NBA. Inny mecz rano widziałem (5): Kobe Bryant i jego Lakers między Minneapolis a Tarnobrzegiem

- Mecz był ciekawy, choć przewidywalny - Kobe Bryant szarpał się, próbując dogonić rywali, ale Isaiah Thomas, Eric Bledsoe i Goran Dragić regularnie wykorzystywali dziury w obronie Los Angeles Lakers. Phoenix Suns wygrali 112:106 i dla Bryanta i spółki jest to piąta kolejna porażka na początku sezonu. Lakers z bilansem 0-5 są najgorszym zespołem NBA - pisze Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

"W końcu trzeba pochwalić zespół za walkę" - stwierdził po meczu na Twitterze jeden z fanów Lakers. Jeśli odnieść to wyłącznie do obecnej drużyny, może to nawet zabrzmieć jako pochwała. Jeśli zaś odnieść to do wielkiej historii klubu z Los Angeles - jest to jednak obelga. Ostatni raz Lakers tak źle zaczęli sezon w 1957 roku, gdy grali jeszcze w Minneapolis - wówczas przegrali siedem pierwszych spotkań.

Ale przypominają nie tylko tamtych, historycznych Lakers, ale też obecny zespół z Minneapolis - Timberwolves. Wiecznie przebudowywanych, często bez wiodącej koncepcji, z koszykarzami dobieranymi bez większego ładu i składu. Podobnie jest teraz w Lakers, choć różnica jest jednak zasadnicza - Kobe Bryant. Gwiazdor i hamulcowy klubu w jednym.

36-letniego Bryanta, który zarabia najwięcej w NBA - 23,5 mln dol. rocznie, większość klubów próbowałaby wymienić za kilku innych graczy i gruntowną przebudowę zacząć od zera. Ale Lakers na to nie stać z kilku względów. A jeden z najważniejszych to pieniądze - warta 3 mld dol. 20-letnia umowa z Time Warner na pokazywanie meczów zespołu w lokalnych stacjach realizowana jest podobno w zależności od wyników oglądalności. A te rosną, gdy Bryant jest na boisku, proste.

Bryant niedostatecznie dobry

I we wtorek Bryant rzeczywiście przyciągał wzrok, to dzięki jego wysiłkom końcówka była emocjonująca. Lider Lakers rzucił 39 punktów i miał dziewięć zbiórek w 44 minuty, choć same te statystyki mogą być nieco mylące. Tak, Bryant momentami czarował i wykonywał te "swoje" akcje (rzut z faulem tyłem do kosza, niesamowite trójki itp.), ale jednak trafił tylko 14 z aż 37 oddanych rzutów, miał 8/12 z wolnych i trzy straty.

Błędy przytrafiały mu się także w końcówce - były to kroki osiem metrów od kosza przy inicjowaniu ataku pozycyjnego, pudło spod obręczy, niedokładne podanie na obwodzie, którego nie złapał Wayne Ellington, wreszcie kolejne pudło z trzech metrów, choć tuż sprzed dobrze kryjącego go P.J. Tuckera. Tak, Bryant momentami grał bardzo dobrze, ale w kluczowych momentach nie był w stanie dać drużynie zwycięstwa.

Boozer symbolem nieudolności

Bryantowi nie był w stanie pomóc żaden z kolegów. Owszem, Jeremy Lin zdobył 18 punktów (połowę z linii rzutów wolnych), ale zawodził jako rozgrywający, jego wejścia pod kosz były łatwe do zatrzymania. Lin, jeśli zdołał minąć obrońcę, wpychał się prosto pod obręcz bez zmian kierunku, bez zwodów, z nielicznymi próbami odegrania na obwód. Jeśli nie był faulowany, to rywale go blokowali, zdarzył mu się faul ofensywny.

15 punktów i 15 zbiórek miał Jordan Hill, którego można pochwalić za agresywną walkę o zbiórki, szczególnie w ataku. Hill wyłapał dziewięć takich piłek, a w obronie miał trzy bloki. Ale brakowało tego, co dawał w ostatnich spotkaniach drużynie w ataku - pewniejszych rzutów z półdystansu.

Carlos Boozer zdobył ostatecznie 13 punktów, sześć zbiórek i cztery asysty, ale w pierwszej połowie był symbolem nieudolności Lakers. Graczem, którego rzuty przelatywały zwykle gdzieś obok kosza, a obronę cechowało gapiostwo i spóźnienie. Boozera można wyróżnić tylko za pierwsze minuty trzeciej kwarty, gdy zdobył osiem punktów. Pozostałe fragmenty? Cóż, odejmijcie sobie te punkty od jego całej zdobyczy...

