Marcin Gortat: Orlando wygra na Wschodzie

- Teraz na pewno będę występował krócej. Niektórzy zawodnicy w ogóle stracą miejsce w meczowej rotacji, a moje minuty, podejrzewam, spadną do 6-8 na mecz - mówi o play-off NBA Marcin Gortat z Orlando Magic. I wspomina o kuszących ofertach z Europy

W sobotę ruszył play-off NBA. Z trzeciego miejsca w Konferencji Wschodniej rywalizację rozpoczęli Magic, których rywalem są Philadelphia 76ers. Pierwszy mecz w Orlando grali w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu.

Łukasz Cegliński: Cieszycie się, że gracie z Philadelphią? Dzień przed zakończeniem sezonu wydawało się, że rywalami będą Chicago Bulls.

Marcin Gortat: Nie ma to większego znaczenia, choć ja wolałbym Bulls. Ze względu na tamtejszą Polonię, polskie restauracje oraz moją nową ulubioną drużynę, czyli baseballowych Chicago Cubs.

Panu lepiej grało się przeciwko Chicago niż Philadelphii.

- Dlatego że większość zawodników Bulls znam z rozgrywek ligi letniej. Czułem się przeciwko nim pewnie, komfortowo. Philadelphia gra zupełnie inaczej - atletycznie. Gorzej rzucają z półdystansu czy z daleka, bardziej stawiają na siłę.

Jesteście faworytem - co jest waszym największym atutem?

- Gra na obwodzie, bo mamy więcej strzelców niż Philadelphia. Pod koszem Dwight Howard nie znajdzie u rywali przeciwnika, który mógłby go zatrzymać - będą musieli go podwajać, a to oznacza więcej miejsca dla rzucających. W obronie musimy zatrzymać szybki atak 76ers i wygrać walkę o zbiórki.

Skończyliście sezon z bilansem 59-23, czyli z jedną wygraną mniej, niż wynosi rekord klubu sprzed 15 lat. Tamten zespół z Shaquille'em O'Nealem i Anferne'em Hardawayem doszedł do finału. Jaki jest wasz cel?

- Chcemy grać do samego końca, bo na razie wszystko układa się po naszej myśli. Na początek musimy zbić 4:0 Philadelphię. Ewentualnie 4:1, żeby odpocząć przed prawdopodobną rywalizacją z Bostonem. Oni będą osłabieni, bo kontuzjowany jest Kevin Garnett. Mamy więc szansę na wygrany bój, a w finale konferencji, gdzie pewnie zagra Cleveland, może być nam nawet łatwiej niż z Bostonem, bo - poza LeBronem Jamesem - na każdej pozycji mamy lepszych zawodników. Mecze z Cleveland w tym sezonie nam wychodziły - na wyjeździe przegraliśmy, ale zabrakło jednego rzutu. W finale konferencji mogłoby dojść do niespodzianki.

Jedna z filadelfijskich gazet napisała, że zawodnicy 76ers muszą prowokować faule Howarda, bo im więcej Gortata na parkiecie, tym większe szanse na pokonanie Orlando.

- W ogóle tego nie skomentuję. Na razie nie było meczów, po których mówiło się, że Magic przegrali, bo na parkiecie był Gortat. Jednak wiadomo też, że grając z Magic bez Howarda, rywalom jest łatwiej niezależnie od tego, kto byłby na jego miejscu.

Na co liczy pan w play-off? W ostatnich trzech spotkaniach sezonu zasadniczego gwiazdy odpoczywały, a pan grał bardzo długo.

- Teraz na pewno będę występował krócej. Niektórzy zawodnicy w ogóle stracą miejsce w meczowej rotacji, a moje minuty, podejrzewam, spadną do 6-8 na mecz. Będę tylko dawał zmiany Howardowi, żeby odpoczął. Jednak jak już wejdę na parkiet, to będę skoncentrowany i gotowy do pomocy drużynie.

Zastanawiał się pan, że ten play-off to być może pana ostatnie kilkanaście meczów w Orlando? Kończy się panu kontrakt.

- Nie przyszło mi to do głowy, na razie chcę osiągnąć sukces z Orlando - byłoby nim przynajmniej wygranie konferencji. Co do nowej umowy, to nic nie jest przesądzone - może zostanę w Orlando.

Jak pan reaguje na spekulacje dotyczące nowego kontraktu? Wymienia się różne sumy, kluby, kontynenty.

