Adam Waczyński o rundzie w ACB: Każdy tydzień był wyzwaniem, przeszkodą do pokonania

- W Polsce nas, Polaków, ratuje czasem przepis o konieczności wystawiania nas na parkiecie - niezależnie od tego, czy jesteś w formie lepszej czy gorszej, i tak grasz. W Hiszpanii tego nie mam, na minuty na boisku muszę sobie zapracować - mówi Adam Waczyński, rzucający Rio Natura Monbus Obradoiro, 10. zespołu hiszpańskiej ACB.

25-letni Waczyński, utalentowany, wszechstronny gracz na pozycje obwodowe, w lecie podpisał kontrakt z zespołem z Santiago de Compostella, który gra w najlepszej koszykarskiej lidze Europy - ACB. Po pierwszej rundzie rozgrywek, czyli po 17 meczach, jest trzecim strzelcem drużyny, która z bilansem 8-9 zajmuje 10. miejsce w tabeli - rzuca średnio po 11 punktów na mecz, gra po 20 minut.

Łukasz Cegliński: Jesteś trzecim strzelcem drużyny walczącej o play-off w ACB. Jak ocenisz rundę w swoim wykonaniu w stosunku do własnych oczekiwań sprzed sezonu?

Adam Waczyński: Początki nie były łatwe, ale w drugiej części rundy na pewno grałem już lepiej niż spodziewałem się przed sezonem. Nie powiem, że byłem tym zaskoczony, ale przyznam, że jest lepiej niż oczekiwałem.

W pierwszych dziewięciu meczach zdobywałeś średnio po 8,9 punktu, w kolejnych ośmiu - już po 13,7. Tę poprawę widać od początku grudnia.

- Trochę czasu zajęło mi przystosowanie się do nowej drużyny, ligi. Każdy tydzień był dla mnie wyzwaniem, testem, przeszkodą, którą musiałem pokonać. Bywało ciężko i fizycznie, i psychicznie. W Polsce nas, Polaków, ratuje czasem przepis o konieczności wystawiania nas na parkiecie - niezależnie od tego, czy jesteś w formie lepszej czy gorszej, i tak grasz. W Hiszpanii tego nie mam, na minuty na boisku muszę sobie zapracować. I z każdym meczem było z tym coraz lepiej, gram z większą pewnością, trener daje mi kolejne szanse, dłużej trzyma mnie na boisku. Mam nadzieję, że utrzymam tę formę w drugiej rundzie.

Jaka jest w tej chwili twoja rola w drużynie?

- Gram jako rzucający, strzelec. Czasem wychodzę w pierwszej piątce, czasem jestem rezerwowym - większej reguły nie ma, a minuty i tak dostaję podobne. Cieszę się, że trener Moncho Fernandez we mnie wierzy i często wykorzystuje mnie w ataku - mogę rzucać, kreować partnerów lub samego siebie. Naszym celem jest awans do play-off, w tej chwili zajmujemy dziesiątą pozycję i myślę, że jest to zadowalający wynik. Pamiętajmy, że aż siedem hiszpańskich drużyn gra w pucharach, więc do ósemki dostać się niełatwo.

Mówiłeś o wyzwaniach - na treningach, na meczach, z tygodnia na tydzień. Jakie to były wyzwania?

- Na przykład fizyczna gra, bo każdy kolejny przeciwnik gra o wiele twardziej niż drużyny z polskiej ligi. Na meczach czasem można się zderzyć ze ścianą w defensywie i trzeba się bardzo starać, by się przebić. Starać się na meczu, ale by były efekty, trzeba mocno pracować na siłowni i na treningach. Z tygodnia na tydzień trzeba się motywować do większej pracy, początki nie były dla mnie łatwe. Ale w drugiej części rundy było już lepiej. I to pomimo tego, że graliśmy wtedy z silniejszymi zespołami - np. Realem czy Barceloną.

Po zdobyciu 15 punktów przeciwko Barcelonie powiedziałeś w rozmowie ze Sportowymi Faktami, że dotychczas rozgrywałeś takie mecze tylko w marzeniach.

- O hiszpańskiej lidze marzyłem od dawna, ale w sumie nie jestem pewny czy zdarzało mi się marzyć o rzuceniu 15 punktów Barcelonie. To dla mnie coś wielkiego. Śnił mi się potem ten mecz, żyłem nim przez kilka dni, to spotkanie, ten występ, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Cieszę się, że dobrze pokazałem się przed własną publicznością w zwycięskim meczu z takim rywalem.

A teraz, w niedzielę, rzuciłeś 26 punktów z Laboral Kuxta Baskonia.

- To już ciężko mi określić słowami, takie mecze z silnymi zespołami nie zdarzają się często. Szkoda tylko, że przegraliśmy. Graliśmy falami, oni również, ale szybciej udało im się ustabilizować poziom i dlatego wygrali. Trochę nam do wygranej zabrakło.

Ale wróćmy do twojego, rekordowego występu.

- Cieszę się, że koledzy stwarzali mi szanse do rzutów. Większość pozycji, jakie miałem i wykorzystałem, były wykreowane przez wysokich graczy, którzy stawiali mi zasłony. Skuteczność bywa raz lepsza, raz gorsza, tym razem było bardzo dobrze.

