Marcin Gortat: Będę walczył o swoje

- Rola, którą pełniłem w zespole rok temu, upoważnia mnie do tego, by poprosić o zagrywkę ustawioną pode mnie - mówi Marcin Gortat, jedyny Polak w NBA. We wtorek w nocy ruszył sezon NBA. Phoenix Suns z Gortatem inaugurują rozgrywki środowym meczem z Golden State Warriors.

Łukasz Cegliński, Michał Owczarek: W ostatnich sezonach robiłeś postępy, doszedłeś do roli pierwszego strzelca (15,4 punktu na mecz) i zbierającego (10) w drużynie. Czujesz, że sufit jest blisko, czy może stać cię na zdobywanie po 20 punktów i 15 zbiórek?

Marcin Gortat: Żeby mieć takie statystyki potrzeba nie tylko dobrej gry - jestem przekonany, że stać mnie na zdobywanie po 20 punktów na mecz w NBA, ale potrzebuję do tego odpowiedniej liczby rzutów. Muszę często dostawać podania i oddawać po kilkanaście, niemal 20 rzutów. Z kolei zbiórki, poza walecznością i koniecznym wyczuciem, są często kwestią liczby minut spędzonych na boisku.

Pytamy o kolejny krok, ale można się też zastanawiać, czy w ogóle utrzymasz poziom gry z poprzedniego sezonu. W Suns zabraknie Steve'a Nasha, z którym świetnie współpracowałeś i wykorzystywałeś jego podania. Jaki będzie Gortat bez Nasha?

- Gra u boku Steve'a była świetnym doświadczeniem, ale teraz, niestety, otwiera się nowy rozdział w mojej karierze. Trudniejszy, ale jestem przekonany, że dam sobie radę. Na pewno będę grał inaczej, choć może niekoniecznie tak nierówno, jak w meczach przedsezonowych, kiedy sprawdzaliśmy wiele wariantów gry. Myślę, że dopiero po 20, 30 spotkaniach będzie można powiedzieć, jak gram bez Nasha - czy zrobiłem krok do przodu, czy może nie i bez niego jestem słabszy. Będę się starał znajdować pozycje do rzutu bliżej kosza, spróbuję częściej podejmować indywidualne akcje, liczę też na wejścia kolegów pod obręcz i podania, które będę kończył.

A nie masz w ogóle dosyć tych "nashowych" pytań? Zagadnienie: "Czy Gortat to coś więcej niż kreacja Nasha?" pojawia się często.

- Rozumiem te pytania dziennikarzy, ale staram się odbierać je z dystansem. Czuję się jednak trochę niedoceniany, kiedy mówi się, że to Steve Nash stworzył Marcina Gortata, bo to jednak ja musiałem łapać piłki w tłoku, ja musiałem trafiać do kosza mimo obecności obrońców. To wcale nie takie łatwe, wielu zawodników, którzy z Nashem grali, nie miało takich osiągnięć. Nie wszystko, czego Steve dotknie, zamienia się w złoto.

Phoenix Suns zostali zupełnie przebudowani. Nash, motor napędowy, odszedł, więc zmieni się styl gry. Na jaki?

- Zmieni się wszystko, bo nowy rozgrywający Goran Dragić jest innym zawodnikiem niż Steve. Myślę, że wiele akcji będziemy grali przez Luisa Scolę. Dwójkowych, w których ja uczestniczyłem, będzie mniej, a zwiększy się liczba zagrań indywidualnych, których ostatnio nie było.

Jak wygląda Twoje miejsce w nowych schematach ofensywnych?

- Różnie. Były sparingi, w których dużo zagrywek było ustawionych pode mnie, ale były też takie, w których byłem pomijany. Ale to dopiero początek, poczekajmy, aż sezon się rozegra, zobaczymy, jaką rolę odgrywam w ataku.

W sparingach graliście mniej akcji dwójkowych i po jednym z nich powiedziałeś, że musisz porozmawiać z Goranem Dragiciem i trenerem Gentrym. Walczysz o swoje?

- Jak najbardziej. Od samego początku swojej kariery NBA upominam się o swoje i nie zamierzam przespać okazji na to w tym sezonie. Nie chcę tylko biegać od kosza do kosza i walczyć o zbiórki. Myślę, że rola, którą pełniłem w zespole rok temu oraz fakt, że byłem pierwszym strzelcem zespołu, upoważnia mnie do tego, by poprosić o zagrywkę ustawioną pode mnie, żeby móc się wykazać.

Jakie nowe możliwości daje Ci nowe ustawienie, a gdzie Cię ogranicza?

