NBA. Jak Houston Rockets zostali drużyną z filmu

James Harden gra sezon życia, w którym imponuje wszechstronnością, ale i Houston Rockets doszlusowali do czołówki NBA. Pomogły im pomysły dyrektora generalnego, które przypominają te z filmu "Moneyball". Po fantastycznym grudniu tylko cztery drużyny w lidze mają lepszy bilans od "Rakiet".

Dwa lata temu Rockets grali w finale Konferencji Zachodniej, by kolejny sezon zacząć od katastrofy, zwolnienia trenera, a o miejsce w play-off walczyć do ostatniej chwili. Latem doszło do małej rewolucji. Klub nie starał się zatrzymać Dwighta Howarda, zespół wzmocnili przyzwoici strzelcy jak Eric Gordon i Ryan Anderson, a receptą na ułożenie spraw w ataku miał być ofensywnie nastawiony trener Mike D'Antoni.

Rockets sezon zaczęli bardzo dobrze, ale na dobre odpalili w grudniu. Do 3 stycznia wygrali 16 z 18 meczów pokonując po drodze m.in. Golden State Warriors (po dwóch dogrywkach), Oklahoma City Thunder, wyrwali zwycięstwo Timberwolves po dogrywce, choć jeszcze dwie minuty przed końcem czwartej kwarty przegrywali dwucyfrową różnicą punktów, a na dokładkę rozbili osłabionych LA Clippers różnicą blisko 30 punktów. Przez ten czas przegrali tylko dwa mecze - takim osiągnięciem sięgając do początku grudnia nie może pochwalić się nikt. Warriors zanotowali trzy porażki, a najlepsi na Wschodzie Cavaliers cztery. Rockets mają trzeci bilans na Zachodzie i czwarty w lidze. Skąd taka przemiana?

Lepsze pewne trzy niż niepewne dwa

Daryl Morey, dyrektor generalny Rockets, od lat zafascynowany jest statystykami i ich pogłębioną analizą. Zespół z Teksasu należy do pionierów wykorzystywania cyferek na koszykarskich parkietach. Od lat w głowie Moreya świtał pomysł stworzenia drużyny, która będzie do granic możliwości wykorzystywała rzuty z dystansu i szanse na łatwe punkty spod kosza. Że tak się da, już przetestował w powiązanym z Rockets klubie z zaplecza NBA - Rio Grande Valley Vipers. Dwa sezony temu zespół zwrócił na siebie uwagę, bo jego koszykarze oddawali niemal połowę rzutów zza linii trzy punktowej, a blisko 40 procent stanowiły rzuty spod samej obręczy. W skrócie - rzuty z półdystansu, uznawane za nieefektywne, zostały wyeliminowane do niezbędnego minimum. Taką filozofię koszykówki zaczęto w USA nazywać Moreyball - to nawiązanie do filmu "Moneyball", opowiadającego prawdziwą historię menedżera drużyny baseballowej, który także opierał swój system na statystykach i komputerowych analizach.

Teraz podobnie zaczęli grać Rockets. Rzuty za trzy stanowią blisko 46 proc. wszystkich oddanych przez koszykarzy D'Antoniego. W Rockets jest mnóstwo specjalistów od trójek. Zespół z Houston oddaje średnio 39,6 rzutów z dystansu na mecz. To najwięcej w lidze - drudzy pod tym względem Cleveland Cavaliers mają ich o sześć mniej. Ile Rockets trafiają? Do kosza wpada średnio 15 trójek w każdym meczu, też najwięcej w całej NBA. Czterech z dziesięciu graczy, którzy w tym sezonie trafiają najwięcej rzutów z dystansu, to zawodnicy Rockets. Eric Gordon trafił 136 "trójek" i jest liderem NBA. James Harden ma 112 celnych "trójek, Ryan Anderson 100, a Trevor Ariza 97.

Brodacz błyszczy

Na nowo rozbłysła też gwiazda Jamesa Hardena. Cały czas wywiera presję na obronie rywala i wydaje się graczem nie do zatrzymania. Może rzucić za trzy, ale też wejść pod kosz i zdobyć punkty, bądź wymusić faul albo odrzucić piłkę na obwód, gdzie czekają już specjaliści od rzutów z dystansu. Wreszcie, może wykorzystać zasłonę od jednego ze środkowych i obsłużyć go podaniem niemal gwarantującym punkty. Harden dostał wolną rękę, ale i jego koledzy z drużyny dobrze odnajdują się w swoich rolach. Wiedzą, że jeśli tylko dostaną piłkę, mogą niemal od razu rzucać.

27-letni brodacz wciąż należy do graczy, którzy bardzo rzadko rozstają się z piłką i w zasadzie w pojedynkę decydują o obliczu drużyny. Ba, w całej NBA nikt nie dotyka piłki częściej (średnio 99,6 razy w meczu). Ale to nie przeszkadza Hardenowi w byciu efektywnym i niesamolubnym.

Do 28,4 punktów na mecz (czwarty w całej NBA), dokłada 11,9 asysty (lider ligi) oraz 8,2 zbiórki. Swoimi wyczynami imponuje - 2016 rok zakończył triple-double, jakiego NBA nie widziała - miał 53 punkty, 17 asyst i 16 zbiórek. Może zostać trzecim graczem w historii, który będzie miał średnie na poziomie 30 punktów i 10 zbiórek. W tym sezonie ma już dziewięć triple-double, więcej zaliczył tylko Russell Westbrook.

Przed sezonem trudno było wskazywać Rockets jako kandydatów do gry w finale NBA. Ich odmienny styl, świetna atmosfera w zespole i historyczne wyczyny Hardena mogą sprawić niemało problemów uważanym za faworytów Golden State Warriors i San Antonio Spurs. Ba, Rockets wiedzą, że z tymi zespołami są w stanie wygrać, bo już tego w tym sezonie po razie dokonali.

Messi i Ronaldo najlepiej opłacani? W NBA nie łapaliby się do Top10 listy płac!

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.