NBA. Cztery cegły o finale NBA: Rozprawa nad Jamesem odroczona

TripLeBron James ani na moment nie przejął kontroli nad meczem nr 5, zrobili to za to Jason Terry i Jose Juan Barea - Dallas Mavericks pokonali Miami Heat 112:103 i prowadzą w finale 3-2. Decydował atak, ale także ruchy trenera Mavericks, znaczenia dla wyniku nie miała gra Wielkiego Nieobecnego i Super Mario - analizuje Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?

Pierwsza cegła: Rozprawa odroczona

Koszykarski sąd odroczył rozprawę nad LeBronem Jamesem do niedzielnego meczu nr 6 w Miami. Po wtorkowym blamażu w czwartek skazać go nie mógł, bo skrzydłowy Heat zaliczył triple-double (17 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst), a także - ta tam! - zdobył dwa punkty w czwartej kwarcie. Ale uniewinnienie także nie wchodziło w grę - po pierwsze: trzeba zauważyć, że to jego triple-double było triple-double słabym - najsłabszym z pięciu w tym sezonie i wyraźnie gorszym od tych, do których przyzwyczaił nas przez lata James. Po drugie: w czwartej kwarcie Wielki Nieobecny tego finału dwa punkty zdobył w momencie, kiedy przeciwnik prowadził siedmioma punktami i myślał głównie o tym, żeby nie pozwolić rywalom na akcję trzypunktową. W ostatnich 12 minutach James miał 1/4 z gry, w całym meczu 8/19.

Wreszcie po trzecie i najważniejsze: Heat przegrali, a James nie miał ani jednego momentu, w którym przejąłby kontrolę nad meczem. Zrobili to Dirk Nowitzki, Jose Juan Barea czy Jason Terry, w Heat w połowie czwartej kwarty zrobił to - pomimo bolesnego urazu biodra - Dwyane Wade. James owszem, bardzo dobrze bronił i miał trzy asysty z rzędu, kiedy Heat z 88:93 wyszedł na prowadzenie 95:94, no ale ja was proszę... Na dodatek to sprzed spóźnionego w obronie Jamesa dobił gości Terry - tak, ten Jason "LeBron to cienias" Terry - trafiając trójkę na 33 sekundy przed końcem na 108:101.

Druga cegła: Nagły atak ataku

112:103 to w sumie 215 punktów i najlepszy wynik w finale NBA od... nie tak dawna, bo meczu nr 6 w 2008 roku, kiedy Boston Celtics rozbili Los Angeles Lakers 131:92 (223 punkty). Tamto spotkanie było jednak tak jednostronne, że szukajmy dalej - otóż poprzedni zacięty mecz w finale z większą sumą punktów miał miejsce 12 czerwca 2002 roku, kiedy Lakers pokonali na wyjeździe New Jersey Nets 113:107 (220 punktów) i zdobyli mistrzostwo wygrywając rywalizację 4-0. W Nets grał wówczas obecny rozgrywający Mavericks Jason Kidd, który miał w tamtym meczu 13 punktów i 12 asyst.

W czwartek Kidd rzucił 13 punktów i miał sześć asyst i był jednym z wielu gospodarzy, którzy świetnie zagrali w ataku. 29 punktów zdobył Nowitzki (9/18 i 10/10 z wolnych), 21 miał Terry (8/12, w tym 3/5 za trzy), 17 dodał Barea (6/11, w tym 4/5 z dystansu), a 13 rzucił Tyson Chandler (5/7 z gry). Cały zespół z Dallas miał aż 56 proc. skuteczności z gry (39/69), 68 proc. za trzy (13/19) i 78 proc. z wolnych (21/27). Heat też rzucali dobrze (odpowiednio 53, 40 i 81 proc.), wygrali walkę o zbiórki (36:26), mieli więcej asyst (25:23), ale także więcej strat (16:11). No i nie mieli żadnego gracza, który w ostatnich minutach odpowiedziałby na zryw Mavericks...

Trzecia cegła: Rick Carlisle

Pracę trenerów ocenia się znacznie trudniej niż pokazy koszykarzy na boisku, ale nie sposób nie zauważyć, jak Rick Carlisle "rozszerzył" swoich Mavericks. Problemów zdrowotnych Nowitzkiego i absencji rezerwowego środkowego Brendana Haywooda, któremu w meczu nr 2 odnowiła się kontuzja biodra, praktycznie nie widać. W rolach zabijaków występują Brian Cardinal i Ian Mahinmi, których dzieli wiele (wiek, narodowość, kolor skóry, pozycja), a łączy jedno - brak doświadczenia na tym etapie rozgrywek. 34-letni skrzydłowy, biały Amerykanin Cardinal oraz 25-letni środkowy, czarny Francuz Mahinmi mają ogromną radość z każdej sekundy na boisku i o ile najpierw tylko faulowali, tak teraz zaczynają trafiać do kosza i wnoszą do gry ogromny entuzjazm.

Carlisle po trzecim meczu zdecydował się także na zmianę w piątce - na pozycji rzucającego DeShawna Stevensona zastąpił Barea i efekty są dla Mavericks piękne - średnia punktów Stevensona skoczyła z 6,0 do 7,5, a Barei z 4,3 punktu i 1,6 asysty na odpowiednio 12,5 i 4,5. Miał trener nosa!

Erik Spoelstra? W czwartek wprowadził na trzy minuty Eddiego House'a, ale ten nic nie wniósł do gry Heat. Za ożywienie zespołu trudno uznać też kamiennego weterana Juwana Howarda, który nawet fauluje w pomnikowej pozycji. Trener Heat gra sprawdzonym ustawieniem, co ułatwia rywalom przygotowywanie się do takiego stylu. Mavericks tymczasem zaskakują.

Czwarta cegła: Super Mario

Nowitzki, Wade, James, Terry, Chandler, Bosh, a od czwartku także Barea - grono bohaterów tegorocznego finału się rozrasta, ale można chyba dodać do niego jeszcze Mario Chalmersa. 25-letni rezerwowy rozgrywający Heat w dotychczasowych pięciu meczach gra w miarę równo i zdobywa po aż 10,6 punktu, mając także po 2,8 asysty - to statystyki dużo lepsze niż w poprzednich rundach tego play-off, niż w tym sezonie, niż w karierze. W finale Chalmers słynie szczególnie z wielometrowych trójek w ostatnich sekundach akcji, ale także z takich, które wpadają z normalnych pozycji - 12/28, czyli 43 proc. skuteczności z dystansu, to także rekordowy wynik w jego karierze.

Dallas ? o krok od tytułu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.