Do zdarzenia doszło pięć minut przed końcem drugiej kwarty. Love szykował się do zbiórki w obronie. Zza jego pleców wyskoczył Harrison Barnes, który przypadkowo uderzył go łokciem w głowę. Podkoszowy Cavaliers padł na parkiet, trzymał się za głowę. Gra nie została od razu wstrzymana. Warriors mieli piłkę, punkty po wejściu pod kosz zdobył Draymond Green.
Love przez kilka minut siedział na parkiecie, chwilę rozmawiał z lekarzem, ale po chwili wstał i wrócił do gry. Trafił nawet rzut za trzy punkty, a Cavs mieli jeszcze nadzieję, że powalczą po przerwie.
Problemy zaczęły się na początku trzeciej kwarty. Było widać, że Love nie czuje się najlepiej. Najpierw spudłował rzut z dystansu, potem stracił piłkę. Gdy wrócił do obrony, było widać, że nie do końca wie, co się dzieje na parkiecie. Sam zorientował się, że coś jest nie tak. Poprosił o zmianę i poszedł z lekarzem do szatni.
- Nic nie mówił, nie było nic po nim widać - mówił trener Tyronn Lue, zapytany o to, dlaczego po uderzeniu Love w ogóle grał.
W komunikacie, który NBA przekazała mediom, stwierdzono, że Love nie odczuwał skutków zderzenia w drugiej kwarcie oraz w przerwie meczu i to dlatego wrócił do gry.
Nie wiadomo, czy Love będzie mógł zagrać w kolejnym meczu. Podejrzewa się u niego wstrząśnienie mózgu. W poniedziałek, gdy zespół wróci do Cleveland, koszykarz przejedzie dodatkowe badania. NBA bardzo poważnie podchodzi do wszelkich urazów głowy. Wszystko zależy od tego, czy nie będzie już objawów wstrząśnienia mózgu oraz czy koszykarz przejdzie specjalne badania dopuszczające go do gry.
Na korzyść Cavs działa to, że w tym roku przerwy między kolejnymi meczami są nieco dłuższe. Spotkanie numer trzy odbędzie się dopiero w środę.
W rywalizacji do czterech zwycięstw Golden State Warriors prowadzą 2-0. Dwa kolejne spotkania odbędą się w Cleveland.