Po sukcesie koszykarzy na MŚ U-17: Zamiast fetować gwiazdki, zróbmy z nich gwiazdy

Na 17-letnich wicemistrzów świata powinniśmy chuchać i dmuchać, by wyrośli na koszykarskie gwiazdy, a nie upajać się juniorskim sukcesem. Problem w tym, że nie mamy mądrych, jak powinna wyglądać ich przyszłość - pisze Łukasz Cegliński Z ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl

Na poniedziałkowej konferencji prasowej młodzi koszykarze cierpliwie i z błyskiem w oku udzielali wywiadów, potem ugościli ich marszałek Sejmu i minister sportu. Media relacjonowały powrót srebrnych nastolatków z uniesieniem, bo na polskiej sportowej pustyni sukcesiki lubimy zamieniać w sukcesy. Dla koszykarskiego ugoru wicemistrzostwo świata do lat 17 to oczywiście sukces, ale dla 40-milionowego kraju - jednak sukcesik.

Nie deprecjonuję osiągnięcia drużyny

Gratuluję jej świetnego wyniku, ale mam też w pamięci słowa trenera Jerzego Szambelana, który przed turniejem mówił: - To, czy w takim wieku zajmie się trzecie, piąte czy siódme miejsce, nie jest ważne. Chodzi o to, aby dwóch z tych chłopaczków zagrało kiedyś w pierwszej reprezentacji.

Jak zadbać o "chłopaczków" Szambelana, żeby za sześć lat Przemysław Karnowski i Mateusz Ponitka byli liderami reprezentacji walczącej na igrzyskach w Rio de Janeiro?

Przed nimi krok najtrudniejszy - przejście z juniora do seniora. Zderzenie z cięższym treningiem i wyższymi wymaganiami, zmiana szkoły, klubu, wyprowadzka od rodziców. Nowe środowisko i nowe pokusy.

Trzeba mieć silny charakter i dużą chęć do pracy, aby ten okres przetrwać, ba, aby zrobić w tym czasie postęp. Rozmawiałem z wieloma fachowcami o drodze, którą powinni pójść wicemistrzowie świata, i napisać mogę jedno - wiemy, że nic nie wiemy.

Pewne wskazówki są oczywiste - praca, cierpliwe i mądre wybieranie klubów z wysokimi celami, aspirowanie do roli liderów. Koszykarzy i ich rodziców trzeba też przestrzegać przed pokusą łatwych pieniędzy oferowanych przez agentów - oni często mają inne interesy niż zawodnik.

Koszykarze powinni też wyciągać wnioski z decyzji starszych kolegów - w ostatnich latach za granicę wyjechało wielu utalentowanych nastolatków, którzy mieli podbijać Euroligę, ale do przaśnej koszykarsko Polski wrócili na tarczy. Część z nich nie znalazła sobie nawet miejsca w PLK.

Udało się tylko Marcinowi Gortatowi

Do Niemiec wyjechał jako 19-letni chłopak. Kilka dni temu jedyny obecnie Polak w NBA mówił do rodziców dzieci trenujących w Olsztynie: - Kiedy po waszego 15-letniego syna zgłosi się agent oferujący 3 tys. zł. miesięcznie, nie zgadzajcie się. Niech syn rozwija się w olsztyńskiej drużynie - gdy przyjdzie odpowiedni czas, zgłosi się do was ktoś, kto zaoferuje 50 tys. miesięcznie, ale już euro. W ten sposób rozpoczynają się wielkie kariery.

A zatem pozostanie w Polsce? Przykład wicemistrzów świata pokazuje, że we Wrocławiu, w Ostrowie Wlkp. i Toruniu można wyszkolić dobrych zawodników. Pojawiają się też dobrze zorganizowane kluby (Polonia 2011 Warszawa czy WKK Wrocław), które umiejętnie wprowadzają nastolatków do I lub II ligi.

Ale one też dopiero raczkują i nie dają gwarancji, że - brzydko mówiąc - wycisną z utalentowanych zawodników maksimum ich możliwości. A jeśli ze względu na brak pieniędzy te kluby upadną? W niestabilnych ligach zdarza się to regularnie.

Gwarancji nie daje też PZKosz

Koncepcje szkolenia centralnego zmienia co kilka lat. Teraz związek naciska na koszykarzy Szambelana, aby przeszli do tworzonej właśnie Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Cetniewie. Dlaczego nie skoncentruje się na pomocy - szkoleniowej, organizacyjnej i finansowej - dla klubów, które sprawdzają się w przeprowadzaniu najlepszych młodzieżowców do dorosłej koszykówki?

Polski sport od lat nie potrafi znaleźć drogi, która kandydatom na gwiazdy gwarantuje rozwój i sukces. Koszykówka, która nigdy nie miała okazji zajmować się wicemistrzami świata, musi jej szukać. Oby nie skończyła na manowcach.

Podyskutuj z autorem Łukaszem Ceglińskim w blogu: ceglinski.blox.pl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.