NBA. Najlepszy sezon Gortata

Pierwszy raz w karierze był ważnym graczem zespołu, który wygrał więcej meczów, niż przegrał. W sobotę polski koszykarz zaczyna z Wizards play-off, w lipcu podpisze wielomilionowy kontrakt.

W nocy skończyła się runda zasadnicza NBA. Washington Wizards wracają do play-off po sześciu latach. W Konferencji Wschodniej zajęli piąte miejsce, a ich rywalem w pierwszej rundzie będą Chicago Bulls.

Oczywiście, zwycięstw Wizards mogłoby być więcej, a w słabej Konferencji Wschodniej NBA możliwe było zajęcie nawet trzeciego miejsca. Gortat - piąty strzelec zespołu - też mógł zdobywać więcej punktów i zbiórek. 30-letni środkowy kończy ze średnimi 13,2 punktu oraz 9,5 zbiórki na mecz - niższymi niż rekordowe osiągnięcia sprzed dwóch lat w Phoenix Suns. Ale czy nie rozegrał właśnie najlepszego sezonu w karierze?

Gortat udowodnił, że należy do czołówki środkowych NBA. Tych, których żywiołem jest wykonywanie brudnej roboty. Jest silny, solidny w defensywie, nieźle zbiera, szybko biega do ataku. Na dodatek dojrzał i jest dobrym uzupełnieniem liderów, a nie graczem, który destrukcyjnie wpływa na zespół, domagając się większej roli. To, że na początku lipca jeden z klubów NBA (dziś trudno spekulować który) zaoferuje mu najwyższy kontrakt w karierze, jest niemal pewne. Obecny, pięcioletni, który właśnie się kończy, był warty 35 mln dol., w tym sezonie koszykarz zarobił 7,7 mln dol. W nowym roczna pensja może wzrosnąć do 10 mln. Jeśli tak się stanie, Gortat podpisze - jak sam mówi - umowę życia i osiągnie cel, jaki postawił sobie przed sezonem.

Ale cel zrealizował też zespół, dzięki czemu Gortat pierwszy raz w siedmioletniej karierze w NBA był ważnym zawodnikiem zwycięskiej drużyny. Owszem, przez pierwsze cztery sezony w Orlando Magic regularnie grał w play-off, a w 2009 r. wystąpił nawet w finale ligi, ale na Florydzie był tylko rezerwowym, strażakiem, który do gaszenia pożaru był wzywany wtedy, gdy problemy z faulami i kontuzjami miał gwiazdor drużyny Dwight Howard. Po transferze do Phoenix Gortat stworzył skuteczny duet ze Steve'em Nashem, w sezonie 2011/12 był nawet najlepszym strzelcem zespołu (rekordowe w karierze 15,4 punktu oraz 10 zbiórek na mecz), ale w skróconym przez lokaut sezonie Suns wygrali tylko połowę z 66 meczów, nie awansowali do play-off.

Wizards sezon zasadniczy zakończyli z 44 wygranymi i po pięciu smutnych latach (bilans 117 zwycięstw, 277 porażek) wrócili do play-off. I niewykluczone, że teraz, grając bez presji, pokrzyżują plany wyżej rozstawionemu rywalowi.

Gortat uratował Wizards dwukrotnie

Według "Washington Post" nie byłoby to możliwe bez Gortata. Dziennikarze ze stolicy USA tak jak wcześniej ich koledzy z Orlando czy Phoenix z biegiem rozgrywek zaczęli odkrywać rodzinne tradycje Gortatów w sporcie (ojciec Janusz był medalistą olimpijskim w boksie, matka Alicja reprezentowała Polskę w siatkówce), młodzieńcze fascynacje Marcina piłką nożną i samochodami, zauważali, jak dba o promowanie polskiej kultury, ale przede wszystkim podkreślali wkład Gortata w dobrą grę zespołu. "Awans Wizards do play--off był możliwy dzięki temu, że rozgrywający John Wall wszedł na gwiazdorski poziom, Bradley Beal wciąż rozwija się jako rzucający, a Trevor Ariza nieoczekiwanie stał się świetnym strzelcem z dystansu, ale pozyskanie Gortata uratowało drużynę dwukrotnie" - napisał ostatnio "Washington Post".

Po raz pierwszy - tuż przed startem rozgrywek, gdy się okazało, że Emeka Okafor opuści sezon przez kontuzję szyi. Następcą Amerykanina został Gortat. Drugi raz Polak ratował zespół w lutym, gdy przejął część obowiązków kontuzjowanego Brazylijczyka Nene. - Otworzyły się przede mną nowe opcje, pod koszem stałem się nr. 1 w ataku. Nabrałem pewności, widzę, że koledzy i trener ufają mi coraz bardziej - mówił Gortat, który 27 lutego w zakończonym trzema dogrywkami meczu z Toronto Raptors zdobył aż 31 punktów, co jest jego nowym rekordem kariery.

Zauważalny jest też wpływ doświadczonego Polaka na 24-letniego Walla, który do NBA trafił w 2010 r. jako nr 1 draftu, ale teraz zrobił wyraźny postęp. Także dzięki Gortatowi, który nastawionemu bardziej na zdobywanie punktów koledze pomógł rozwinąć umiejętności rozgrywania akcji dwójkowych - takich, które były znakiem firmowym duetu Nash - Gortat. Polak polubił się także z Nene, a dzięki współpracy na obwodzie z Bealem miał rekordowy sezon pod względem asyst - 1,7 (przez całą karierę w NBA wypracował średnią 0,7).

Wizards idealnie pasują do Polaka

Polak w Waszyngtonie odżył. Dokładnie rok temu, siedząc za ławką rezerwowych Suns, spoglądał to na zagipsowaną prawą stopę, w której naderwał więzadła, to na zespół, który notorycznie przegrywał. Suns, już bez Nasha, który odszedł do Los Angeles Lakers, byli czwartym najgorszym zespołem ligi, właśnie zmienili trenera, planowali odmłodzenie i przebudowę drużyny. Gortat dawał do zrozumienia, że liczy na transfer.

Kiedy pod koniec października przeprowadził się do Waszyngtonu, jego agent Guy Zucker mówił: - Wizards są jednym z trzech zespołów NBA idealnie pasujących stylem gry do Marcina. Dużo biegają, kładą spory nacisk na obronę. Mają rozgrywającego, który potrafi świetnie podkręcać tempo. Wizards czeka przełomowy rok i awans do play-off. Marcin będzie skupiony na tym, żeby w tym pomóc. Jest podekscytowany wymianą.

Teraz Gortata czeka negocjowanie nowego kontraktu. - Na razie liczy się tylko play-off - zaznacza Polak. Ale kilka tygodni temu mówił: - Pierwszy raz znajdę się w sytuacji, w której będę mógł wybrać klub, z którym podpiszę umowę. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że będą na mnie chętni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.