NBA. Wspinaczka Gortata

Marcin Gortat nie zagra o mistrzostwo NBA, ale w przeciwieństwie do swego klubu Phoenix Suns, miał świetny sezon. Przyszłość jego i zespołu zależy od decyzji Steve'a Nasha.

Nash powinien zostać w Phoenix? Dyskutuj na forum koszykówka/Sport.pl ?

Polak jako jedyny z Phoenix Suns wystąpił we wszystkich 66 meczach zakończonego w czwartek sezonu. Nie przeszkodził mu nawet złamany tuż przed rozgrywkami kciuk.

28-letni twardziel był najlepszym strzelcem zespołu - ze średnią 15,4 pkt, przewodził też w zbiórkach (po 10) i blokach (1,5). Był 37. strzelcem w NBA, ósmym zbierającym i piątym graczem pod względem skuteczności rzutów z gry - trafiał 55 proc. oddanych. W 15 meczach zdobywał po minimum 20 punktów i 10 zbiórek, a 7 marca ustanowił swój rekord w NBA - Oklahoma City Thunder, trzeciej najlepszej ekipie ligi, rzucił 28 punktów.

Gdyby kilka lat temu ktoś powiedział o Gortacie, że będzie najlepszym strzelcem zespołu NBA, zdecydowana większość popukałaby się w czoło. Za waleczność i grę w obronie twardy chłopak z łódzkich Bałut ceniony był zawsze, ale w ataku przypominał "ślamazarnego robota". Tak opisał się sam Gortat kilka lat temu.

Nie zadowolił się podpisaniem kontraktu w NBA, ani występem w finale. 10 lat temu postanowił sobie, że będzie grał w najlepszej lidze i konsekwentnie harował. Rok temu zapłacił za treningi z wielkim niegdyś środkowym ligi Hakeemem Olajuwonem, by zgłębić tajniki jego słynnych zwodów. Dodatkowo ćwiczył rzuty z kilku metrów, by stać się graczem wszechstronniejszym. W zakończonym sezonie pokazał efekty tej pracy, znów wszedł na wyższy poziom.

Z gracza, który potrafi zaskoczyć zdobyciem kilkunastu punktów w meczu, stał się regularną maszyną. W skróconym przez lokaut, ale bardzo intensywnym sezonie, korzystał ze swojego świetnego przygotowania fizycznego. W styczniu, w dziewięciu meczach rozegranych w 14 dni, miał średnią 18,1 punktu, i 12,7 zbiórek. Do meczu gwiazd wybrany nie został, ale fakt, że eksperci wspominali o jego szansach, był znaczący.

Środowisko idealne

Czy Gortat był liderem Suns? Tak, jeśli patrzeć przez pryzmat statystyk. Tak, jeśli wziąć pod uwagę skłonność do zabierania głosu w szatni. Nie, jeśli chodzi o kierowanie zespołem na boisku i prowadzenie go do zwycięstw.

I nie chodzi tylko o przedostatni mecz z Utah Jazz, który Suns musieli wygrać, by liczyć się w walce o play-off, a przegrali 88:100 - Gortat zagrał w nim najgorzej w sezonie, spudłował siedem z ośmiu rzutów, zdobył tylko dwa punkty. Chodzi o to, że liderem Suns jest na boisku Steve Nash - 38-letni rozgrywający, od którego zespół, z Gortatem na czele, był często uzależniony.

Nash, czołowy rozgrywający w historii NBA, dwukrotny najlepszy gracz ligi, to typ zawodnika, o którym mówi się, że ma oczy dookoła głowy. Wie kiedy rzucić, kiedy podać. Jedno i drugie robi skutecznie i efektownie, lubi też biegać i napędzać grę. Dla Gortata to rozgrywający idealny, Polak przyznał kiedyś, że 50 proc. jego wartości do Nash. W tym sezonie w Suns brakowało gracza potrafiącego wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów i Gortat na tym skorzystał - akcje Nasha z "Polskim Młotem" były często najgroźniejszą bronią zespołu.