Obserwujemy twoje statystyki, rekordy, ale na pewno jest jakiś element gry, którego my z liczb nie wyczytujemy, a ty jesteś z tego zadowolony.

- Na pewno zadowolony jestem z rywalizacji na każdym treningu. Codziennie walczę z bardzo dobrymi zawodnikami, muszę się natrudzić, by wykonać dobrą akcję, mam impuls do rozwoju. Cieszę się też, że trener Fernandez stawia tak na obwodowych, na kreowanie pozycji dla nich. Mało gramy akcji z zasłonami, stawiamy przede wszystkim na rzuty po wybiegnięciach zza zasłony. I ja się przez to dużo nauczyłem - szybkości, cwaniactwa, trafiania z zachwianych pozycji. Dotychczas miałem problemy z rzucaniem w ruchu, ale od czterech miesięcy ćwiczę to nieustannie na treningach i wychodzi to lepiej.

A z czym miałeś na początku największy problem?

- Moją słabszą stroną zawsze była obrona, w Polsce wszyscy wiedzieli, że nie wychodzi mi to najlepiej. Zależało mi na tym, by znaleźć trenera, który będzie mi podpowiadał jak bronić, który pokaże mi pewne niuanse - jak i kiedy podchodzić do atakującego, kiedy od niego odskakiwać. I w Hiszpanii te wskazówki dostaję. Na początku ich stosowanie nie bardzo mi wychodziło, ciężko było odzwyczaić się od nawyków, które powtarzałem przez lata, ale z czasem zacząłem się poprawiać. Początki w lidze hiszpańskiej, jeśli chodzi o obronę, były trudne, ale z każdym meczem jest coraz lepiej. Korzystam ze wskazówek, każda jest na wagę złota, z moją defensywą w ACB nie jest już tak źle. Tym bardziej że my w każdym meczu bronimy na całym boisku i pod względem kondycyjnym jestem lepiej przygotowany niż w Polsce.

Wyjeżdżając z Polski mówiłeś, że dotychczas grałeś po cztery, pięć spotkań w sezonie na najwyższym poziomie, a w Hiszpanii będziesz miał 34. Że rywalizację na całego będziesz miał codziennie. Jest tak?

- Zdecydowanie! Warto zauważyć, że drużyna z Sewilli, która w Pucharze Europy przeszła do drugiej rundy, w ACB wygrała ledwie trzy spotkania i zajmuje ostatnie miejsce. Każdy zespół jest groźny, z nikim nie jest łatwo, w każdym zespole są dobrzy gracze, którzy chcą się pokazać. Wszyscy gryzą parkiet, z drużynami z dołu tabeli jest czasem trudniej niż z tymi, którzy są w górnej połówce.

Ciągłą rywalizacją, konkurencją na każdym treningu, która daje impuls do rozwoju, wyjazd z synami do Hiszpanii tłumaczył Andrzej Pluta.

- Z Andrzejem niedawno się spotkaliśmy i długo rozmawialiśmy m.in. na ten temat. Ja uważam, że wyjeżdżając zrobiłem najlepszy krok, jaki mogłem - codziennie walczę o to, by się wykazać, zostać docenionym i nie pomaga mi w tym żaden ligowy przepis. Swoje nazwisko muszę promować od zera. Andrzej również podjął z rodziną najlepszą decyzję jaką mógł - młody Andrzej i Michał grają z rówieśnikami z Realu czy Barcelony, idzie im dobrze, rozwijają się. Andrzej na pewno się ze mną zgodzi.

Dwukrotnie wspomniałeś o polskim przepisie nakazującym trenerom wystawianie dwóch Polaków na boisku w każdym momencie meczu. Jak go oceniasz z hiszpańskiej perspektywy?

- Ciężko generalizować, jest zbyt wiele zmiennych. Kiedyś był przepis nakazujący grę zawodnikom urodzonym w roku 1986 lub młodszym i ja, grając w Górniku Wałbrzych, na tym skorzystałem. Wypromowałem się, dzięki czemu mogłem zaistnieć w Poznaniu. W ACB przepis nakazuje tylko, że Hiszpanie muszą być w składzie meczowym, ich liczba zależy od tego, na jakim poziomie gra zespół. Ale wiadomo, że tutaj są inne realia - najlepsi grają w NBA, jest ich tam kilku, kolejni wyróżniający się gracze są na tyle dobrzy, że przepisów nie potrzebują. Trudno mi powiedzieć, co jest lepsze dla polskiej koszykówki. Czy ten przepis pomoże wypromować polskich graczy dla reprezentacji, czy gdyby go nie było, to lepsze efekty dałaby walka o miejsce w składzie. A może podniósłby się poziom, bo grałoby więcej dobrych obcokrajowców. Ja tego nie wiem.

Z twoich słów wynika, że cieszysz się, że musisz ostro walczyć na treningach i meczach, by wychodzić na parkiet.