Suns szybcy, za szybcy

Jeśli Lakers w pierwszej połowie mieli twarz Boozera, to Suns byli jak Isaiah Thomas. Przeładowany, wydawałoby się, rzucającymi rozgrywającymi zespół na razie działa bardzo dobrze - gdyby nie wpadka z Utah Jazz, Suns byliby zespołem bez porażki. Mecze zaczynają Eric Bledsoe i Goran Dragić, potem za któregoś z nich wchodzi Thomas. Lub, jak przecież było w końcówce wtorkowego meczu, Suns grają ultraszybkim ustawieniem Thomas, Bledsoe, Dragić i bliźniacy Markieff i Marcus Morrisowie.

Thomas dla obwodowych Lakers był za szybki, zdecydowanie za szybki. Zdobył z ławki 22 punkty, dziewięć asyst i trzy przechwyty, nie zaliczył żadnej straty. Jego akcje podłamywały Lakers, bo były i błyskawiczne, i efektowne. Na dodatek Thomas miał wśród rezerwowych Suns świetnego kompana - Gerald Green rzucił aż 26 punktów, pokazał kilka niesamowitych wsadów. M.in. jeden z powietrza w drugiej kwarcie, z głową na wysokości obręczy i... Boozerem, który zaspał na zasłonie.

Lakers jak Jezioro

Kiedy przed rozpoczęciem meczu komentatorzy zastanawiali się, co muszą zrobić Lakers, by powalczyć o wygraną, padło zdanie: "Lakers bench has to do something". Rezerwowi nie mieli pokazać jakiejś konkretnej umiejętności - przyspieszyć, trafiać z dystansu, bronić. Nie, mieli zrobić coś, cokolwiek. Ale nie zrobili, punktową rywalizację ze zmiennikami Suns przegrali 17:53. Ronnie Price, Wayne Ellington, Jordan Clarkson, Ryan Kelly, Ed Davis - tak to wygląda. Choć raczej nie wygląda.

Lakers ostatnio ćwiczyli, trenowali obronę. W pierwszych czterech meczach tracili średnio po 117 punktów, byli jak Jezioro Tarnobrzeg, które frywolnie gra i przegrywa w Tauron Basket Lidze (także bilans 0-5). Trener Byron Scott diagnozował problemy - obwodowi nie dochodzą do strzelców z dystansu, szczególnie w rogach boiska. Wysocy zbyt miękko grają na zasłonach i pozwalają rywalom z piłką na wejścia pod obręcz. Cały zespół źle wraca do obrony.

I choć Lakers na treningu poprzedzającym mecz z Suns długo pracowali nad wyeliminowaniem tych błędów, to zbyt wiele się nie zmieniło.

Czekanie na Hornets

Bracia Morrisowie, którzy też byli wyróżniającymi się graczami gości (23 punkty, 10 zbiórek i pięć asyst Markieffa; 12, sześć i cztery Marcusa), nawet nie musieli zawsze wykorzystywać szybkich rozgrywających, by grać dwójkowe akcje z zasłonami - rozgrywali je sami, także w końcówce. Przy wyniku 104:108, gdy Lakers mogli jeszcze myśleć o walce o zwycięstwo, gospodarze pozwolili trafić Tuckerowi trójkę z rogu. A z szybkiego ataku stracili 21 punktów. Jezioro Tarnobrzeg ligi NBA...

Usprawiedliwienie Lakers? Poza kontuzjami Steve'a Nasha i Juliusa Randle'a może być nim trudny terminarz na początku sezonu - wiele meczów, i to z dobrymi rywalami. Ale teraz drużynę z Los Angeles czeka pięć dni przerwy przed spotkaniem u siebie z Charlotte Hornets. To teoretycznie najłatwiejsze ze spotkań początku sezonu. Tylko czy będzie zwycięskie?

PS W cyklu "Inny mecz rano widziałem" wybieram mecze drużyn z nizin NBA, teoretycznie. Innymi słowy - mniej atrakcyjne. Ten, który obejrzę, wybieracie Wy, w sondzie poniżej. Oto kilka propozycji na środę (sprawdźcie bilanse tych drużyn!), liczy się wynik głosowania o 20:

Jaki mecz mam obejrzeć?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.