NBA. Poszukiwany, poszukiwana, czyli gdzie się podział Stephen Curry

17 punktów, 13 spudłowanych rzutów oraz więcej strat niż asyst. W najważniejszym meczu sezonu Stephen Curry zagrał co najwyżej przeciętnie. Co się stało z MVP sezonu zasadniczego?

W sezonie zasadniczym trafił rekordowe 402 rzuty z dystansu. W decydującym momencie czwartej kwarty spudłował cztery trójki. Gdy Warriors pędzili po rekord 73 wygranych, Curry trafiał z najbardziej nieprawdopodobnych pozycji. W finale szalone rzuty przestały wpadać.

-Muszę zagrać najlepszy mecz sezonu, a może i całej dotychczasowej kariery - mówił przed meczem. To się nie udało.

W spotkaniu, które decydowało o tytule, Curry rzucił 17 punktów pudłując 13 z 19 rzutów. Do kosza nie trafił w ostatnich siedmiu minutach meczu, na 54 sekundy przed końcem po raz kolejny w tej serii upokorzył go Kyrie Irving, rzucając decydujące dla losy finałowej rywalizacji punkty przeciwko broniącemu Curry'emu.

-Nie zrobiłem wystarczająco wiele, by pomóc mojej drużynie zwyciężyć. To będzie się za mną ciągnęło przez jakiś czas - przyznał po ostatnim meczu finałów NBA Stephen Curry.

MVP sezonu zasadniczego w play-off do poziomu sprzed kilku miesięcy nie był w stanie doskoczyć. Tajemnicą nie jest, że nie był w pełni sił. Grał z kontuzją łokcia, miał uszkodzoną kostkę i kolano. - To nie miało znaczenia. Muszę wyzdrowieć, ale nie jest to moja wymówka. Grałem, bo czułem się gotowy na 100 procent. Miałem lepsze i gorsze mecze - mówił Curry, ale znaczenie miało.

Gdy w połowie finałowej rywalizacji wydał oświadczenie, że nie zagra w igrzyskach w Rio, bo musi zadbać o swoje zdrowie, dla Cavaliers był to sygnał, że ze zdrowiem Curry'ego na prawdę nie jest najlepiej i mają szansę. Curry już był zmęczony siedmiomeczową serią z Oklahoma City Thunder i walką z Russellem Westbrookiem. Cavaliers starali się to wykorzystać

Kyrie Irving zaczął grać agresywniej w ataku raz po raz karcąc Curry'ego. W meczu numer pięć rzucił 41 punktów, w meczu numer siedem trafił te najważniejsze punkty sprzed nosa Curry'ego. W obronie za biegającym po zasłonach Curry'm nadążali i Tristan Thompson i nawet uważany za defensywnego fajtłapę Kevin Love, który 30 sekund przed końcem czwartej kwarty siódmego meczu znacząco utrudnił Curry'emu rzut na remis. Kilka razy blokami, a następnie wymownymi spojrzeniami dał mu o sobie znać też LeBron James.

-Nie grałem efektywnie. Miałem dobre momenty, ale nie dałem z siebie tyle zespołowi, ile potrzebował. Za dużo rzucałem z dystansu. Nie wchodziłem pod kosz, by wytworzyć presję na obrońcach - analizował.

Cavaliers ograniczyli Curry'ego do rzutów z dystansu, choć te nie wpadały już jeden za drugim. Wejść pod kosz, które stwarzały zagrożenie dla obrony rywali i dawały szanse partnerom, było o wiele mniej. Siły nie te, ale i obity organizm narzucił ograniczenia. Taniec z piłką i slalomy między wielkoludami już nie były możliwe. Pułapki defensywne przy zasłonach stawały się zaporą nie do przejścia. Z meczu na mecz zmęczenie Curry'ego rosło. Pojawiła się irytacja, niepotrzebne faule, nonszalanckie straty. MVP został wybity z rytmu.

W finale Curry rzucał średnio 22,6 punktu na mecz, czyli blisko sześć punktów mniej niż w sezonie zasadniczym. Jego średnia strat (4,3) przekroczyła średnią asyst (3,7). Gdyby podobnie w finałach grali LeBron James czy Kobe Bryant, rozpoczęłaby się ogólnoświatowa debata, czy to już schyłek ich kariery. Zaskakujące jest to, że mimo przeciętnej gry, Curry'emu ciągle kibice i media wybaczali więcej. Czy finałowa porażka to zmieni?

Złote czasy dla klubówNBA. Ile warte są najlepsze drużyny?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.