Pożegnanie Bryanta trwało od dobrych czterech miesięcy, gdy ogłosił, że ten sezon będzie jego ostatnim. Wiele osób było już zmęczonych oglądaniem kiepskich Lakers i grającego nieco już na siłę Bryanta, ale w ostatnim meczu wszyscy jakby o tym zapomnieli. Chcieli zobaczyć godne pożegnanie jednego z najlepszych koszykarzy w historii NBA. I zobaczyli.
Bryant swoją 20-letnią karierę w NBA i Los Angeles Lakers zakończył po swojemu i na swoich warunkach. W meczu oddał aż 50 rzutów, trafił 22 z nich. Rzucił w sumie 60 punktów - co jest rekordem NBA w tym sezonie i najlepszym wynikiem koszykarza w swoim ostatnim meczu w karierze. Miał cztery asysty i cztery zbiórki. Co ważniejsze, odchodzi z NBA jako zwycięzca - w swoim ostatnim meczu poprowadził, dosłownie, Lakers do wygranej. W końcówce czwartej kwarty po jego rzutach Lakers odrobili kilkupunktową stratę do Jazz, a potem wyszli na prowadzenie. Lepszego finału kariery wyobrazić sobie nie mógł.
-Przez całą moją karierę wszyscy krzyczeli, żebym podawał. Dziś mówili, żebym podawać się nawet nie ważył - zażartował Bryant po meczu na środku parkietu, który zakończył asystą do Jordana Clarksona.
To szalone, jak szybko minęło te 20 lat. Były lepsze i gorsze chwile, ale najważniejsze, że przez ten czas pozostaliśmy razem. Jestem bardziej dumny z tych lat, kiedy byliśmy w dołku niż z mistrzostw. Bo nikt z nas nie uciekł, przetrwaliśmy to. Dziękuję wam - mówił wzruszony, a potem podziękował jeszcze swojej żonie i dzieciom.
Cały wieczór w Staples Center był skupiony wokół Bryanta. Na mecz przyjechali jego dawni koledzy jak Rick Fox, Lamar Odom czy Shaquille O'Neal. Na trybunach były też gwiazdy Hollywood z Jackiem Nicholsonem. Ten mecz chciał zobaczyć każdy. Bilety kosztowały w odsprzedaży nawet blisko 30 tys. dolarów, a telewizyjna transmisja przyciągnęła miliony widzów. Pożegnanie Bryanta odciągnęło, czy wręcz przyćmiło, historyczny wyczyn Golden State Warriors, którzy pobili rekord zwycięstw w sezonie zasadniczym. W środę wygrali swój 73 mecz w sezonie.
W Los Angeles nikogo to nie obchodziło. Liczył się tylko Bryant. Przed meczem przemowę wygłosił inny wielki gracz Lakers - Ervin "Magic" Johnson. - Kobe grał z kontuzjami, zawsze dawał z siebie wszystko, nigdy nie odpuszczał. Był największą gwiazdą przez ostatnich 20 lat i to dzięki niemu pod kopułą wisi pięć kolejny mistrzowskich banerów. Jest nie tylko największym w ostatnich latach, ale i największym zawodnikiem Lakers w historii - stwierdził.
Na pożegnalnym wideo wypowiedzieli się najlepsi koszykarze NBA ostatnich lat. Bryanta żegnali O'Neal, Dwayne Wade, Kevin Durant, Dirk Nowitzki, Kevin Garnett, Carmelo Anthony, Stephen Curry, LeBron James, Pau Gasol, Lamar Odom.
-Zrobiłeś to we właściwy sposób, robiłeś po swojemu to, o czym inni tylko marzyli - powiedział trener San Antonio Spurs Gregg Popovich.
Z parkietu zszedł na 4,1 sekundy przed końcem meczu. Dostał owację na stojącą. Kolejną tego wieczoru. Pomeczową przemowę zakończył w swoim stylu, mówiąc: Mamba out!