Twoi znajomi już nas lubią. Sprawdź którzy na Facebook.com/Sportpl ?
Koszykarski sąd odroczył rozprawę nad LeBronem Jamesem do niedzielnego meczu nr 6 w Miami. Po wtorkowym blamażu w czwartek skazać go nie mógł, bo skrzydłowy Heat zaliczył triple-double (17 punktów, 10 zbiórek i 10 asyst), a także - ta tam! - zdobył dwa punkty w czwartej kwarcie. Ale uniewinnienie także nie wchodziło w grę - po pierwsze: trzeba zauważyć, że to jego triple-double było triple-double słabym - najsłabszym z pięciu w tym sezonie i wyraźnie gorszym od tych, do których przyzwyczaił nas przez lata James. Po drugie: w czwartej kwarcie Wielki Nieobecny tego finału dwa punkty zdobył w momencie, kiedy przeciwnik prowadził siedmioma punktami i myślał głównie o tym, żeby nie pozwolić rywalom na akcję trzypunktową. W ostatnich 12 minutach James miał 1/4 z gry, w całym meczu 8/19.
Wreszcie po trzecie i najważniejsze: Heat przegrali, a James nie miał ani jednego momentu, w którym przejąłby kontrolę nad meczem. Zrobili to Dirk Nowitzki, Jose Juan Barea czy Jason Terry, w Heat w połowie czwartej kwarty zrobił to - pomimo bolesnego urazu biodra - Dwyane Wade. James owszem, bardzo dobrze bronił i miał trzy asysty z rzędu, kiedy Heat z 88:93 wyszedł na prowadzenie 95:94, no ale ja was proszę... Na dodatek to sprzed spóźnionego w obronie Jamesa dobił gości Terry - tak, ten Jason "LeBron to cienias" Terry - trafiając trójkę na 33 sekundy przed końcem na 108:101.
112:103 to w sumie 215 punktów i najlepszy wynik w finale NBA od... nie tak dawna, bo meczu nr 6 w 2008 roku, kiedy Boston Celtics rozbili Los Angeles Lakers 131:92 (223 punkty). Tamto spotkanie było jednak tak jednostronne, że szukajmy dalej - otóż poprzedni zacięty mecz w finale z większą sumą punktów miał miejsce 12 czerwca 2002 roku, kiedy Lakers pokonali na wyjeździe New Jersey Nets 113:107 (220 punktów) i zdobyli mistrzostwo wygrywając rywalizację 4-0. W Nets grał wówczas obecny rozgrywający Mavericks Jason Kidd, który miał w tamtym meczu 13 punktów i 12 asyst.
W czwartek Kidd rzucił 13 punktów i miał sześć asyst i był jednym z wielu gospodarzy, którzy świetnie zagrali w ataku. 29 punktów zdobył Nowitzki (9/18 i 10/10 z wolnych), 21 miał Terry (8/12, w tym 3/5 za trzy), 17 dodał Barea (6/11, w tym 4/5 z dystansu), a 13 rzucił Tyson Chandler (5/7 z gry). Cały zespół z Dallas miał aż 56 proc. skuteczności z gry (39/69), 68 proc. za trzy (13/19) i 78 proc. z wolnych (21/27). Heat też rzucali dobrze (odpowiednio 53, 40 i 81 proc.), wygrali walkę o zbiórki (36:26), mieli więcej asyst (25:23), ale także więcej strat (16:11). No i nie mieli żadnego gracza, który w ostatnich minutach odpowiedziałby na zryw Mavericks...
Pracę trenerów ocenia się znacznie trudniej niż pokazy koszykarzy na boisku, ale nie sposób nie zauważyć, jak Rick Carlisle "rozszerzył" swoich Mavericks. Problemów zdrowotnych Nowitzkiego i absencji rezerwowego środkowego Brendana Haywooda, któremu w meczu nr 2 odnowiła się kontuzja biodra, praktycznie nie widać. W rolach zabijaków występują Brian Cardinal i Ian Mahinmi, których dzieli wiele (wiek, narodowość, kolor skóry, pozycja), a łączy jedno - brak doświadczenia na tym etapie rozgrywek. 34-letni skrzydłowy, biały Amerykanin Cardinal oraz 25-letni środkowy, czarny Francuz Mahinmi mają ogromną radość z każdej sekundy na boisku i o ile najpierw tylko faulowali, tak teraz zaczynają trafiać do kosza i wnoszą do gry ogromny entuzjazm.
Carlisle po trzecim meczu zdecydował się także na zmianę w piątce - na pozycji rzucającego DeShawna Stevensona zastąpił Barea i efekty są dla Mavericks piękne - średnia punktów Stevensona skoczyła z 6,0 do 7,5, a Barei z 4,3 punktu i 1,6 asysty na odpowiednio 12,5 i 4,5. Miał trener nosa!
Erik Spoelstra? W czwartek wprowadził na trzy minuty Eddiego House'a, ale ten nic nie wniósł do gry Heat. Za ożywienie zespołu trudno uznać też kamiennego weterana Juwana Howarda, który nawet fauluje w pomnikowej pozycji. Trener Heat gra sprawdzonym ustawieniem, co ułatwia rywalom przygotowywanie się do takiego stylu. Mavericks tymczasem zaskakują.
Nowitzki, Wade, James, Terry, Chandler, Bosh, a od czwartku także Barea - grono bohaterów tegorocznego finału się rozrasta, ale można chyba dodać do niego jeszcze Mario Chalmersa. 25-letni rezerwowy rozgrywający Heat w dotychczasowych pięciu meczach gra w miarę równo i zdobywa po aż 10,6 punktu, mając także po 2,8 asysty - to statystyki dużo lepsze niż w poprzednich rundach tego play-off, niż w tym sezonie, niż w karierze. W finale Chalmers słynie szczególnie z wielometrowych trójek w ostatnich sekundach akcji, ale także z takich, które wpadają z normalnych pozycji - 12/28, czyli 43 proc. skuteczności z dystansu, to także rekordowy wynik w jego karierze.
Dallas ? o krok od tytułu