NBA. Ginobili rozstrzelał Magic

Aż 43 punkty rzucił Manu Ginobili, a San Antonio Spurs pokonali we własnej hali Orlando Magic 112:100. Marcin Gortat zdobył cztery punkty i miał siedem zbiórek oraz trzy bloki.

Gortat ze Spurs zagrał aż 24 minuty, nie tylko dlatego, że Howard miał problemy z faulami, ale też z powodu drobnego urazu lidera Magic. W jednej z akcji w pierwszej połowie Richards Jefferson ostro sfaulował Howarda, który od razu złapał się za nadgarstek. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu i opuścił parkiet. W jego miejsce wszedł Gortat. Kontuzja Howarda nie okazała się poważna, center wrócił do gry w drugiej połowie z opatrunkiem na ręce.

Do defensywnej gry Gortata nie można mieć większych zastrzeżeń. Z siedmioma zbiórkami i trzema blokami był najlepszym zbierającym i blokującym Magic, przyczepić można się do jego gry w ataku. Polak trafił tylko jeden z czterech rzutów z gry, pudłował spod samego kosza, nie zachwycił też skutecznością z linii rzutów wolnych - trafił dwa z czterech rzutów. W sumie Gortat zapisał na swym koncie cztery punkty, siedem zbiórek (cztery w ataku), trzy bloki oraz stratę i trzy faule.

Mecz od początku atmosfera przypominał spotkanie play-off. Ostra gra na parkiecie, utarczki słowne między zawodnikami, kontrowersyjne decyzje sędziów. Trener Spurs Greg Popovic jeszcze przed przerwą został wyrzucony z hali za krytykowanie decyzji arbitrów. Pod koniec meczu wyproszony został także jeden z kibiców, który po szóstym faulu Dwighta Howarda powiedział w kierunku "Supermana" parę słów za dużo.

Na parkiecie było równie gorąco. W pierwszej połowie dzięki dobrej grze Mickaela Pietrusa z ławki oraz Rasharda Lewisa Magic utrzymywali minimalne prowadzenie, w drugiej połowie wszystko odmienił Manu Ginobili. Argentyńczyk zaczął swoje show. Niemal każdą akcję zamieniał na punkty. Nie było miejsca na parkiecie, z którego by nie trafiał. W sumie zdobył aż 43 punkty, co jest jego rekordem tego sezonu. To także jego najlepszy wynik od dwóch lat, gdy w lutym 2008 roku rzucił 44 punkty Minnesocie Timberwolves.

Magic na Ginobiliego nie mieli odpowiedzi. Argentyńczyk w zasadzie tylko z drobną pomocą Tima Duncana rozprawił się z Magic. Spurs po trzeciej kwarcie wygranej różnicą 11 punktów (33:22) utrzymywali wysokie prowadzenie. Tylko na początku czwartej kwarty gracze z Florydy zbliżyli się na dwa punkty po wsadzie Pietrusa, ale szybko wzięty czas przez ławkę Spurs ugasił pożar - gospodarze odpowiedzieli sześcioma punktami z rzędu i do końca meczu kontrolowali to, co działo się na parkiecie.

Oprócz Ginobiliego, który rzucił 43 punkty, dobry mecz w Spurs, mimo kłopotów z faulami w pierwszej połowie, zagrał Tim Duncan (23 punkty, 8 zbiórek), dobrą zmianę z ławki dał Matt Bonner, który dorzucił 15 punktów.

W Magic najskuteczniejsi byli Lewis i Pietrus - obaj zdobyli po 18 punktów, po 15 dołożyli Nelson i Reddick, ale w ataku Magic brakowało przede wszystkim Howarda. Lider Magic zakończył mecz z 10 punktami, fatalnie wykonywał rzuty wolne (trafił tylko 2 z 11) i ekipa z Florydy nie była w stanie wykorzystać swojego podkoszowego potencjału.

Była to 23 porażka Magic w sezonie, ale zespół ma już w zasadzie pewne miejsce numer dwa na wschodzie, za Cleveland Cavaliers. W kolejnym meczu, w niedzielę Orlando zagra z Memphis Grizzlies. Spurs z bilansem 46-29 zajmują siódme miejsce w Konferencji Zachodniej.

25 tysięcy kary dla Garnetta - za krytykę sędziów ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.