NBA. Weekend próby dla Gortata i Suns

Nie mam nic do udowodnienia, bo Howard jest poza moim zasięgiem, jeśli chodzi o umiejętności i możliwości fizyczne. Będę chciał mu po prostu pokazać, że nie będzie miał ze mną łatwo - mówił Sport.pl Marcin Gortat. W nocy z piątku na sobotę zagra pierwszy raz w tym sezonie przeciwko Dwightowi Howardowi i Los Angeles Lakers. Dobę później kolejny ciężki test - mecz z Miami Heat.

Gortat miał wystrzałowy początek sezonu, kiedy w pierwszych sześciu meczach punktował, zbierał i blokował bez względu na to, kto był jego rywalem. W ostatnich trzech Polak już nie zachwycał (z Utah Jazz wręcz zawiódł), ale poniżej pewnego, solidnego poziomu nie schodzi.

W tym sezonie rzuca średnio 12,3 punktu na mecz, ma 10,6 zbiórki oraz 3,3 bloku, ale to sobotnie starcie przeciwko Lakers oraz nowemu środkowemu ekipy z LA Dwightowi Howardowi będzie pierwszym wielkim wyzwaniem w obecnych rozgrywkach.

- Rywalizacja z Dwightem to wielkie wyzwanie. Muszę się wzmocnić, przygotować i liczyć na to, że te lata, które spędziłem z nim w jednym zespole, pomogą mi w grze przeciwko niemu w obronie. Liczę na dobre mecze - mówił w przedsezonowej rozmowie ze Sport.pl Gortat.

Polak w ostatnich pięciu meczach przeciwko Lakers radził sobie bardzo dobrze (średnio 19,2 punktu, 13,6 zbiórki), ale wtedy pod koszem w Los Angeles nie było Howarda. Były kolega Gortata z Orlando Magic przeciwko Polakowi grał do tej pory dwukrotnie i swoją grą imponował (śr. 26 pkt, 15,5 zb., 4 bl.), a z kolei nasz środkowy nie zachwycał: 8 pkt, 6,5 zb., 2 bl.

- Na pewno będę chciał z Howardem zagrać inaczej niż rok temu, kiedy miałem do niego zbyt wielki szacunek, za bardzo oddałem mu pole do popisu. Nie mam jednak nic do udowodnienia, bo Howard jest poza moim zasięgiem, jeśli chodzi o umiejętności i możliwości fizyczne. Będę chciał mu po prostu pokazać, że nie będzie miał ze mną łatwo - dodał Gortat, który przeciwko Lakers zagra w tym sezonie czterokrotnie.

Piątkowi rywale Suns latem zbudowali celebrycką drużynę. ściągając - oprócz Howarda - Steve'a Nasha, ale sezon zaczęli od czterech porażek w pięciu pierwszych meczach. Teraz mają bilans 3-5 (Suns 4-5). Z zespołu zwolniono trenera Mike'a Browna, kontuzjowany jest Nash, a nowy szkoleniowiec Mike D'Antoni dopiero w czwartek prowadził pierwsze zajęcia z drużyną. Nie wiadomo, czy usiądzie na ławce już w meczu z Suns, ale nawet bez niego to Lakers będą zdecydowanymi faworytami.

Zespół Gortata wygrał cztery z dziewięciu meczów w tym sezonie i ma ogromne problemy z utrzymaniem intensywności gry w trakcie spotkania. Suns próbują szaleńczych pościgów w czwartych kwartach i czasem im się udaje (jak z Cleveland Cavaliers), a czasem nie (porażka z Bulls po dogrywce). - Nie wiem, z czego to się bierze. Chyba musimy oszukiwać naszych koszykarzy i wyświetlać na tablicy, że mecz zaczynamy z 15-punktową stratą. Zobaczymy, czy to zadziała - mówi pół żartem, pół serio Alvin Gentry, trener Suns.

Dobrze z ławki grają Shannon Brown, P.J. Tucker i Sebastian Telfair, w trudnych momentach to oni ciągną zespół, ale Gentry zmian w pierwszej piątce dokonywać na razie nie chce. - Nie sądzę, by to nam pomogło. Spróbujemy znaleźć nasz rytm - mówi.

Przeciwko Lakers Suns potrzebują dobrej gry całego zespołu, tym bardziej że już w sobotę czeka ich kolejne wielkie wyzwanie - ich rywalami będą Miami Heat. Suns już 5 listopada przekonali się, jak wiele dzieli ich od czołówki NBA, na Florydzie przegrali aż 99:124. Teraz mistrzów NBA będzie podgryźć im jeszcze trudniej - Suns z Heat zagrają dzień po meczu w Los Angeles, a drużyna LeBrona Jamesa będzie miała przed sobotnim spotkaniem trzy dni wolnego.

Po meczach z faworytami Suns będą mieć chwilę na złapanie oddechu i poprawienie błędów. Kolejnym mecz zagrają dopiero w środę z Portland Trail Blazers.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.