- Z tego, co graliśmy w sparingach, wynika, że na tzw. silnej stronie, gdzie znajduje się piłka, najczęściej ustawiany będzie Luis, a ja jestem po stronie słabej, gdzie głównie stawia się zasłony, by wyprowadzić strzelców na pozycje. Ale mam nadzieję, że to zostanie skorygowane i także ja będę ustawiany do gry z piłką. Goran wie, że dobrze byłoby, gdybyśmy spróbowali stworzyć duet na miarę tego z Nashem i obaj jesteśmy gotowi nad tym pracować.

W poprzednim sezonie były momenty, w którym zarzucano Ci, że jesteś zbyt mało agresywny w grze. Czy teraz będziesz większym "twardzielem", czy będziesz odważniej atakował kosz i mocniej bronił?

- Tym, którzy mówili, że byłem mało agresywny, chodziło o to, że ja lubię podawać piłkę w ataku. Pewnie, chciałbym mieć takie nastawienie, jak w reprezentacji Polski, kiedy po otrzymaniu piłki od razu myślałem tylko o ataku i obręczy. Mam nadzieję, że teraz też włączy mi się taki tryb i przyniesie to korzyść drużynie. Wykańczanie akcji pod koszem to kwestia koncentracji i przyzwyczajeń.

Straciliście dwóch liderów-weteranów, Nasha i Hilla, czyli graczy wyjątkowych w historii ligi. Czego najbardziej będzie brakowało, co jest z nimi związane?

- Na razie specjalnej tęsknoty za nimi nie odczuwamy. Obaj wykonali w Phoenix kawał świetnej roboty, ale postanowili poszukać sukcesów. Myślę, że każdy z nas życzy im powodzenia. Mi będzie brakowało podań Nasha, a po Grancie mam buty i u nas na boisku będę pewnie występował w ładnym, pomarańczowym obuwiu.

Ty jesteś drugim graczem Suns pod względem stażu w klubie - czy to znaczy, że będziesz liderem?

- Liderem jesteś wtedy, kiedy ciągniesz za sobą zespół na boisku. Ważna jest też przychylność wszystkich zawodników w szatni - dążę do tego powolutku, ale myślę, że dalej jestem na etapie nauki, jeśli chodzi o bycie liderem. Na szczęście jest w zespole ktoś taki, jak Jermaine O'Neal - fantastyczny weteran, od którego mogę wiele się nauczyć.

Czujesz się już wzorem, przykładem dla młodszych graczy?

- Tak, zdaję sobie sprawę, że wielu graczy patrzy na mnie, przygląda się na boisku i poza nim. Wiem, że muszę świecić przykładem, czasem krzyknąć, ale czasem też pomóc się podnieść po słabej akcji czy meczu. Nie jestem już młody, nie mówi się o mnie w kontekście talentu czy potencjału. Dojrzewam, przechodzę proces, po którym będzie można o mnie mówić, że jestem doświadczony. Liczę, że niebawem będzie to widać na parkiecie i poza nim.

W Suns trudno znaleźć teraz lidera czy weterana, od którego można się uczyć, którego można podpatrywać. Wcześniej miewałeś Howarda, Nasha, Cartera. Kogo będziesz miał teraz?

- Jermaine'a O'Neala. To zawodnik, który rozumie swoją pozycję w zespole, wie, po co tu jest. Dla mnie to świetna możliwość nauki, już po zakończeniu poprzedniego sezonu mówiłem, że chciałbym mieć w drużynie wysokiego gracza, weterana, który mógłby być dla mnie mentorem. Mam 28 lat, gram w NBA szósty sezon, jak mówiłem - dojrzewam, ale od Jermaine'a będę się uczył. To bardzo doświadczony gracz, który wiele w NBA widział.

Na których pozycjach po letnich transferach Suns będą lepsi, a na których słabsi?

- Wiadomo, Steve'a Nasha nie da się zastąpić. Na pozycji rozgrywającego będzie nam trochę brakowało doświadczenia. Zmieni się też gra na pozycji wysokiego skrzydłowego, zabraknie chorego na serce Channinga Frye'a, który pozwalał nam na "rozciąganie" gry, robienie miejsca pod koszem rzutami z dystansu. Z drugiej strony Luis daje nam wiele innych opcji bliżej kosza.

Czy w klubie miano za złe Nashowi, że odszedł do Lakers, wielkiego rywala?

- Nie. Nash dla Suns zrobił wiele, doprowadził ten klub bardzo wysoko. Zresztą, my prawie o tym nie rozmawiamy. Koncentrujemy się na sobie, na swoich celach.

