NBA. Washington Wizards dobili Chicago Bulls. Drużyna Marcina Gortata w drugiej rundzie!

Washington Wizards do play-off wrócili po sześciu latach przerwy, a teraz - po wyeliminowaniu Chicago Bulls 4-1 - po raz pierwszy od 2005 roku zagrają w drugiej rundzie. W meczu nr 5 drużyna ze stolicy USA wygrała w Chicago 75:69 - Marcin Gortat zdobył tylko dwa punkty, ale w końcówce miał trzy istotne zbiórki w ataku i blok.

Awans do drugiej rundy po pięciu meczach to nie tylko spory sukces Wizards, ale też niespodzianka - przed play-off eksperci czy dziennikarze typowali, że seria będzie dłuższa, a większość z nich stawiała na Bulls (jak m.in. autor tego tekstu). Tymczasem młody i niezbyt doświadczony w play-off zespół z Waszyngtonu wygrał dwa pierwsze mecze w Chicago i nie oddał już Bulls inicjatywy.

W drugiej rundzie Wizards zagrają z Indiana Pacers lub Atlanta Hawks. W tej parze wynik na razie jest sensacyjny, bo 3-2 prowadzą rozstawieni z nr. 8 w Konferencji Wschodniej Hawks, a środowy szósty mecz odbędzie się w Atlancie. Pacers, którzy typowani byli nawet do walki o tytuł, są w głębokim kryzysie, który Hawks potrafią wykorzystać. W ewentualnej rywalizacji z zespołem z Atlanty Wizards mieliby przewagę boiska. W rundzie zasadniczej drużyna Gortata wygrała z Hawks trzy z czterech meczów.

We wtorek Wizards bardzo zależało, by zakończyć serię z Bulls. - To może być naprawdę trudne, ale z drugiej strony - spokojnie może nam się udać, jeśli rozpoczniemy twardo i naskoczymy na zespół z Chicago od początku. Oni mogą się złamać, choć - znając tę drużynę - będzie walczyć przez 48 minut. Jest wiele zespołów, które uderzone w pierwszej połowie padają. Ale nie sądzę, by tak było w Chicago - mówił przed meczem Gortat. A mecz wyglądał tak jak jego przewidywania.

Polak zdobył pierwsze punkty (później okazało się, że jedyne w meczu), Wizards zaczęli budować przewagę. W drugiej kwarcie wygrywali nawet 30:18, ale gospodarze jeszcze przed przerwą odrobili straty. Po dwóch kwartach było 41:41, ale w drugiej połowie nieznaczną przewagę znów osiągnęli Wizards. I utrzymali ją do końca meczu.

W czwartej kwarcie goście prowadzili 65:57, ale Bulls zdołali zbliżyć się na trzy punkty. Dwie minuty przed końcem było 72:69 dla Wizards, ale wówczas Gortat w trzech kolejnych akcjach zbijał lub zbierał piłki w ataku po niecelnych rzutach kolegów, dzięki czemu jego zespół miał piłkę przez minutę. A potem Polak zablokował rzut Carlosa Boozera. W końcówce Wizards trafili trzy rzuty wolne, a gospodarze w ogóle nie zdobyli już punktów.

Gortat skończył mecz z dwoma punktami (1/5 z gry), ale miał 13 zbiórek (cztery w ataku), a także dwie asysty i trzy bloki. Najskuteczniejsi w Wizards byli John Wall (24 punkty, siedem zbiórek, cztery asysty), Nene (20, siedem, cztery) oraz Bradley Beal (17, pięć, cztery). Cała zdobycz Wizards - 75 punktów - to najsłabszy wynik w zwycięskim meczu play-off w historii klubu.

Ale kto by się tym przejmował? Wizards wykonali plan, teraz czekają na więcej.

Pozostałe wyniki wtorkowych meczów play-off:

Los Angeles Clippers - Golden State Warriors 113:103 (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw: 3-2 dla Clippers)

Oklahoma City Thunder - Memphis Grizzlies 99:100 (po dogr.) (stan rywalizacji play off do czterech zwycięstw: 3-2 dla Grizzlies)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.