Mniej minut Gortata - dlaczego?

Marcin Gortat zagrał tylko pięć minut w wysoko wygranym przez Orlando Magic meczu z Indiana Pacers. Polski środkowy wszedł na parkiet dopiero w ostatniej kwarcie.

Gortat: NBA to także polityka

W ostatnich spotkaniach trener Magic Stan van Gundy realizował pewien schemat rotacji - na przełomie pierwszej i drugiej kwarty niezależnie od wyniku zdejmował z boiska gwiazdora Dwighta Howarda i dawał kilka minut Gortatowi. Potem, już w zależności od rezultatu i liczby fauli Howarda, Polak zaliczał kolejne epizody, które - w przypadku meczów wygrywanych wysoko - rozciągały się nawet do 20 minut.

We wtorek Magic (bilans 34-10) od początku dominowali nad Pacers (17-28) - już po pierwszej kwarcie było 36:18 dla gospodarzy, a w połowie trzeciej - 80:55. Gortat wszedł na boisko dopiero pięć minut przed końcem przy stanie 125:100. Zdążył zablokować wyższego od siebie o cztery centymetry pierwszoroczniaka Roy'a Hibberta oraz spudłować dobitkę po własnej zbiórce w ataku. Magic wygrali mecz 135:111.

Grę Gortatowi "zabrał" Tony Battie, który miał 13 punktów i osiem zbiórek w ciągu 17 minut. Doświadczony koszykarz grał nie tylko jako wysoki skrzydłowy, ale także był zmiennikiem Howarda na środku, co przez ostatnie pięć tygodni było domeną Polaka.

Skąd zmiana w rotacji zespołu? - W ostatnich meczach obniżyłem loty - być może ze względu na przeziębienie - przyznał ostatnio Gortat w rozmowie ze Sport.pl. Rzeczywiście, w ostatnich meczach z silnymi zespołami Polakowi grało się trudniej - widać to nie tylko po statystykach (sześć punktów i 18 zbiórek w siedmiu spotkaniach), ale i po braku "zęba", który dotychczas charakteryzował walecznego Gortata, szczególnie w obronie.

Ale przyczyny mogą być inne - Magic przegrali dwa poprzednie mecze (z Boston Celtics i Miami Heat), a tymczasem w czwartek ich rywalem będą najlepsi w lidze Cleveland Cavaliers (35-8). Dla Magic, którzy nie wygrali w tym sezonie ani razu z czołowymi zespołami Konferencji Wschodniej, to bardzo ważny sprawdzian i być może dlatego van Gundy wstrząsną nieco składem.

Kolejna zmiana to powrót po kontuzji Mickaela Pietrusa. Francuz grywa jako rzucający lub niski skrzydłowy, ale przede wszystkim znany jest z niezłej obrony. Van Gundy może szykować go na pilnowanie znakomitego LeBrona Jamesa z Cavaliers, więc w meczu z Pacers ustawiał Pietrusa (27 punktów i 10 zbiórek w 30 minut) na skrzydle. W takim ustawieniu jako wysoki skrzydłowy grywał Rashard Lewis, a Battie przesuwany był na pozycję środkowego.

- Ciekawe, co będzie, jak wyląduję na ławce - zastanawiał się w rozmowie ze Sport.pl Gortat. - Musiałbym wtedy podwoić albo i potroić swój wysiłek, ale na razie gram i walczę - dodał Polak. W tym samym wywiadzie, Gortat wypowiadał się także ogólniej: - Chciałbym zostać w NBA do końca kariery, ale liczę się z tym, że już od następnego meczu mogę stracić miejsce na parkiecie. NBA to także polityka i strategia - o grze decyduje nie tylko poziom sportowy. Odstawienie na bok będzie bolesne, ale ta liga taka jest.

Na razie o odstawieniu na bok nie może być mowy, bo mecz z Pacers był 22. z rzędu, w którym Polak wystąpił. 25-letni środkowy w tym sezonie zagrał w 28 z 44 spotkań Magic. Przeciętnie dostawał w nich 10,7 minuty i zdobywał 2,9 punktu. Gortat średnio ma także 3,6 zbiórki oraz 1,1 bloku na mecz.

Więcej o Gortacie w specjalnym serwisie Sport.pl - czytaj tutaj

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.