Miliony o północy, czyli Marcin Gortat czeka na oferty

- 10 mln dol. to kwota startowa, bo w NBA nie ma w tej chwili na rynku środkowych do wzięcia. Może się okazać, że zostanę przepłacony, co oczywiście mi nie przeszkadza - mówi Marcin Gortat.

Poniedziałek to ostatni dzień z kontraktu, który 30-letni obecnie środkowy podpisał w 2009 roku. Od wtorku Gortat będzie czekał na oferty, które kluby NBA mogą składać wolnym zawodnikom. Mogą to robić od północy czasu wschodniego, czyli od godz. 6 rano we wtorek czasu polskiego.

Gortat w takiej sytuacji był już pięć lat temu - wówczas już minutę po północy do drzwi jego domu w Orlando zapukał menedżer Houston Rockets Daryl Morey. Potem lepszą ofertę złożyli Dallas Mavericks, ale wyrównali ją mający pierwszeństwo w negocjacjach Orlando Magic. Gortat został na Florydzie, później był transferowany do Phoe-nix Suns i Washington Wizards. W pięć lat zarobił 35 mln dol.

Teraz liczy na więcej. - Nie wypada mi mówić, na ile się wyceniam - stwierdził koszykarz kilka dni temu. Dopytany o 10 mln dol. rocznie, które zarabiają gracze jego pokroju, przyznał: - To kwota startowa, bo w NBA nie ma w tej chwili na rynku środkowych do wzięcia.

Środkowych, dodajmy, na poziomie. Takich, którzy gwarantują solidną grę w zespole z dużymi ambicjami. A taką właśnie prezentował Gortat w minionym sezonie - Polak zdobywał w nim średnio po 13,2 punktu oraz 9,5 zbiórki i kilka razy błysnął w play-off, w którym Wizards doszli do drugiej rundy, gdzie odpadli 2-4 z Indiana Pacers.

Gortat powtarza, że chce podpisać kontrakt życia - cztero- lub pięcioletnią umowę, która przyniesie mu około 50 mln dol. Koszykarz zaznacza też: - Będę chciał go wypełnić do końca i dzisiaj jestem bliski myśli, że zakończę wówczas karierę. Nie chcę dojść do punktu, w którym całkowicie się rozsypię i w wieku 38 lat będę musiał zaczynać dzień od serii ćwiczeń, by funkcjonować.

Na czyje oferty liczy Gortat? - Analizujemy rynek, ale nikt nie wie, co wydarzy się po 1 lipca - mówił w rozmowie z Polskikosz.pl jego agent Guy Zucker. - W dwa, trzy tygodnie chcemy wybrać drużyny, które byłyby dla Marcina najbardziej właściwe.

Na razie ze słów Gortata wynika, że najbardziej właściwym wyborem są Wizards. - Na pewno będą w czołówce grupy, z którą porozmawiam. Są bardzo wysoko na liście, mają przewagę na starcie, bo jako jedyny może zaoferować mi pięcioletni kontrakt. Pozostałe - maksymalnie cztery - mówi Polak. Koszykarz zaznacza, że na obecnym etapie kariery nie interesuje go gra w zespole, który się przebudowuje. - Chcę walczyć o mistrzostwo - mówi.

Na dodatek Gortat chwali sobie boiskową współpracę z rozwijającym się rozgrywającym Johnem Wallem, a także relacje z trenerem Randym Wittmanem. Szkoleniowiec, wspólnie z wiceprezydentem klubu Tommym Sheppardem, specjalnie przylecieli na weekend do Krakowa, gdzie Gortat kończył wczoraj kolejną edycję kampów dla dzieci. Wizards chcą robić postępy i Gortata potrzebują.

W NBA znajdzie się jednak grupa innych klubów, które potrzebują w składzie doświadczonego środkowego. Wypadli z niej ostatnio Dallas Mavericks, którzy pozyskali Tysona Chandlera z New York Knicks, ale zadzwonić do drzwi Gortata powinni też inni. Być może nawet Miami Heat, którzy potrzebują wzmocnień i wsparcia dla coraz częściej osamotnionego LeBrona Jamesa.

Ale to właśnie James i Carmelo Anthony, rówieśnicy Gortata, mogą trzymać transferowy rynek w szachu. Obaj odstąpili od umów z Heat i Knicks - mogą podpisać z nimi nowe kontrakty lub przyjąć oferty konkurencji. Ich decyzje wywołają fale, które zachwieją rynkiem transferowym w całej lidze.

Wolni zawodnicy oferty zbierają od jutra, ale podpisywać kontrakty mogą dopiero od 8 lipca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.