Marcina Gortata rekordy w NBA - lider Suns buduje swoją pozycję za oceanem >

 

Nash czy już nie nasz?

Kanadyjczykowi kończy się jednak kontrakt z klubem - na początku lipca Nash będzie wybierał między nową umową w Phoenix lub przejściem do innego zespołu. Prawdopodobnie takiego, w którym będzie mógł walczyć o tytuł. To w NBA powszechne, że gwiazdy u schyłku kariery szukają szansy na zdobycie tytułu, godząc się na niższe zarobki i mniejszą rolę w drużynie. Robili tak wielcy Charles Barkley, Clyde Drexler czy Kevin Garnett. Nash u boku LeBrona Jamesa w Miami Heat? Dlaczego nie.

- Suns zrobiliby głupotę, gdyby przedłużyli z nim kontrakt - uważa Barkley, były gracz Suns, obecnie komentator TNT. - Kocham jego grę, ale w którymś momencie trzeba zacząć budować zespół na przyszłość. Steve wciąż może prowadzić zespół, ale Phoenix już go nie potrzebuje.

Nash decyzję uzależnia m.in. od tego, czy Suns zagwarantują wzmocnienia drużyny, bo szanse na to, że obecna grupa koszykarzy z Kanadyjczykiem w składzie powalczy o więcej niż awans do play-off, są znikome.

Gortat chce grać z Nashem. - Już podczas ostatniego meczu, zacząłem mu tłumaczyć, że dla jego dzieci zmiana szkoły będzie niepożądana, że dobrze wygląda w pomarańczowym, że nigdzie nie znajdzie lepszej pogody. I że w innym klubie może trafić na pięciu grubasów, którzy nie biegają, a tu ma zawodników, którzy biegają dla niego - mówił w czwartek, pół żartem.

Polak, który Nasha i siebie nazwał najlepszym duetem do rozgrywania akcji dwójkowych w NBA, na odejściu Kanadyjczyka może stracić najwięcej.

Jak poprawić produkt

Jeśli Nash uzna, że chce walczyć o mistrzostwo i z Phoenix odejdzie, Gortatowi ciężko będzie znaleźć nowego partnera do duetu. W Suns takiego nie ma, a zresztą, jak pisze lokalny dziennik "Arizona Republic", każdy z 13 zawodników, którzy w czwartek żegnali się na zakończeniu sezonu, nie może być pewny przyszłości. Jeśli Suns rozpoczną przebudowę, transfery mogą dotyczyć każdego. Gortata też. Ma on jeszcze dwa lata ważnego kontraktu, z którego dostanie 15 mln dolarów brutto. Umowa obowiązuje w całej lidze i Polak nie ma prawda weta gdyby klub chciał go wymienić. Na takie spekulacje jednak za wcześnie, NBA dopiero wkracza w decydującą fazę walki o mistrzostwo, a letnie transfery to często lawina - zmiana klubu przez zawodnika A, skutkuje wymianą B a potem kolejnych.

Gortat, po najlepszym sezonie w karierze, ocenia się samokrytycznie w rozmowie z "Przeglądem Sportowym": - Jest wiele rzeczy do poprawy. Rozegrałem wiele meczów na dobrym poziomie. Zdarzyło się jednak kilka spotkań, które chciałbym wymazać z pamięci. One jednak też były potrzebne, aby nauczyć się skromności i chcieć coś poprawić.

Coś, czyli m.in. grę tyłem do kosza. Element, który wzbogaca środkowych i uniezależnia ich od podań rozgrywających i zbiórek w ataku. Gortat w grze indywidualnej robi postępy, ale wciąż trudno wyobrazić go sobie, jako zdobywającego po 15-20 punktów bez świetnych podań Nasha. Do roli boiskowego lidera pozostał jeszcze co najmniej krok. Gortat jest tego świadomy. - Nie jestem jeszcze gotowym produktem jako koszykarz NBA. Latem znów będę ciężko pracować - zapowiada.

Koniec sezonu zasadniczego. Spurs i Chicago najlepsze

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.