Magic rozgromili Celtics! Siedem punktów Marcina Gortata

Świetny mecz Orlando Magic! Zespół Marcina Gortata pokonał broniących tytułu Boston Celtics aż 117:98 i w pólfinale Konferencji Wschodniej objął prowadzenie 2:1. Polak zdobył siedem punktów w ciągu 20 minut gry.

Zobacz mecz Gortata na Zczuba.pl  ?

Gortat grał długo, bo kłopoty z faulami miał Dwight Howard - środkowy Magic 10 minut przed końcem meczu popełnił piąte przewinienie. Polak zastąpił go przy wyniku 86:75 i grał już do ostatniej syreny. Po jego wejściu Magic zadali ostateczny cios obrońcom tytułu.

Ostateczny, ale nie pierwszy. Spotkanie zaczęło się od bardzo niecelnego rzutu Howarda, ale potem gospodarze wykonali dwa wsady - Rashard Lewis skończył tak akcję w kontrze, a 34-letni Anthony Johnson w ataku pozycyjnym, po minięciu od linii końcowej Rajona Rondo! Akcja doświadczonego rozgrywającego była zapowiedzią wyjątkowych rzeczy po stronie Magic.

Gortat gra przeciwko Celtics nie gorzej niż Howard

Johnson wyszedł w pierwszej piątce, bo za klepnięcie w tył głowy Eddiego House'a w meczu nr 2 zawieszony został Rafer Alston. Można było mieć obawy czy Johnson wytrzyma rywalizację z żywiołowym Rondo i w ogóle trudy meczu, ale to właśnie on dał sygnał do zdecydowanego ataku.

Przede wszystkim Magic grali szybko - nie było mozolnego ustawiania akcji, tylko przyspieszenie już od momentu wyprowadzania piłki z własnej połowy. Na dodatek Johnson, inaczej niż Alston, chętnie i skutecznie mijał obrońców i wchodził pod kosz. Trafił pięć z siedmiu rzutów z gry, w sumie zdobył 13 punktów i miał trzy asysty - to niezbyt imponujące statystyki, ale ważniejsze było zdecydowanie Johnsona. Dzięki niemu gra Magic przypominała tą z początku sezonu, kiedy zespół prowadził kontuzjowany obecnie Jameer Nelson.

Do składu po operacji jamy nosowej wrócił Courtney Lee - specjalna maska nie odebrała mu atutów. Lee wpasował się w szybki i zdecydowany sposób gry Magic - zdobył 11 punktów, miał cztery zbiórki i trzy asysty.

Gospodarze prowadzili od początku, choć intensywna wymiana ciosów i wynik bliski remisu utrzymywały się do początku drugiej kwarty. Howard w ataku grał nierówno, ale w obronie - świetnie. Już w pierwszej kwarcie miał cztery piękne bloki (w sumie zdobył 17 punktów, miał 14 zbiórek i pięć bloków), ale rywale za sprawą Ray'a Allena utrzymywali się w grze. Jednak kiedy ten przestał trafiać, Magic uciekli Celtics.

Tak jak w meczu nr 1 w Bostonie, powiększenie przewagi zbiegło się z wejściem na parkiet Gortata. Polak zdobył dwa punkty z rzutów wolnych na 30:22 i choć potem brakowało mu agresji w atakowaniu deski w ofensywie, a pod drugim koszem punkty obok niego zdobywał Kendrick Perkins, to jednak Magic powiększali przewagę - do przerwy było 53:41.

W trzeciej kwarcie gospodarze momentami grali koncertowo - Howard kończył akcje wsadami, a Lewis i Hedo Turkoglu trafiali z dystansu. Szczególnie ten ostatni zawodnik zasługuje na wyróżnienie, bo po serii słabych spotkań w play-off w piątek zagrał świetnie - zdobył 24 punkty, trafiając osiem z 12 rzutów z gry.

W połowie kwarty po rzucie Turkoglu było już 72:52 dla Magic, chwilę później na boisku pojawił się Gortat. Po wsadzie Polaka było 78:61, ale Celtics podjęli walkę i w kilka minut zmniejszyli straty. Po trzech kwartach Magic wygrywali, ale tylko 78:69.

Ostatnie 12 minut zaczęło się od dwóch wolnych Paula Pierce'a (przełamał się i zagrał skutecznie) - było 78:71. Ale Turkoglu i Lewis znów zaczęli trafiać seriami, a kiedy Lee i J.J. Redick dołożyli swoje trzy i dwa grosze, pięć minut przed końcem było już 103:83 dla gospodarzy. To był właśnie ten ostateczny cios wyprowadzony w stronę mistrzów NBA.

Siły Magic nie osłabiło wówczas pojawienie się Gortata - Polak zdobył kolejne dwa punkty wsadem, potem dorzucił jeszcze jeden z linii rzutów wolnych. Gortat miał także trzy zbiórki, asystę, stratę i cztery faule. Poważnych błędów nie popełniał, choć defensywa w strefie podkoszowej wyraźnie traciła na jakości w porównaniu z tą, którą kierował Howard.

Najskuteczniejszy w Magic był Lewis, który zdobył 28 punktów (9/17 z gry). Cała drużyna gospodarzy miała aż 59 proc. skuteczności z gry (39/66) i 50 proc. za trzy punkty (9/18). Celtics wypadli w obu elementach dużo gorzej - mieli odpowiednio 43 proc. (34/79) i 28 proc. (5/18). Odwróciły się za to tendencje z meczu nr 2, kiedy to bostończycy grali agresywniej i byli skuteczniejsi.

27 punktów dla Celtics zdobył Paul Pierce, choć większość z nich (14) padła z rzutów wolnych. Rondo i House dodali po 15, a Perkins 10. Allen, który zaczął mecz dobrze, w sumie zdobył zaledwie osiem punktów.

Czwarte spotkanie tej serii odbędzie się w niedzielę w Orlando. Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw.

Orlando Magic - Boston Celtics 117:96

Play-off: 2:1 dla Magic

Lakers odzyskują przewagę własnego parkietu - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.