W Lakers jest Dwight Howard, czyli z byłym kolegą z Orlando Magic spotkasz się aż cztery razy. Cieszysz się, że zmienił klub, że jest na Zachodzie?

- Na początku się załamałem, ponieważ zdałem sobie sprawę, jak często będę musiał z nim grać. Rywalizacja z Dwightem to wielkie wyzwanie. Muszę się wzmocnić, przygotować i liczyć na to, że te lata, które spędziłem z nim w jednym zespole, pomogą mi w grze przeciwko niemu w obronie. Liczę na dobre mecze.

Będziesz chciał mu coś udowodnić? Będziesz traktował mecze z Lakers wyjątkowo?

- Na pewno będę chciał z Howardem zagrać inaczej niż rok temu, kiedy miałem do niego zbyt wielki szacunek, za bardzo oddałem mu pole do popisu. Nie mam jednak nic do udowodnienia, bo Howard jest poza moim zasięgiem, jeśli chodzi o umiejętności i możliwości fizyczne. Będę chciał mu po prostu pokazać, że nie będzie miał ze mną łatwo.

Co z tymi Lakers? Z Nashem, Bryantem, Gasolem i Howardem wyglądają na drużynę marzeń. Wygrają 70 spotkań?

- Moim zdaniem nie i nawet się do nich nie zbliżą. 60 meczów może wygrają, ale nie więcej. To nowy zespół, który będzie potrzebował wiele spotkań, żeby się zgrać i wejść w odpowiedni rytm. Na papierze wyglądają bardzo dobrze, ale nie wręczajmy im mistrzostwa przed sezonem. Lakers mogą w ogóle nie dotrzeć do finału.

Grałeś z Howardem, grałeś z Nashem - czy oni są w stanie stworzyć duet jak Magic Johnson z Kareemem Abdulem-Jabbarem?

- Tu też odpowiem przecząco. Howard to gracz, który musi dostać piłkę pod koszem, a Nash to rozgrywający, który najlepiej gra z wysokim stawiającym zasłony i szybko poruszającym się po boisku. Dwight takim graczem nie jest, choć z drugiej strony Steve to świetny zawodnik, który może znaleźć sposób na podniesienie statystyk Howarda w inny sposób. Do Magica i Jabbara trochę im jednak zabraknie.

Na początku sezonu zagracie w Orlando i będzie to Twój pierwszy mecz tam od transferu do Phoenix. Taki powrót będzie miał dla Ciebie znaczenie czy Magic to już zamknięty rozdział?

- To drugie. Totalnie zmienił się tam sztab szkoleniowy, ludzie w biurze, zawodnicy. Nie ma tam wielu osób, które znam. Obecne Orlando Magic to zespół, jak każdy inny.

Suns są typowani do jednego z ostatnich miejsc na Zachodzie. Zgodzisz się, że nie grałeś jeszcze w NBA w drużynie, która "wygląda" tak słabo?

- Nie. Myślę, że jesteśmy silniejszym zespołem niż rok temu i pokażemy to w tym sezonie. Nie mamy wielkich nazwisk, ale mamy drużynę, którą stać na dodatni bilans.

Twoja kariera układa się tak, że im bardziej poprawiasz swoją grę, tym w słabszej drużynie grasz. Zaczynałeś w kandydacie do tytułu, wystąpiłeś w finale, a teraz grasz w drużynie po przejściach, dla której szczytem byłby awans do play-off.

- Nie zwróciłem wcześniej na to uwagi. Staram się nie koncentrować na tym, jakie możliwości, jaką pozycję w lidze ma mój zespół, tylko na tym, by się rozwijać na takiego gracza, który może pomagać w wygrywaniu każdej drużynie, w której gra. Na razie można powiedzieć, że moje statystyki i sposób gry w poprzedniego sezonu nic nie dały, bo nie awansowaliśmy do play-off.

Za rok mistrzostwa Europy, po których rozpoczniesz swój ostatni sezon kontraktu w NBA. Czy to będzie miało wpływ na decyzję o udziale w ME?

- Nie po to grałem w eliminacjach, by opuścić mistrzostwa. Zdaję sobie sprawę, że odbędą się one w wakacje, w trakcie których powinienem przygotować się do sezonu NBA jeszcze lepiej niż w poprzednich latach, ale myślę, że wszystko da się pogodzić. W tej chwili są tylko dwa powody, dla których mógłbym nie zagrać w mistrzostwach - jeśli zostanę w tym czasie ojcem lub będę kontuzjowany.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.