Marcin Iwo Kosiński: - Organizatorem turnieju jest mój przyjaciel, dlatego zdecydowałem się wziąć udział. Lubię grać w streetball. Pierwsze siedem lat mojej przygody z koszykówką wiązało się właśnie z graniem na ulicy, bo w Raciborzu nie było klubu, w którym mógłbym trenować. Z bratem godzinami graliśmy na różnych boiskach, dlatego miło mi się to kojarzy. Poza tym, traktowałem to jako element powrotu do formy.
- Po pierwsze byłem ubezpieczony, po drugie dodatkowo zabezpieczony odpowiednimi stabilizatorami, które ograniczają trochę ruch, ale gwarantują, że po takim turnieju będę cały i zdrowy.
- Nie, byłaby to podstawa do zerwania umowy. Każdy klub się zabezpiecza przed takimi wypadkami. Gdyby miał klub, pewnie czegoś takiego bym się nie podjął bez jego zgody.
- Przede wszystkim jest tu dużo zabawy, ale też ambicji i serca do gry. Każdy wychodzi i daje z siebie wszystko. Gra jest bardzo twarda, przerasta oczekiwania.
- Oczywiście. Często byłem mocno faulowany, co nie przeszkadzało, bo muszę się z tym liczyć. Tu każdy chce pokazać, co potrafi, ja też muszę to zrobić, dlatego też gram twardo.
Dla ludzi, którzy nigdy nie mieli szansy zagrać na najwyższym poziomie, to świetna okazja by się sprawdzić i się wykazać. Wiadomo, że jeśli grasz przeciwko lepszym od siebie, starasz się zrobić wszystko, by wspiąć się na wyżyny sowich umiejętności. Pamiętam, gdy jako junior w Śląsku miałem możliwość gry z Robertem Kościukiem, to każdy z nas grał na 150 procent - częściej trafialiśmy, szybciej biegaliśmy. Adrenalina nam skakała i od razu graliśmy lepiej.
- Muszę grać trochę zachowawczo, by wyjść z tego cały i zdrowy. Na pewno nie ma odpuszczania. Więcej rzucam z dystansu, mniej wchodzę pod kosz, bo mogę łatwo skończyć na betonie.
- Turniej odbywał się pod wieżą Eiffla. Organizacja bardzo dobra, a poziom wysoki. Uważam jednak, że gdyby zgłosiła się ekipa z Polski, to na pewno nie odpadłaby w pierwszej rundzie. Oprócz amatorów grają tam także profesjonaliści z różnych lig i chętnie bym się z nimi zmierzył. Jeśli będzie taka możliwość, to chciałbym w takim turnieju zagrać. Ale to już zależy od tego, czy będę miał podpisany kontrakt czy nie.
To dwa zupełnie inne światy, inny klimat, inna adrenalina, doświadczenia. Nie mogę powiedzieć co jest lepsze. I to i to ma swój urok.