We wtorek Polacy zawiedli na całej linii - w pierwszym meczu EuroBasketu przegrali z Gruzją aż 67:84. Gortat zdobył 12 pkt (6/13 z gry), miał osiem zbiórek, cztery asysty i dwa bloki, ale zagrał słabo.
Po zejściu z parkietu, na gorąco, mówił chaotycznie. Ale próbował tłumaczyć to, co się stało w Celje Arenie.
Marcin Gortat: Niestety, ale nie było niczego i... (długa cisza). Nie wiem, co powiedzieć.
- Na pewno musimy brać trochę więcej odpowiedzialności za to, co robimy. Teraz chodzi przede wszystkim o własną dumę, którą mamy w sercu...
- Zostaliśmy zbici, tak. Koszykówka polega na tym, że trzeba grać zespołowo i jeśli nie jest tak, że wszyscy robią to samo, jeśli nie gramy wspólnie, to nie da się wygrywać. Ciężko było nam grać, można powiedzieć, że rywale mieli pięciu zawodników w polu trzech sekund, a my nie byliśmy w stanie trafić rzutów z półdystansu czy z dystansu. W takiej sytuacji my, podkoszowi, nie jesteśmy sami w stanie niczego zrobić. Cały czas jesteśmy podwajani, potrajani, praktycznie odcinani od piłek. Co tu dużo mówić. Zostaliśmy zbici. Jeden wielki falstart.
- Zdecydowanie obrona. Błędy, jakie popełniamy. faulując zawodników 20 m od kosza, są niedopuszczalne. To nie ma sensu. Błędy młodzieńcze, brak koszykarskiej dyscypliny sprawiły, że przegraliśmy mecz.
- Oczywiście, że tak. To nie jest koniec świata. Przed nami cztery mecze, wszystko jest jeszcze możliwe. Życzyłbym sobie, by zrealizował się scenariusz, w którym wygrywamy wszystkie cztery mecze i na końcu tylko kpimy sobie ze spotkania z Gruzją, ale... Cóż, przegraliśmy dzisiaj, nie jest ciekawie. Nikt nie chciał takiego startu. Nie tylko wy jesteście zawiedzeni - to, jak się teraz czujecie, pomnóżcie razy trzy i wyobraźcie sobie, co czujemy my. Zasuwaliśmy przez sześć tygodni, a dziś nie zrobiliśmy na parkiecie tego, co należało.
- Na początku nie trafiliśmy rzutów - najpierw ja, potem Maciek, potem obwodowi. Nie było skuteczności, a to podstawa. Pod koszem mieliśmy potem po dwóch, trzech zawodników na plecach. Tak się nie da grać.