Niepogoda dla bogaczy w NBA. Dlaczego gwiazdy nie chcą grać w Lakers i Knicks?

Czołowi koszykarze odrzucają oferty Los Angeles Lakers i New York Knicks. Dlaczego wielkie i bogate kluby z atrakcyjnych metropolii są na dnie?

Ostatnie osiągnięcia Lakers (2,6 mld dol.) i Knicks (2,5 mld) kończą się na prowadzeniu w rankingu wartości klubów magazynu "Forbes". Oba kluby przeżyły właśnie najgorszy sezon w historii. Los Angeles wygrało ledwie 21 meczów, Nowy Jork tylko 17.

Fatalne rozgrywki były jednak zaplanowane, w NBA (i innych amerykańskich ligach zawodowych) to częsta praktyka. - Wiem, że brzmi to wariacko, ale będąc menedżerem klubu, ostatnim, czego chcesz, to być w środku tabeli. Bycie średniakiem to przepis na katastrofę, w ten sposób nie zbudujesz mistrzowskiego zespołu - przyznał kiedyś ESPN menedżer klubu NBA. To dlatego ci, którzy nie mają szansy na sukces, oddają kluczowych graczy za bezcen i przegrywają mecze na potęgę. Dzięki temu latem mają więcej pieniędzy na nowych graczy oraz, jako ligowy słabeusz, zyskują szanse na pierwszeństwo w naborze talentów.

Ale w przypadku Lakers i Knicks plan powiódł się tylko połowicznie - drużyny bez gwiazd, a raczej zbieraniny anonimowych koszykarzy, znalazły się w ligowym ogonie, ale ani w drafcie, ani na rynku transferowym nie udało im się pozyskać graczy, o których można powiedzieć z pewnością, że będą liderami drużyn z ligowej czołówki.

Łatwiej wygrywać w Milwaukee

Teoretycznie w Los Angeles i Nowym Jorku mają wszystko - pieniądze, wielką historię (Lakers), wielkie miasto (Knicks), zainteresowanie mediów, gwiazdorską otoczkę. Okazało się jednak, że najlepsi gracze wybierali kluby, które mają szanse na sukcesy. Lakers i Knicks nie mają. Żadnych.

To dlatego LaMarcus Aldridge Portland Trail Blazers zamienił na San Antonio Spurs. Z najlepszym wysokim skrzydłowym na rynku Lakers spotkali się dwukrotnie, ale gdy Aldridge pytał o sportowy rozwój drużyny, przedstawiciele klubu mówili o możliwościach reklamowych. I o Hollywood, zamiast o perspektywach boiskowych. I choć Aldridge ma dom w Los Angeles, wybrał Spurs, którzy w czołówce NBA są od lat.

Ani Lakers, ani Knicks nie mieli też żadnych argumentów, żeby przekonać LeBrona Jamesa i Kevina Love (zostają w Cleveland Cavaliers) oraz nie przekonają czołowego środkowego ligi Marca Gasola (zostaje w Memphis Grizzlies). Nie jest już tak jak w poprzednich dekadach, gdy kryzysy Lakers zażegnywali wielcy przychodzący z małych klubów: Kareem Abdul-Jabbar, Shaquille O'Neal oraz Pau Gasol. Ten pierwszy, nowojorczyk, w latach 70. nalegał na transfer z prowincjonalnych Milwaukee Bucks, by grać, wygrywać, ale też być sławnym w Los Angeles. Teraz Greg Monroe z Detroit Pistons odszedł do Milwaukee, choć chciały go i Lakers, i Knicks. Bo chce wygrywać.

"Lakers nie są już tymi Lakers"

Lakers staczać się na dno zaczęli w 2010 r., gdy zdobyli drugie z rzędu mistrzostwo. Co prawda, jeszcze dwa lata później nazywano ich "Los Hollywood Lakers", bo do Kobe Bryanta i Pau Gasola dołączyli Dwight Howard i Steve Nash. Ale gwiazdorski eksperyment nie wypalił, weteranom przeszkadzały kontuzje i wielkie ego. Zespół się rozpadł.

