Baranowski jest najbardziej doświadczonym polskim kolarzem w wyścigach wieloetapowych. Startował w Giro d'Italia, Vuelta a Espana i Tour de France. Zawsze jednak pełnił funkcję pomocnika liderów swoich grup, z wyjątkiem Giro w 2003 r., kiedy startując w barwach polskiej grupy CCC Polsat, miał nieco więcej swobody i dzięki temu zajął 12. miejsce w klasyfikacji generalnej (de facto po dyskwalifikacji Raimondasa Rumsasa Polak był 11.). W 1998 r. zakończył Tour de France na 12. miejscu, zajmując m.in. czwarte w jeździe indywidualnej na czas.
Dziś nawet takie sukcesy są nierealne. Podczas Giro Baranowski będzie pracował na liderów hiszpańskiej grupy Liberty Seguros - Włocha Michele'a Scarponiego i (znanego z pojedynków w Tour de France z Lance'em Armstrongiem) Hiszpana Josebę Belokiego.
Dariusz Baranowski: Nie mieliśmy jeszcze generalnej odprawy z dyrektorem, ale z tego, co mogę się domyślić, będę pomagał naszym liderom - Michele'owi Scarponiemu i Josebie Belokiemu.
- To nie wchodzi w rachubę. Mogę zapomnieć o klasyfikacji generalnej, ewentualnie może zdarzyć się jakiś triumf etapowy. To wszystko.
- Jeżeli przez cały wyścig drużyna pracuje na swoich liderów, to na czasówkach mamy zregenerować siły po ciężkich etapach górskich albo zebrać je przed nimi. Nawet jeśli ktoś czuje się mocny, nawet jeśli wie, że ma dużo sił, dyrektor każe jechać spokojnie.
- Dlaczego nie? Vuelta jest dopiero we wrześniu, tam liderem będzie na pewno któryś z Hiszpanów - może znów Beloki albo Heras? W Giro liczymy na Włocha Scarponiego. Byłoby to znaczące, gdyby wygrał swój narodowy wyścig. Chcielibyśmy też wygrać w klasyfikacji drużynowej.
- Nie tylko ja, ale i koledzy z drużyny ograniczaliśmy starty, aby przystąpić do wyścigu wypoczęci, zwłaszcza że ostatnie etapy będą bardzo wyczerpujące. W zeszłym roku pojechaliśmy Tour de France po serii startów. Nie wypaliło. Wszyscy byli zmęczeni, nic nie osiągnęliśmy. Przed Vueltą dyrektor zmienił tryb przygotowań, tylko trenowaliśmy i forma przyszła we właściwym momencie, na koniec wyścigu, a Roberto Heras odniósł zwycięstwo w klasyfikacji generalnej.
- Giro jest chyba najtrudniejszym z tych wyścigów, Vuelta też wydaje mi się trudniejsza niż Tour de France - jest więcej etapów górskich. Tour de France ma większy prestiż, każda grupa na świecie myśli, aby wystartować właśnie w nim. Teraz to może się zmieniło, bo po wprowadzeniu ProTour i w Giro, i we Vuelcie będą startować najlepsze ekipy na świecie.
- Albo w jednym, albo w drugim wyścigu. Wolałbym w Tour de France, wtedy mógłbym we wrześniu przyjechać na Tour de Pologne, a zależy mi na tym, aby pościgać się trochę w kraju, zwłaszcza że nasz wyścig również jest w ProTour.
- Trudno mi mówić za niego, ale on już tyle wygrał, że zastanawiam się, co ma jeszcze do wygrania. Skąd miałby wziąć motywację na kolejne zwycięstwa? Kolarstwo to ciężki sport. Wymaga wielu wyrzeczeń i mozolnego treningu.
- Czuję się dobrze, chciałbym jeszcze wiele lat się ścigać.
- Moim sukcesem jest, gdy - tak jak w zeszłym roku - Roberto Heras wygrywa Vueltę. Ja również dołożyłem cegiełkę do tego zwycięstwa. Kolarstwo jest bardzo podobne do piłki nożnej, tylko niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę. Kiedy w piłkę wygrywa Real Madryt, to wygrywa Real, a nie Ronaldo, choć strzelił bramkę jedną czy dwie. Może on jest bohaterem, ale liczy się zwycięstwo drużyny. Podobnie jest u nas. Cieszę się więc z sukcesów drużyny i że jestem w jednej z najlepszych grup zawodowych na świecie.