać ode mnie rozciągania obrony - zacząłem więcej rzucać za trzy, z czasem stało się to moją silną stroną. Ale w obronie musiałem przyzwyczaić się do pilnowania silnych graczy grających z piłką, którzy kozłowali i biegali. Np. przeciwko Quintonowi Hosley'owi.

Koszykówka była dla niego ważna, ale nie najważniejsza. - W Nevadzie grałem w bardzo dobrej drużynie, w której nie rzucałem wielu punktów, nie miałem dobrych statystyk. I w sumie ogóle nie myślałem o koszykarskiej karierze! - śmieje się Ikovlev. - Studia inżynierskie, które ukończyłem, były dla mnie priorytetem, z koszykówką nie wiązałem przyszłości. Ale w lecie odezwał się do mnie jeden z agentów, wypytywał o plany, w końcu powiedział, że mogę grać na Ukrainie jako miejscowy zawodnik, że mogę zarabiać pieniądze. Powiedziałem sobie "Wow! Jak jest taka szansa, to dlaczego nie spróbować?" I spędziłem na Ukrainie siedem sezonów.

W tym ostatnim Ikovlev, grając w BC Donieck, zdobywał średnio po około 7 punktów i 4 zbiórki w meczu. Na Ukrainie znany był z bardzo dobrej skuteczności rzutów za trzy, ale także coraz lepszej defensywy. - Grę w obronie polubiłem dopiero w ostatnim sezonie, grając w VTB dostałem kilka razy zadanie upilnowania groźnego strzelca gości - mówi Ikovlev. - Nie byłem wcześniej znany jako dobry obrońca, ale ja lubię wyzwania. Zauważyłem, że one mnie nakręcają, że potem łatwiej mi dać coś więcej w ataku. Tak było przecież w pierwszym meczu w Śląsku z Wilkami Morskimi - w trzeciej kwarcie zacząłem kryć rozgrywającego rywali i miałem potem dobry moment w ataku.

W niedzielę, być może, przekonamy się, który z kolegów lepiej czuje się w nowej roli - Shiloh strzelca czy Ikovlev obrońcy. Transmisja meczu Czarni - Śląsk w Polsacie Sport News od 19.45.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.