- Tak jest. Ale mam 25 lat, coraz większe doświadczenie i coraz częściej zdaję sobie z tego sprawę. Znam swoją wartość i wiem, jak jestem w stanie grać. I jest mi to łatwiej udowodnić na treningu niż kiedy miałem lat 17 czy 18. A w Polsce często jest tak, że młodzi zawodnicy, nawet jak mają umiejętności i potrafią dobrze grać, to nie mają się gdzie wykazywać. W Hiszpanii jest inaczej, jak dobrze trenujesz, to dostajesz szansę, nie ma chorych układów.

Jak z perspektywy ACB wygląda teraz polska liga?

- Trudno te ligi porównywać. W Hiszpanii gram przeciwko czterem zespołom z Euroligi i kolejnym z Pucharu Europy, przy wielkiej publiczności, to wszystko jest niesamowite. W Polsce poziom pod każdym względem jest niższy, ale wiadomo, że pieniądze w obu tych ligach są nieporównywalne.

Co poradziłbyś Michałowi Michalakowi, swojemu następcy w Treflu, lub innym wyróżniającym się polskim graczom z Tauron Basket Ligi - wyjeżdżać jak najszybciej się da, dorobić się statusu gwiazdy w Polsce i dopiero wyjechać, wybrać jakieś inne rozwiązanie?

- Nie wiem, bo każdy przypadek jest inny. Marcin Gortat wyjechał do Niemiec i tam wypromował się tak, że trafił do NBA, Maciek Lampe już w wieku 16 lat grał w Realu i stamtąd trafił do USA. A ja dopiero w wieku 25 lat po raz pierwszy wyjechałem zagranicę i bardzo sobie tę decyzję chwalę. Dlatego jedyna rada, jaką mam, to nie poddawać się. Walczyć, chcieć, ciężko pracować, starać się pokazać z jak najlepszej strony w każdym momencie. Jest wielu młodych zawodników, którzy dostają szanse, na samym starcie mają wiele i wszystko zależy od ich podejścia, a oni tego nie wykorzystują, nie doceniają. Uwierzcie mi, jest o co walczyć. Ja marzyłem o lidze hiszpańskiej i doszedłem do niej swoją drogą, którą niektórzy krytykowali.

Uważasz, że wyjechałeś w dobrym momencie? Mając 25 lat miałeś już status lidera w Polsce, miałeś sporo doświadczeń. Ale może lepiej by było, gdybyś wyjechał wcześniej.

- Nie zastanawiałem się nad tym, bo wcześniej nie miałem propozycji z zagranicy. Chłopakom urodzonym w 1993 roku, po tym jak zdobyli wicemistrzostwo świata, było trochę łatwiej, bo zrobiło się o nich głośno, coś osiągnęli. Ja byłem szarym zawodnikiem, który rozwija się w Polsce, nikt się mną nie interesował. Ci, którzy w wieku juniorskim rywalizują z najlepszymi w Europie, na świecie, to zainteresowanie wzbudzają. Ale nie żałuję, że stało się jak się stało. Propozycję z Hiszpanii dostałem rok temu, gdy byłem już dobrym graczem w porządnej polskiej lidze. Nie wyjechałem od razu, bo miałem ważny kontrakt z Treflem, z gry w którym jestem bardzo zadowolony - w Sopocie rozwinąłem się jako koszykarz pod każdym względem. Ale jak umowę wypełniłem, a Hiszpanie ciągle mnie chcieli, to powiedziałem sobie, że teraz albo nigdy. I wyjechałem.

Jaki kontrakt podpisałeś z nowym klubem?

- Dwuletni, gwarantowany, w którym nie ma żadnych opcji wykupu. To dobra sytuacja, bo w tym roku mam szansę się zapoznać z ligą, trochę wypromować, a w przyszłym sezonie będą mógł robić dalsze postępy. Na razie jestem zadowolony, na półmetku sezonu jestem dalej niż myślałem, że będę. W następnych rozgrywkach moje oczekiwania będą większe.

W lecie czeka się trzeci występ na EuroBaskecie. Z dwóch dotychczasowych nie możesz być zadowolony, ale po sezonie w Hiszpanii powiedzenie, że do trzech razy sztuka, może do ciebie pasować idealnie.

- Jestem pewny, że mistrzostwa we Francji będą w moim wykonaniu lepsze. Że będę grał bardziej dojrzale i w dużo ważniejszej roli niż poprzednio. Wierzę w to, że trener Mike Taylor zbuduje zespół tak, że atmosfera poniesie nas do zwycięstw. Mam nadzieję, że reprezentacja zostanie zbudowana na lata i każdy będzie się w niej czuł dobrze, a nie grał z przymusu. To bardzo ważne, bez tego na takiej imprezie nie da się wiele osiągnąć. Eliminacje pokazały, że chcemy walczyć, że w siebie wierzymy, że się nie poddajemy. A teraz może być lepiej, bo poziom polskiej ligi wzrósł, Mateusz Ponitka odgrywa większą rolę w Belgii, Marcin Gortat coraz lepiej gra w NBA, Maciek Lampe daje z siebie wszystko w Barcelonie. I ja też jestem coraz lepszy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA