NBA. LeBron James perfekcyjny, Stephen Curry wyrzucony z parkietu. Będzie siódmy mecz!

Cleveland Cavaliers pokonali Golden State Warriors 115:101 i wymusili siódmy mecz finałów NBA. LeBron James w drugim spotkaniu z rzędu rzucił 41 punktów, miał też 11 asyst i osiem zbiórek. Stephen Curry sfrustrowany po szóstym faulu rzucił w kibica ochraniaczem na zęby i został wyrzucny z hali.

Jeszcze nigdy w historii nie zdarzyło się, by zespół przegrywający w finałowej serii 1-3, zdobył tytuł. A były 32 takie sytuacje. Tylko dwa razy do tej pory zdarzyło się, by doszło do meczu numer siedem, po raz ostatni 50 lat temu. Cavaliers są trzecią drużyną w historii, która do meczu numer siedem doprowadziła.

Cavs zaczęli od mocnego uderzenia w pierwszej kwarcie. Rzucili aż 31 punktów i skorzystali na tym, że rywale byli ospali. Warriors tak złego początku meczu w tym sezonie jeszcze nie mieli - rzucili zaledwie 11 punktów i przez cały mecz musieli gonić. - Tego co się wydarzyło nie da się wyjaśnić - mówił Klay Thompson.

Do końcówki trzeciej kwarty przewaga Cavs wydawała się bezpieczna. Ale wtedy przebudził się Thompson, który rzucił 15 punktów, gospodarze do kosza nie trafili przez trzy ostatnie minuty i stracili 10 punktów z rzędu. Przewaga z dwucyfrowej momentalnie zrobiła się dziewięciopunktowa. I zrobił się mecz.

Cavaliers mieli problemy w ataku, Warriors poczuli, że mają szansę zakończyć finałową rywalizację. PO trójce Curry'ego było już tylko osiem punktów różnicy (84:76), gdy za trzy trafił Barbosa, Warriors tracili już tylko siedem punktów (86:79). Na więcej nie pozwolił LeBron James.

James gra jak MVP

James zagrał kolejny perfekcyjny mecz. Przynajmniej 40 punktów w dwóch kolejnych meczach finałów nie zdarzyło się od 16 lat, gdy dokonał tego Shaquille O'Neal. W czwartek James rzucił 41 punktów, trafiając 16 z 27 rzutów z gry. Dołożył do tego 11 asyst, miał osiem zbiórek, cztery punkty i trzy bloki. Grał agresywnie, atakował obręcz, ale gdy miał miejsce, rzucał też z dystansu. Warriors od dwóch meczów nie potrafią go ograniczyć.

W czwartek James punktował wtedy, gdy zespół tego najbardziej potrzebował, zwłaszcza na początku czwartej kwarty - wtedy atak Cavs przestał funkcjonować. James rzucił wtedy 10 punktów z rzędu, potem zaczął rozdawać asysty, z których dwie powędrowały nad kosz do Tristana Thompsona. A do tego dołożył grę w obronie - świetnie wrócił do defensywy i zablokował rzut Stephena Curry'ego spod kosza.

Kyrie Irving tym razem dorzucił 23 punkty, a świetny mecz zagrał Tristan Thompson. Miał 15 punktów i 16 zbiórek, grał uważnie w obronie i wykorzystywał swoje szanse w ataku. 14 punktów zdobył J.R. Smith. Trener Tyronn Lue tylko przez niespełna 12 minut korzystał z Kevina Love'a. Podkoszowy rzucił 7 punktów, ale w drugiej połowie prawie nie grał, bo bez niego na parkiecie zespół lepiej radził w obronie.

Curry wyrzucony z hali

MVP sezonu zasadniczego grał przyzwoity mecz, w pierwszej połowie był jedynym regularnie punktującym graczem Warriors, ale po raz pierwszy w sezonie nie dotrwał do końca meczu przez faule. Po swoim szóstym przewinieniu sfrustrowany rzucił ochraniaczem na zęby w kibica i zaczął kłócić się z sędziami. Ci nie mieli wyboru - musieli go wyrzucić z hali, po raz pierwszy w jego karierze.

-Nie pierwszy raz rzucałem ochraniaczem. Zazwyczaj celuję w stolik sędziowski, teraz niechcący trafiłem w kibica. Od razu przeprosiłem tego kibica, nie zrobiłem tego specjalnie - mówił Curry.

-Trzy z jego sześciu fauli to żart. Cieszę się, że wyrzucił z siebie frustrację, miał do tego prawo. To MVP tej ligi, a nie jest tak traktowany przez sędziów - mówił trener Steve Kerr po meczu, prawdopodobnie narażając się na karę ze strony ligi.

Curry rzucił 30 punktów, 25 punktów dorzucił Thompson, ale obaj nie dostali zbyt wiele wsparcia od kolegów. Draymond Green, który wrócił po zawieszeniu, znów zbierał (10) i asystował (6), ale mało punktował (8). 14 punktów dorzucił rezerwowy Leonardo Barbosa.

Warriors znów zawiodła ich najsilniejsza broń - "trójki". Spudłowali aż 24 z 39 rzutów z dystansu. Do tego, od dwóch meczów nieobecny jest Harrison Barnes, który w czwartek spudłował wszystkie osiem rzutów. Problemem jest także zdrowie Andre Iguodali - skrzydłowego zaczęły boleć plecy, w czwartek w trakcie meczu musiał udać się na zabieg do szatni. Wrócił do gry, ale wielkiej roli nie odegrał. Warriors potrzebują go do gry w obronie przeciwko Jamesowi, który gra w tych finałach niesamowicie.

Sprawa mistrzostwa rozstrzygnie się w meczu numer siedem. Cavaliers wygrali dwa ostatnie mecze, ale to Warriors zagrają przed własną publicznością. Decydujące spotkanie sezonu o godz. 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek.

Zobacz wideo

Złote czasy dla klubów NBA. Ile warte są najlepsze drużyny?

https://bi.im-g.pl/im/07/98/12/z19496967Q,LeBron-James-i-Stephen-Curry.jpg">

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.