NBA. Thunder zagrają z Mavs! Durant zdał egzamin

39 punktów Kevina Duranta, triple-double Russella Westbrooka i dobra gra rezerwowych - to zadecydowało o zwycięstwie Oklahoma City Thunder w siódmym meczu z Memphis Grizzlies 105:90 i awansie do finału Konferencji Zachodniej. Tam czekają od tygodnia Dallas Mavericks.

- Ten mecz wygrają ci, którym będzie bardziej zależało - mówił przed meczem Kevin Durant. W niedzielę obu drużynom zależało tak samo, obie chciały ten mecz wygrać, ale to Thunder lepiej realizowali swój plan. A nie było to takie proste.

 

Przede wszystkim musieli ograniczyć Zacha Randolpha. Podkoszowy Grizzlies dał im się w tej serii mocno we znaki. W trzech meczach zdobył ponad 30 punktów, niszczył rywali pod koszem i prowadził swój zespół do zwycięstw. Trener Scott Brooks postanowił, że tym razem jego zespół będzie podwajał Randolpha, a odpuści trochę strzelców na obwodzie. Bo o ile z trójkami rywali da się jeszcze jakoś żyć, to z rozpędzonym i rozochoconym Randolphem już nie.

 

Sporo sił w walkę z Z-Bo włożyli Serge Ibaka oraz rezerwowy Nick Colison. Hektolitry potu wylane w obronie przyniosły efekt - Randolph zdobył 17 punktów, trafił 6/15 z gry i miał 10 zbiórek.

 

Swój mały egzamin zdali liderzy Thunder - Durant i Westbrook. Durant, dwa dni po swoim najsłabszym meczu w play-off, teraz imponował skutecznością. Zaczął z lekko zaciągniętym hamulcem (2/9), ale później kryjący go Tony Allen i Shane Battier tylko kręcili głową po kolejnych celnych rzutach. A Durant wykorzystywał kolejne centymetry wolnej przestrzeni na obwodzi, z półdystansu, wchodził pod kosz i wymuszał faule. Skutek? 39 punktów, dziewięć zbiórek i dwie asysty.

 

Westbrook, który po każdej porażce Thunder krytykowany jest za to, że zbyt długo przetrzymuje piłkę i oddaje zbyt wiele niepotrzebnych rzutów, niedzielnym meczem na jakiś czas zamknął usta krytykom. Dobra selekcja rzutów, świetny przegląd pola i świetne podania do Duranta oraz ważne zbiórki na czwartym, piątym metrze zarówno w ataku jak i obronie. Westbrook zaliczył triple-double (14 punktów, 14 asyst, 10 zbiórek), i jest pierwszym koszykarzem od 19 lat, któremu udało się to w meczu numer siedem w play-off. W 1992 roku w serii z New York Knicks triple-double zaliczył Scottie Pippen z Chicago Bulls.

 

Thunder zaczęli lekko ospale, przegrywali po czterech minutach już 8:13, ale potem mieli trzy mocne serie punktowe. 10:2 w pierwszej kwarcie dało im prowadzenie 18:15. Na początku drugiej kwarty mieli run 14:4 i odskoczyli na 10 punktów (35:25), a rewelacyjna skuteczność z dystansu w końcówce trzeciej kwarty (trafiali Durant i Harden) pozwoliła Thunder osiągnąć 16 punktów przewagi (69:53). Grizzlies walczyli, ale wrócić do gry nie byli już w stanie.

 

Dwie i pół minuty przed końcem Thunder definitywnie odebrali gościom z Memphis nadzieję. Najpierw trójkę trafił James Harden, a po chwili w kontrze podał do Duranta, który efektownie wpakował piłkę do kosza. 19 punktów straty w tak krótkim czasie, odrobić nie sposób.

 

Grizzlies jadą na wakacje, a przed Thunder harówki ciąg dalszy. Czasu na odpoczynek mają bardzo mało, bo już we wtorek grają pierwszy mecze finału Konferencji Zachodniej z Dallas Mavericks. Mavs w wyeliminowali w I rundzie Portland Trail Blazers (4-2), a później rozbili mistrzów NBA Los Angeles Lakers (4-0). Mecz z Thunder będzie ich pierwszym od dziewięciu dni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.