NBA. Los Angeles Lakers - mamy problem?

W niedzielę Los Angeles Lakers przegrali u siebie wysoko z San Antonio Spurs 81:100. Była to czwarta porażka aktualnych mistrzów w ostatnich sześciu meczach.

Lakers są dalecy od mistrzowskiej formy z zeszłego sezonu, ciągle nie mają pewnego pierwszego miejsca w Konferencji Zachodniej, a w niedzielne popołudnie po porażce ze Spurs część fanów wybuczała swoich koszykarzy. Kobe Bryant zdobył co prawda 22 punkty, ale pudłował niemiłosiernie (skuteczność 33 proc.).

Liderem Lakers w niedzielę był Pau Gasol, który rzucił 32 punkty, zebrał siedem piłek i miał sześć asyst, ale zespół w kluczowych momentach nie potrafił go wykorzystać. Gdy Hiszpan miał w swoich rękach piłkę, Lakers

Spurs, którzy całą drugą połowę grali bez rozgrywającego (kostkę skręcił George Hill), dzięki świetnej obronie kontrolowali sytuację na parkiecie. Skutecznie zacieśniali strefę podkoszową, na obwodzie odpuszczali zawodników, którzy z dystansu trafiają rzadko. Tylko na początku czwartej kwarty Lakers ich podgryzali - trafiać zaczął Bryant, skuteczny był nadal Gasol i gospodarze momentalnie doszli na dwa punkty (69:71). Wtedy do głosu doszedł Manu Ginobili.

Argentyńczyk, którego komentujący w telewizji ABC Jeff Van Gundy nazwał najlepszym koszykarzem świata ostatnich trzech tygodni, wygrał Spurs kolejny mecz. W czwartej kwarcie zdobył 17 ze swoich 32 punktów, a koszykarze z San Antonio szybko odskoczyli na kilkanaście punktów. Lakers po tym ciosie się nie podnieśli i przegrali czwarty mecz z ostatnich sześciu.

Lakers przegrywali ostatnie spotkania wysoko (z Thunder 16. punktami, z Hornets ośmioma, z Hawks 17., a ze Spurs 19.), od kilku tygodni grają sporo poniżej oczekiwań, lider Bryant, choć nadal ma fantastyczne mecze, coraz częściej w ważnych momentach pudłuje, a na ławce rezerwowych nie widać wartościowych zmienników, którzy byliby w stanie "pociągnąć" zespół, gdy na parkiecie nie ma zawodników pierwszej piątki. Dave McMenamin z ESPN, który na co dzień pisze o Lakers, uważa, że słynna ofensywna taktyka "trójkątów" Phila Jacksona nigdy nie były tak nieefektywna. Gracze z Los Angeles grają ostatnio nie jak mistrzowie NBA, ale co najwyżej zespół środka tabeli. Czasu na poprawki nie ma zbyt wiele, bo play-off zaczynają się już

Mimo tych słabości, nikt na obrońców tytułu nie chce trafić, ale na pięć meczów przed końcem w najlepszej ósemce zachodu wszystko jest możliwe. Lakers z bilansem 55-22 mają pięć meczów przewagi nad drugimi Mavericks, ale na miejscach od drugiego do ósmego może się zdarzyć wszystko. Dallas ma tylko trzy mecze wygrane więcej niż ósme w tej chwili Portland i teoretycznie może jeszcze wylądować w dolnej połówce play-off.

Więcej o:
Copyright © Agora SA