Koszykówka. Po porażce w Gruzji: co z tym Gortatem?

- Polska nie przegrała w Tbilisi dlatego, że Marcin Gortat zagrał słabo - zawiodła większość zawodników poza Maciejem Lampe i Thomasem Kelatim. Zawiódł trener Igor Griszczuk, który nie potrafił pomóc drużynie. Ale spotkanie w Tbilisi było wielką porażką Gortata - pisze Łukasz Cegliński z ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl.

W pierwszym meczu eliminacji mistrzostw Europy Polska przegrała na wyjeździe z Gruzją 65:84 . Sama porażka wielkim zaskoczeniem nie jest, ale fatalny styl gry już tak. Polacy zostali zdominowani w walce o zbiórki, słabo bronili, a w ataku grali chaotycznie i bez pomysłu.

Gortat wypadł bardzo źle - w ciągu 28 minut zdobył 10 punktów i miał trzy zbiórki. Jego rywal, środkowy Atlanta Hawks Zaza Paczulia, ogrywał Polaka z łatwością - zdobył 26 punktów i miał osiem zbiórek.

- Samego Gortata - środkowego uzależnionego od podań - nikt nie obwini za sromotną porażkę. Problem w tym, że Gortat zawiódł - na całej linii - w obronie, walce o pozycję, kierowaniu defensywą zespołu i wreszcie w elemencie gry, który wykonuje najlepiej - w zbiórkach - pisze Cegliński.

- Duże oczekiwania wobec środkowego Orlando Magic mamy nie dlatego, że gra w NBA, ale dlatego, że był jednym z najlepszych środkowych zeszłorocznych mistrzostw Europy - Gortat średnio zdobywał w nich po 14,3 punktu, miał po 10,8 zbiórki i 2,0 bloku na mecz - wylicza dziennikarz Sport.pl.

- Gortat mówił po meczu , że wyszedł na boisko nieprzygotowany do gry, że od początku nie mógł złapać rytmu, a dwa szybko odgwizdane mu faule jeszcze bardziej mu przeszkodziły. Dwa przewinienia w pierwszej kwarcie to problem, ale nie mniejszym jest moim zdaniem fakt, że zawodnik - taki zawodnik! - przyznaje, że rozpoczął spotkanie nieprzygotowany.

- Gortat jest pod dużą presją - być może on jej nie czuje, ale swoimi wypowiedziami, optymizmem graniczącym z nadmierną pewnością siebie, ogólnie pojętym prężeniem muskułów, zbudował wokół siebie aurę zwycięzcy - dodaje Cegliński, który zauważa też, że w lipcu, kiedy reprezentacja trenowała na zgrupowaniu, Gortat był bardziej celebrytą niż koszykarzem.

- W Gruzji Gortat nie był już tym pierwszym, ale jeszcze nie był tym drugim. Nie przypominał koszykarza, którego znamy z NBA, ale przede wszystkim z zeszłorocznych mistrzostw Europy - pisze dziennikarz Sport.pl.

- Obyśmy w czwartkowym meczu z Portugalią zobaczyli innego Gortata. Dominującego koszykarza, który jest defensywnym kręgosłupem drużyny i kluczowym zawodnikiem ataku. Koszykarza, bez którego dobrej gry awans na mistrzostwa Europy nie będzie możliwy. To właśnie na takim Gortacie zależy nam najbardziej - kończy Cegliński.

Przeczytaj cały wpis o Gortacie na blogu Łukasza Ceglińskiego

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.