Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas ?
Gortat ma 26 lat, talent do pracy i dobrą prasę w USA. Jest ceniony za wypełnianie swojej roli w Orlando Magic, ale drugoplanowość tej roli go uwiera. Polak gra mało, a jednocześnie wierzy w siebie i chciałby się sprawdzić jako podstawowy zawodnik drużyny. - Są kluby zainteresowane mną. Jest więc szansa, że zmieniłbym klub na taki, który zagra w play-off ze mną jako pierwszym środkowym - mówił przed play-off Gortat.
Amerykańskie ligi zawodowe nie funkcjonują jednak tak jak np. piłkarskie ligi w Europie - kluby nie mogą kupować zawodników, po prostu oferując za nich pieniądze i kusząc ich wyższymi kontraktami. W NBA koszykarz przypisany jest do swojej umowy i można go tylko wymienić na innego zawodnika. Jeśli więc jakaś drużyna chciałaby mieć w składzie Polaka, to jego transfer będzie możliwy tylko wtedy, jeśli Magic uznają, że dostaną w zamian wartościowego dla nich gracza.
W takim "niewolniczym" układzie tkwi Gortat. Polak rok temu podpisał wysoki kontrakt (34 mln dol. za pięć lat), ale w Magic gra po 12 minut w meczu i nie ma szans na przebicie się do pierwszej piątki. W drużynie rządzi Dwight Howard - największy gladiator w NBA, jej najlepszy obrońca, lider pod względem zbiórek i bloków.
Howard to ściana, której Gortat - nazywany w NBA "Polskim Młotem" - nie przebije.
Gortat sporo zyskał na treningach z Amerykaninem, ale zebranych doświadczeń nie wykorzysta, jeśli nie będzie grał. Rozwój Gortata - dotąd błyskawiczny - wyhamuje.
Polak może być zaniepokojony wydarzeniami i byłby to niepokój zrozumiały. Szefowie Magic nie dopuścili do transferu do Dallas Mavericks - tam Polak miałby miejsce w pierwszej piątce. Gortat skrzywił się na to, ale potem zacisnął zęby. Wiedział, że na decyzję menedżerów Magic nie ma wpływu.
Kończący się sezon zamknął się jednak porażką Magic i Gortata. Nie było ani mistrzostwa NBA dla zespołu, które zrekompensowałoby Gortatowi bezproduktywny czas na ławce rezerwowych, ani postępu.
Koszykarz stanął w miejscu, jego efektywność gry w porównaniu z poprzednim sezonem minimalnie się obniżyła. Polak nie zdołał przeobrazić się w silnego skrzydłowego, grającego dalej od kosza niż środkowy. Nic dziwnego - skrzydłowy musi umieć rzucać z półdystansu i czasem pomóc sobie kozłem. Gortat nigdy w ten sposób nie grał, a jego fizyczne atuty mają tym większe znaczenie, im bliżej kosza jest Polak.
Czy Gortat doszedł do kresu możliwości i już zawsze będzie w NBA człowiekiem od czarnej roboty? Jest taka możliwość. Trzeba bowiem dużej wyobraźni, aby zobaczyć Polaka w roli zawodnika zdobywającego punkty seriami, decydującego o wynikach meczów.
Z drugiej strony - w czterech meczach, w których Gortat zastępował w pierwszej piątce wyłączonego z gry Howarda, "Polski Młot" dawał sobie świetnie radę.
Gortat bardzo potrzebuje gry i będzie cierpiał, jeśli w przyszłym sezonie znów zostanie rezerwowym zawsze gotowym do wejścia na parkiet, ale tylko na 10 minut.
- Zostałem w Orlando po to, aby nie dochodziło do sytuacji, w której Howard schodzi i pod koszem robi się dziura. Wtedy mamy pożar i do akcji wchodzę ja. Mam nadzieję, że któregoś dnia się to zmieni - mówi Gortat, zwany na Florydzie "Strażakiem".
Magic po nieudanym sezonie będą rozważać zmiany, Gortat jest wymieniany w gronie zawodników, których klub z Florydy może oddać za nowych koszykarzy, ale gwarancji takiego transferu nie ma.
Marcin Gortat: ? Czasem diabli mnie biorą że gram jak on schodzi