Magic rozgromieni w Bostonie

Boston Celtics łatwo pokonali Orlando Magic 112:94 w drugim meczu półfinału Konferencji Wschodniej i wyrównali stan rywalizacji na 1:1. Marcin Gortat grał przez sześć minut, w których zdobył dwa punkty.

Zobacz fragmenty na Zczuba.tv ?

Magic, którzy w meczu nr 1 na przełomie drugiej i trzeciej kwarty wypracowali sobie aż 28 punktów przewagi (ostatecznie wygrali 95:90), w środowym spotkaniu nie istnieli. Już po sześciu minutach przegrywali 6:16 i choć w pierwszej połowie dwukrotnie redukowali straty do pięciu punktów, to jednak przez cały mecz byli zespołem dużo słabszym.

Przede wszystkim dlatego, że o wiele lepiej zagrali Celtics.

Mistrzowie NBA od początku byli agresywni i szybcy w ataku, co wobec słabszej zespołowej i indywidualnej obrony Magic dawało duże efekty. O wiele lepiej niż w spotkaniu nr 1 zagrali Rajon Rondo i Ray Allen, a na dodatek niesamowity mecz rozegrał rezerwowy rzucający Eddie House. Filar i kapitan Celtics Paul Pierce szybko wpadł w kłopoty z faulami, na ławce przesiedział niemal cały mecz, ale jego braku w ogóle nie było widać.

Rondo już do przerwy miał 12 asyst, a w trzeciej kwarcie osiągnął swoje trzecie triple-double w tegorocznym play-off z impetem wsadzając piłkę do kosza. Spóźniony z pomocą w obronie środkowy Magic Dwight Howard nawet nie próbował go blokować... W sumie Rondo zaliczył 15 punktów, 11 zbiórek i aż 18 asyst.

Allen rzucił 22 punkty i miał cztery asysty i dobrze współpracował w pierwszej połowie ze środkowym Kendrickiem Perkinsem. Ten ostatni nic sobie nie robił z obecności Howarda, bądź co bądź najlepszego obrońcy tego sezonu w NBA, i miał nad nim przewagę pod koszem.

Ale największym atutem Celtics byli rezerwowi, którzy ograli ławkę gości aż 43:29. Niesamowity House, który był najszybszym zawodnikiem na parkiecie, a do rzutu składał się, jeszcze zanim dostał piłkę, zdobył aż 31 punktów trafiając 11 z 14 rzutów z gry! Lekceważony i wyśmiewany biały podkoszowy z końca ławki Celtics Brian Scalabrine, który szansę gry na tym etapie rozgrywek otrzymał tylko dzięki kontuzjom Kevina Garnetta i Leona Powe'a, zdobył osiem punktów i dobrze radził sobie w obronie z Rashardem Lewisem.

Magic najlepszy moment mieli w pierwszej kwarcie, kiedy 11 punktów zdobył J.J. Redick (trzykrotnie trafił za trzy). Potem goście - słusznie - próbowali dogrywać piłki do Howarda i Lewisa. Słusznie, bo na tych pozycjach Magic teoretycznie powinni mieć przewagę. Ale w środę nie mieli, bo Lewisa (17 punktów, ale tylko 6/15 z gry) skutecznie ograniczyli Glen Davis i Scalabrine, a Howard (12 punktów, 5/13 z gry i 2/8 z wolnych) do kosza rzucał kamieniami, a nie piłką.

Znów okazało się, że w starciu z mocniejszą, przede wszystkim lepiej zorganizowaną defensywą, Howard bywa bezradny. Jego repertuar zagrań w ataku, w momencie, kiedy nie wystarczy wykorzystać świetnej siły i skoczności, ogranicza się do chaotycznych prób rzucania półhakiem, które trafiają w obręcz, tablicę, ale rzadko do kosza.

Howard miał 12 zbiórek, ale w trzech ostatnich kwartach zgromadził tylko pięć. Na dodatek popełnił także aż pięć strat.

Magic trafili tylko 31 z 70 rzutów z gry (44 proc.) i 24 z 37 wolnych (65 proc.) - gospodarze byli dużo bardziej skuteczni, ale był to tylko jeden z elementów, w którym przewyższali rywali.

Gortat jedyne punkty zdobył zaraz po wejściu na boisko, kiedy lekkim wsadem z powietrza zakończył dwójkową akcję z Anthonym Johnsonem. Chwilę później zagubił się w obronie i Davis po dwójkowej akcji z Rondo zdobył łatwe punkty. Gortat popełnił błąd, ale i tak pomylił się mniej niż kilka minut później Howard, który zupełnie zostawił bez obrony Perkinsa.

W epizodzie z czwartej kwarty Polak zaliczył dwie zbiórki.

Dwa kolejne mecze serii do czterech zwycięstw odbędą się w Orlando. Piątkowe spotkanie nr 3 pokaże na żywo Canal+ Sport.

Magic - Celtics. Jest szansa na detronizację mistrzów?

W Oklahoma City chwalą Gortata - przeczytaj dlaczego >

Copyright © Agora SA