- Z sum się śmieję. Szczególnie tych, o których sam niby mówiłem. Chociaż przez niektóre portale i strony internetowe, które wypisują, że Gortat chce tyle, albo że nie zagra za mniej niż tyle, zacząłem wyglądać w mediach na aroganta, a taki nie jestem. Nigdy nie mówiłem o żadnych sumach. Te doniesienia dotarły jednak do dyrektora klubu i w rozmowie z nim musiałem się tłumaczyć.

Pana agent wspomniał ostatnio o intrygujących ofertach z Europy. Podobno proponują wielkie pieniądze.

- Wcześniej mówiłem, że nie chcę wracać do Europy, że chcę zostać w NBA, ale takich ofert nie należy odrzucać. Dla wielu osób mój powrót do Europy byłby degradacją, ale z NBA odchodzi się z dwóch powodów - słabego poziomu sportowego albo większych pieniędzy. Żeby odrzucić takie oferty, jakie dostaję z Europy, trzeba byłoby być idiotą.

To konkretne propozycje?

- Tak, agent je dostał. Dwukrotnie większe pieniądze niż te, o których mówi się w NBA, ale sezon trwa, więc nic już nie powiem.

A jak procentowo oceni pan szansę na pozostanie w NBA?

- Poczekajmy jeszcze na oferty z NBA. Na to, jaką ktoś mi zaproponuje rolę w zespole. Chcę grać jak najwięcej. To, obok pieniędzy, też będzie miało znaczenie.

Na razie pobił pan wszystkie polskie rekordy w NBA.

- Za dużo tych Polaków nie było... To tylko statystyka, żadne rekordy. O nich będzie można mówić po przekroczeniu tysiąca zbiórek czy punktów. Na razie podniosłem tylko trochę wyżej poprzeczkę.

Jednak 18 zbiórek przeciwko Milwaukee Bucks to było już coś.

- Potrzebowałem takiego meczu, bo wcześniej miałem kilka bezbarwnych spotkań, m.in. takie, w którym nie miałem ani jednej zbiórki. Z Bucks zagrałem długo, przez 43 minuty, i też podniosłem poprzeczkę.

Kto jest pana faworytem do nagrody MVP? Faworyci to James i Kobe Bryant, ale wyróżnia się także kilku innych zawodników.

- Dla mnie jest to tylko i wyłącznie Chris Paul [niski rozgrywający New Orleans Hornets], choć podejrzewam, że nagrodę zdobędzie LeBron. Ja wybrałbym Paula, bo uważam, że choć jest zawodnikiem o bardzo skromnych warunkach fizycznych, to jednak znakomicie prowadzi zespół. Jest inteligentny, skuteczny, świetnie podaje. Generał drużyny. Media nie poświęcają mu dużo czasu, ale to niesamowity zawodnik.

LeBron panu nie imponuje?

- Imponuje, ale mówi się o nim tak dużo, że mi się przejadł. Jest jednak niesamowity. Potężny jak latający czołg, do kontry biega jak rozpędzona lokomotywa, tak samo wraca do obrony. Jego bloki z pomocy są porównywalne do tych Howarda, a przecież James gra czasem jako zawodnik obwodowy. Courtney Lee z naszej drużyny, kryjąc LeBrona, mógł się praktycznie za niego schować. Gdyby miał wejść w jego ciało, toby się w nim utopił. LeBron jest wyjątkowy i ma wielką przyszłość.

A kto jest pana faworytem do mistrzostwa?

- Zachód wygrają Los Angeles Lakers, a wschód - Orlando Magic. Prawda jest taka, że nikt nam nie poświęca dużo czasu, eksperci stawiają na Cleveland i Boston, ale będzie niespodzianka.

Zna pan powiedzenie, że trójkami wygrywa się mecze, ale nie zdobywa się mistrzostwa? Wy często jesteście uzależnieni od skuteczności z dystansu.

- Ale nie mamy zamiaru wygrywać trójkami. Howard pod koszem będzie grał swoje. Jest w miarę regularny. Rzut z dystansu jest naszym dużym atutem, ale to nie wszystko, co potrafimy. Rashard Lewis i Hedo Turkoglu mogą kozłować i wchodzić pod kosz lub grać tyłem do kosza. Mamy też Stana Van Gundy'ego - doświadczonego trenera, który ma dużą wiedzę, ale wciąż się uczy.

Shaquille O'Neal powiedział o nim ostatnio, że to nie jest dobry trener, bo panikuje w końcówkach.

- Shaquille ma trochę racji. Każdy ma swoje wady, a Van Gundy jest w trakcie meczu bardzo nerwowy - mówi rzeczy, które już godzinę później przekręca w drugą stronę. Jednak powtarzam - doświadczenie Van Gundy'ego jest niemałe.

Andre Iguodala wyrywa zwycięstwo Orlando - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.