NBA. Inny mecz rano widziałem (8): Hej, Miami! Samo się nie wygra...

Rozbici kontuzjami Indiana Pacers chcieli wygrać w Miami z Heat i wygrali. Przede wszystkim dlatego, że zdemolowali gospodarzy w walce o zbiórki - o wygranej 81:75 Pacers w Miami pisze Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

Tak, to była demolka. 53 zbiórki Pacers, w tym 16 w ataku i ledwie 28 zbiórek gospodarzy. Roy Hibbert, Lavoy Allen, Solomon Hill zbierali i dobijali, zbierali i oddawali piłkę na obwód, by ponowić akcję w ataku. Pacers zbierali i zabrali wygraną Heat. I było to ich pierwsze w tym sezonie zwycięstwo na wyjeździe.

Jak ważne, tłumaczyć raczej nie trzeba. Paul George, George Hill, David West, Rodney Stuckey, C.J. Miles, C.J. Watson... Ci gracze są kontuzjowani, ale do ubytków drużyny z Indianapolis można dodać także Lance'a Stephensona, który odszedł do Charlotte Hornets. Tak, z finalisty wschodu z poprzedniego sezonu zostały szczątki. Heat stracili LeBrona Jamesa, lecz ich sytuacja kadrowa wygląda zdecydowanie lepiej. Bilans - też. Przed środowym spotkaniem Heat mieli 5-2, a Pacers 2-6. Mieli, sytuacja trochę się zmieniła.

Początek Wade'a

- Pacers, by wygrać, muszą grać dobrze, a rywal słabo - mówił na początku meczu ekspert telewizyjny Jeff Van Gundy. Miał rację, choć na początku meczu wydawało się, że Heat nie zaniżą swojego poziomu. Dwyane Wade, ewidentnie odrodzony Dwyane Wade, grał bardzo dobrze, zdobył 11 punktów w pierwszej kwarcie. Oczywiście, nie był to Wade sprzed ośmiu lat, ale jednak o ile żywszy, aktywniejszy jest rzucający Heat w tym sezonie.

I gra mu się łatwiej, bo nie dość, że częściej może mieć piłkę w rękach, to jeszcze wysocy Heat - przede wszystkim Chris Bosh i Shawne Williams - często opuszczają pole trzech sekund, ustawiają się za linią trójek, dzięki czemu pod koszem jest więcej miejsca. Wade w pierwszej kwarcie świetnie z tego korzystał. I choć Pacers szybko redukowali niewielkie straty (było 5:0 i 10:5 dla Heat), to jednak gospodarze mieli przewagę.

Heat uciekają...

Ale nie tylko Wade się wyróżniał - od początku skuteczny był także Williams. 28-letni skrzydłowy, ligowy obieżyświat, którego w 2006 roku w drafcie wybrali Pacers, pasuje do stylu gry Heat, w którym wysocy rzucają z dystansu. Williams trafiał za trzy, wykorzystał cztery pierwsze próby, w sumie zdobył 15 punktów, czym powtórzył strzeleckie osiągnięcia z początku sezonu. W drugiej kwarcie po jego trójce Heat prowadzili 41:32 - gospodarze mieli wówczas 5/7 za trzy punkty.

Wydawało się, że Heat uciekną rywalom, bo Pacers wyglądali na zespół, który zaraz się złamie. Owszem, Hibbert po zapaści z drugiej połowy poprzedniego sezonu i play-off wrócił na dobry poziom, a Chris Copeland i Donald Sloan pokazywali, że potrafią zdobywać punkty po indywidualnych akcjach, ale rzut oka na ławkę rezerwowych gości sugerował, że zbyt wiele nie można się po niej spodziewać. Niesłusznie.

... ale pojawiają się problemy

Wtem! Dobitka Allena, trójka Hilla, skuteczne wejście Sloana, dobitka Hibberta - Pacers w kilka minut doprowadzili do remisu, a my nagle uświadomiliśmy sobie, że Heat mają kilka problemów. Po pierwsze: nie zbierają piłek (przypominam - 28:53 w meczu). Po drugie: nie trafiają wolnych (8/18 w całym spotkaniu). Jeśli spojrzy się na końcowy wynik, to jasne jest, że trzy zbiórki tu, dwie złapane piłki tam, cztery rzuty wolne trafione i to Heat mogliby cieszyć się z wygranej.

Zaginął też Wade. Po 11 punktach w pierwszej kwarcie, w drugiej i trzeciej łącznie lider Heat oddał ledwie dwa rzuty z gry. Wystygł, można powiedzieć. A po odgrzaniu był niezbyt dobry. W końcówce starał się, częściej brał piłkę, trafił ważną trójką, w sumie zdobył 20 punktów, ale nie był to już koszykarz, który na początku spotkania obronę rywali rozmontowywał najróżniejszymi akcjami.

Przewaga Pacers

- Biegajcie! Musimy znaleźć coś w kontrach. Nie patrzcie na mnie, gdy przejmiecie piłkę, tylko biegnijcie do przodu. Szukajcie siebie, szukajcie pozycji - mówił trener Pacers Frank Vogel podczas jednej z przerw na żądanie. Ale jego koszykarze, nawet jeśli przyspieszać próbowali, to nie zdobywali przewagi po kontrach. Budowali ją raczej na punktach podkoszowych - akcja Iana Mahinmi (po dobrym podaniu Copelanda) dała im trzy punkty i prowadzenie 72:65 w czwartej kwarcie. Pacers bardzo chcieli wygrać. Chyba bardziej niż Heat.

Gospodarze zdobyli jednak wówczas siedem punktów z rzędu i warto podkreślić wkład w ten zryw Shabazza Napiera. Rozgrywający, tegoroczny debiutant, od początku sezonu dostaje sporo minut w czwartych kwartach - z Pacers trafił trójkę na 68:72 i choć były to jedyne punkty, do z dorobkiem także trzech zbiórek i czterech asyst w 14 minut Napier wyglądał nieźle. W trudnych momentach grę prowadził pewnie, rozsądnie.

Dwie akcje z ostatniej minuty

Po wejściu pod kosz Mario Chalmersa było 72:72 i od tej pory decydowała obrona. Heat zatrzymali w kolejnych akcjach zagrania Copelanda, a potem Hibberta, ale środkowy Pacers w rewanżu potężnie zablokował Luola Denga (słabiutki mecz, 2/10 z gry i pięć punktów w 35 minut). Bosh (też źle, 3/13, dziewięć punktów w 33 minuty) rzucił za trzy, ale był to potężny niedolot. Trójki wymienili Sloan i Wade, 75:75.

I zaczęła się ostatnia minuta, w której o wyniku rozstrzygnęły dwie akcje - najpierw Copeland trafił z wejścia (w sumie 17 punktów, najwięcej wśród gości), a potem Chalmers, przy podobnej próbie, faulował w ataku. Taktyczne przewinienia gospodarzy nic im nie dały, bo Sloan (15 punktów) i Hibbert (16, 15 zbiórek, trzy bloki) pewnie wykonywali rzuty wolne. I właśnie tak Pacers odnieśli swoją pierwszą w tym sezonie wygraną na wyjeździe.

PS Co dalej? Szukamy (nie)ciekawych meczów. Kilka z nich szykuje się w nocy z piątku na sobotę czasu polskiego, wybierzcie ten, który mam obejrzeć:

Który mecz mam obejrzeć?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.