Marcin Gortat w Bydgoszczy: Nie pan Gortat, tylko Marcin

Najlepszy polski koszykarz Marcin Gortat poprowadził w sobotę w Bydgoszczy camp dla młodzieży. W hali Łuczniczka razem z wicemistrzem NBA trenowała ponad setka dzieci z całego województwa

Tuż przed 10 rano Gortat pojawił się przed Łuczniczką, a kilka minut później w stroju koszykarskim był już na parkiecie. Czekała tam na niego ponad setka dzieci, która chciała trenować pod okiem najlepszego obecnie koszykarza w naszym kraju.

- Cieszę się, że tylu was przyszło. Mam nadzieje, że fajnie spędzimy ten czas. Ja jestem Marcin, nie pan Marcin, czy pan Gortat, po prostu Marcin i tak się do mnie zwracajcie - powiedział zaraz na początku zawodnik Orlando Magic.

Uczestnicy campu podzieleni zostali na siedem grup, z których każda miała swojego trenera. Jedną z nich opiekował się były reprezentant Polski Tomasz Jankowski.

- Gdy zaczynaliśmy to wszystko, to nie myślałem, że będzie to takie szaleństwo. Codziennie jesteśmy w innym mieście. Podróże, zajęcia z dziećmi, różne spotkania. Naprawdę sporo tego. Ale młodzież chętnie się do tego garnie. Widać, że ich to cieszy i to jest dla nas najważniejsze - mówi Jankowski.

Każda z grup musiała po kolei zaliczyć wszystkie siedem stacji. Młodzież uczyła się rzutów wolnych, dwutaktu, gry w obronie. Zanim jednak do tego doszło, Marcin Gortat poprowadził ponadgodzinną rozgrzewkę.

- Ona jest bardzo ważna, by potem nie łapać kontuzji. Przed meczem trzeba dobrze rozciągnąć ciało i wszystkie mięśnie - tłumaczył zawodnik. Po zakończeniu tej części campu większość z jego uczestników była już bardzo zmęczona.

- Jestem zmęczony, ale jest bardzo fajnie. Podoba mi się tutaj i na pewno zostanę do końca - mówił 7-letni Jaś Walczak z podtoruńskiej Brzozówki, który w Łuczniczce pojawił się razem z tatą Stanisławem.

- Kiedy pojawiła się możliwość wzięcia udziału w treningach z Marcinem Gortatem, to postanowiłem przekonać syna do przyjazdu. Długo nie dał się namawiać - śmiał się Stanisław Walczak, który bacznie przyglądał się poczynaniom syna na parkiecie.

Po rozgrzewce rozpoczęła się gra. - Zagramy tak, że nie możecie atakować rywala i kozłować piłki. Tylko ją sobie podawać - objaśniał reguły Gortat. Co ciekawe, mający 214 cm koszykarz sam włączył się do gry, występując na przemian w barwach różnych drużyn. Zajętej walką na parkiecie młodzieży wcale nie peszyła obecność wśród nich zawodnika Orlando Magic.

- To niesamowite. Co mama daje ci na śniadanie? - pytał z uśmiechem koszykarz młodego zawodnika, który z dystansu trafił do kosza.

Po zakończeniu gry Gortat chętnie odpowiadał na pytania zadawane zarówno przez dzieci, jak i ich rodziców.

- Jak to jest grać w finale NBA? - zapytał jeden z chłopców. - To coś niesamowitego. Na świecie jest 50 milionów ludzi grających w koszykówkę. W NBA jest ich 450, a w meczach finałowych grało 24 i ja byłem jednym z nich - odpowiedział reprezentant Polski. Na pytanie o swoich idoli bez wątpienia wskazał ojca, który dwukrotnie zdobywał medale olimpijskie w boksie.

- Medale wywalczone przez tatę to można chyba na kilogramy ważyć. Ja pewnie mu nigdy nie dorównam. Dla mnie najważniejsze nie są jednak medale, pieniądze. Ważne, by zostać zapamiętanym. Jeśli ktoś za 50 lat będzie wiedział, kim był Marcin Gortat, to znaczy, że coś ważnego zrobiłem w życiu - mówił koszykarz. Opowiadał też dzieciom o higienie, szkole, zdrowym trybie życia. - Pamiętajcie, żeby codziennie zjadać śniadanie. Mnie mama z domu nie wypuściła bez niego. I zobaczcie, jak urosłem - śmiał się zawodnik.

Potem osobiście wręczał każdemu z uczestników koszulki i rozdał mnóstwo autografów.

Copyright © Agora SA