NBA. Miami Heat w finale po raz trzeci z rzędu

W decydującym o awansie siódmym meczu finału Konferencji Zachodniej broniący tytułu koszykarze Miami Heat rozbili Indianę Pacers 99:76 i po raz trzeci z rzędu zagrają o mistrzostwo. LeBron James zdobył 32 punkty i zagrał świetnie w obronie przeciwko liderowi Pacers.

Heat, uważani za faworytów numer jeden do zdobycia tytułu, w serii z Pacers musieli wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Drużyna z Indianapolis, która w sezonie regularnym słynęła z żelaznej obrony, na obrońców tytułu miała sposób i konsekwentnie go realizowała. W decydującym, siódmym meczu Heat jednak pokazali swoje mistrzowskie oblicze. To było ich najłatwiejsze zwycięstwo w serii.

LeBron James od samego początku wściekle atakował kosz rywali. W poprzednich meczach defensywa Pacers dobrze wypychała najlepszego koszykarza świata spod obręczy, w poniedziałek zatrzymać się go nie dało - uciekał obrońcom, wchodził pod kosz i albo trafiał, albo był faulowany. W meczu zdobył 32 punkty, trafiając 8 z 17 rzutów z gry i 15 z 16 wolnych. Miał też osiem zbiórek, cztery asysty, dwa przechwyty i blok.

James dostał też duże wsparcie od Dwyane'a Wade'a i Chrosa Bosha. Obaj grają od początku play-off z urazami, w serii z Pacers długo nie mogli odnaleźć rytmu. Aż do najważniejszego meczu. Wade, który narzeka na kontuzje kolana i brakuje mu nieco dawnej szybkości, w poniedziałek zdobył 21 punktów i dziewięć zbiórek, był rewelacyjny w obronie.

- Wszystko, co zdarzyło się do tej pory, nie miało znaczenia. To mecz numer siedem, najważniejszy w sezonie. Musieliśmy dać z siebie wszystko - powiedział Wade.

Przebudził się też Bosh, który sporo zdrowia stracił na walkę z o wiele wyższym Roy'em Hibbertem. W poniedziałek rzucił dziewięć punktów i miał osiem zbiórek.

W poniedziałek Heat narzucili niesamowite tempo w drugiej kwarcie. Mistrzowie bronili rewelacyjnie, wytrącając Pacers wszystkie atuty z ręki. Hibbet był zagubiony pod koszem. Paul George, który rozbłysnął w poprzednich spotkaniach, nie radził sobie z presją Jamesa. A Heat zaczęli momentalnie powiększać przewagę. Trafiał James, przebudził się też nieco Ray Allen, który trzykrotnie trafił z dystansu i w samej drugiej kwarcie zdobył 10 punktów. Gospodarze rzucili 33 punkty, Pacers pozwolili zdobyć ich tylko 16.

Po przerwie Heat jeszcze podkręcili tempo, powiększyli przewagę do ponad 20 punktów i odebrali rywalom ochotę do gry. Ostatecznie mistrzowie NBA wygrali 99:76.

18 punktów dla Pacers zdobył Hibbert, 14 punktów miał David West, a 13 George Hill. W najważniejszym meczu zawiódł Paul George, który wcześniej był jednym z liderów swojej drużyny. 23-letni skrzydłowy rzucił tylko siedem punktów (efekt świetnej obrony Jamesa), miał siedem zbiórek i spadł z boiska za sześć fauli.

Dla Miami Heat to trzeci awans do finału NBA z rzędu. W 2011 roku przegrali walkę o tytuł z Dallas Mavericks, rok temu pokonali Oklahomę City Thunder.

Teraz Heat o mistrzostwo zagrają z San Antonio Spurs, którzy w finale Konferencji Zachodniej dość łatwo wyeliminowali Memphis Grizzles (4-0). Dla koszykarzy z Teksasu to pierwsza finałowa seria od 2007 roku - wtedy zdobyli mistrzostwo, pokonując 4-0 Cleveland Cavaliers z LeBronem Jamesem.

Pierwszy mecz finałów NBA w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu. Transmisja w Canal+ Sport.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.