Intermarche Basket Cup. Puchar Polski dla Trefla

Nie było niespodzianki w finałowym meczu o Puchar Polski - Trefl Sopot pokonał w Koszalinie miejscowy AZS 64:59 i obronił trofeum. Triumfator otrzymał w nagrodę 40 tysięcy złotych.

- Pierwsza połowa nie była po naszej myśli, ale jednak ją wygraliśmy. Pokazaliśmy charakter. Obroniliśmy puchar, co bardzo nas cieszy. Znów, podobnie jak rok temu, w finale pokonaliśmy gospodarza imprezy - przypomniał tuż po meczu skrzydłowy Trefla Marcin Stefański. Finałowy mecz z Zastalem w 2012 roku na turnieju w Zielonej Górze stał jednak na wyższym poziomie niż niedzielne spotkanie w Koszalinie.

W pierwszej połowie obie drużyny grały fatalnie - Trefl pudłował rzut za rzutem, w drugiej kwarcie był moment, w którym sopocianie mieli ledwie 18 procent skuteczności z gry (5/27). Szczytem niemocy była próba wsadu Kurta Looby'ego, którego zatrzymała obręcz, choć niewiele lepiej wyglądały niedoloty Michała Michalaka czy uparte próby rzutów z dystansu podkoszowego Sime Sprajli.

AZS trafiał lepiej, na dodatek za trzy punkty (5/11 do przerwy), ale za to popełniał straty. Cameron Bennerman był aktywny, ale mało precyzyjny. Trzy straty rozgrywającego dopiero drugi mecz w zespole Amerykanina nie dziwiły jednak tak, jak taka sama liczba błędów Łukasza Wiśniewskiego - bohatera zwycięskiego półfinału z Asseco Prokomem Gdynia.

Trefl w pierwszej połowie dobrze zrobił dwie rzeczy: po pierwsze - nie pozwolił sobie, tak jak w sobotę Prokom, na przegranie rywalizacji o zbiórki z rywalem, który miał w składzie ledwie dwóch graczy mających powyżej 200 cm wzrostu. I tylko nieznacznie pomógł w tym sopocianom uraz Pawła Leończyka, bo środkowy AZS-u na początku meczu też nie był dla Trefla dużym zagrożeniem.

Po drugie - sopocianie zerwali się w końcówce drugiej kwarty. Najlepiej grający w Treflu Adam Waczyński oraz rozgrywający Frank Turner wykonali kilka szybkich, skutecznych akcji, Amerykanin zakończył połowę celną trójką i AZS, który kilka chwil wcześniej prowadził 21:13, do szatni schodził, przegrywając 26:28.

Tak czy inaczej pierwsze 20 minut były słabiutkie. Trener reprezentacji Polski Dirk Bauermann, oceniając ten fragment gry, nie mógł powiedzieć nic innego, jak: - Na razie najlepsze na boisku były cheerleaderki.

Po przerwie Leończyk wrócił na boisko, ale Trefl zaczął trzecią kwartę od agresywnej obrony, przechwytów i skutecznych kontr. Sopocianie osiągnęli kilkupunktową przewagę, która mogła być wyższa, ale Michalak popełnił faul w ataku, a Looby spudłował kolejny wsad z jeszcze łatwiejszej pozycji niż w pierwszej połowie.

W połowie kwarty Trefl zdobył jednak sześć punktów w jednej akcji - sędziowie odgwizdali wątpliwy faul Seka Henry'ego na Turnerze, a potem przewinienie techniczne. Turner trafił cztery wolne, a potem z półdystansu i sopocianie prowadzili 42:33.

Najniższy na parkiecie Amerykanin był kreatorem, ale bardziej egzekutorem Trefla, a gospodarze - najwyraźniej zmęczeni twardą walką z Prokomem w sobotę - nie potrafili go zatrzymać. Ale to Filip Dylewicz, grający do tego momentu słabiej lider sopocian, dał swojej drużynie pierwsze dwucyfrowe prowadzenie (44:33).

AZS nie miał pomysłu na odrabianie strat. Wątli pod koszem i nieskuteczni na obwodzie gospodarze najczęściej próbowali odrabiać straty indywidualnymi akcjami (Bennerman). Doświadczeni rozgrywający Robert Skibniewski i Igor Milicić nie potrafili pokierować zespołem, były świetny kreator, a obecnie trener Zoran Sretenović też nie pomagał drużynie z ławki. Limit niespodzianek koszalinianie wyczerpali w sobotę, kiedy pokonali Prokom 82:75.

Choć AZS walczył do końca, obwodowi dopiero w czwartej kwarcie pozwolili dobrymi podaniami uaktywnić się pod koszem Leończykowi, który zdobył siedem punktów. Po rzucie Bennermana na minutę i 40 sekund do końca było 59:53 dla Trefla, ale Waczyński z trudnej pozycji podwyższył prowadzenie sopocian.

Trefl cieszył się z drugiego z rzędu Pucharu Polski, ale teraz trenerom i zawodnikom sopockiego klubu będzie wypominana "klątwa", która mówi, że kto zdobywa puchar, ten nie zdobywa mistrzostwa. Przed Treflem w zeszłym roku nie udało się to Polpharmie Starogard, AZS-owi Koszalin i Kotwicy Kołobrzeg, choć żaden z tych trzech zespołów nigdy nie był poważnym kandydatem do choćby medalu.

Trefl, który w poprzednim sezonie w finale z Prokomem przegrał tylko 3:4, teraz chce zrobić postęp.

Więcej o:
Copyright © Agora SA