I nikt go nie poskładał, bo właśnie w 2010 r. na zdrowiu podupadł, a trzy lata później zmarł Jerry Buss, charyzmatyczny wizjoner, który zbudował potęgę klubu i ją podtrzymywał. Zastępujący go córka Jeanie i syn Jim podzielili się kompetencjami, żadne z nich nie ma jasnej wizji rozwoju. A na dodatek oboje są zakładnikami Bryanta - gwiazdy, która ma już 37 lat, która leczy poważne kontuzje i która ma ogromny kontrakt (48,5 mln dol. za dwa lata). Nic w Lakers nie dzieje się bez zgody Bryanta, a jemu najwyraźniej trudno pogodzić się z myślą, że jako lider nigdzie zespołu nie doprowadzi. "Lakers nie są już tymi Lakers" - podsumował Bill Plaschke, felietonista "Los Angeles Times".

Knicks i propozycje niedorzeczne

Knicks pozycji Lakers nie mieli nigdy - mistrzami byli tylko dwa razy, na początku lat 70., co ginie przy 16 tytułach klubu z Los Angeles. I choć ambicje na Manhattanie są równie duże co w Hollywood, to bałagan w zarządzaniu jeszcze większy. James Dolan, impulsywny właściciel, wtrąca się w codzienne życie klubu i co chwilę zwalnia pracowników (dziewięciu trenerów i sześciu prezesów od 1999 r.), a kolejni menedżerowie popełniają błędy transferowe. Gwiazdy mistrzowskimi pierścieniami miał przyciągnąć Phil Jackson, ale jego pierwszy rok w roli prezesa zakończył się katastrofą - wynikową i na rynku transferowym.

Kilka lat temu, jeszcze zanim przyszedł Jackson, Knicks czyścili zespół i szykowali budżet, by w 2010 r. milionami i możliwościami marketingowymi skusić Jamesa. Ten wybrał Miami Heat, więc miliony poszły na Amar'e Stoudemire'a i Carmelo Anthony'ego oraz zgraję przeciętniaków. Pierwszego zniszczyły kontuzje, drugi - egoistyczny strzelec - nie wygląda na gracza, który gwarantuje mistrzowski poziom. Teraz David West, gracz solidny, ale w żadnym wypadku gwiazda, plotki o tym, że może trafić do Knicks, nazwał niedorzecznymi. - Ja chcę walczyć o mistrzostwo - tłumaczył. I wybrał - jakżeby inaczej - Spurs. Zamiast możliwych w Indiana Pacers 12,2 mln dol. za sezon wolał ledwie 1,4 mln, ale z gwarancją gry o tytuł.

Z drugiej strony, choć Aldridge i West o tym nie wspomnieli, to wiadomo, że koszykarze NBA preferują często stany, w których są niskie podatki. A Teksas - z San Antonio, Dallas i Houston - do nich należy.

Dla kogo jest Chris Paul?

Oczywiście, nie jest tak, że do Lakers i Knicks nikt nie przychodzi. Pierwsi pozyskali właśnie Roya Hibberta, Lou Williamsa i Brandona Bassa, z naboru doszedł do nich D'Angelo Russell. Do Nowego Jorku trafił za to Robin Lopez, Arron Afflalo i Derrick Williams, a z naboru - Łotysz Kristaps Porzingis. Tylko, czy ci gracze gwarantują, że - inaczej niż w lutym - telewizja pokaże następny mecz Lakers - Knicks? Ostatnio ESPN zastąpiła to spotkanie transmisją ze... zorganizowanego przez Chrisa Paula z Los Angeles Clippers turnieju w kręgle dla celebrytów.

Wspominając o Paulu trzeba jednak przyznać, że Lakers mieli też pecha. W 2011 roku zarządzająca zadłużonymi New Orleans Hornets NBA zastopowała jego transfer do klubu, uznając go za zbyt dużą, niepożądaną zmianę układu sił w lidze. I choć wkrótce Paul do Los Angeles trafił, to jego zespołem stali się Clippers...

źródło: Okazje.info

Która z tych drużyn szybciej się odrodzi?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.