Koszmar Polaków na kolarskich mistrzostwach świata. Druzgocąca klęska

"Kiedyś mnie nie złapią!" - napisał na Instagramie Szymon Sajnok po tym, jak 5 kilometrów przed metą wyścigu w kategorii U23 zabrakło mu sił do walki o tęczową koszulkę. Mimo porażki okazał się jednak jednym z nielicznych polskich reprezentantów, którzy po zakończonych właśnie w Harrogate Mistrzostwach Świata w kolarstwie szosowym mogą wrócić do domu z podniesioną głową. Dla zdecydowanej większości naszej reprezentacji mistrzostwa skończyły się druzgocącą klęską.

Oddając sprawiedliwość: było kilka jaśniejszych punktów polskiej reprezentacji w tych mistrzostwach. Najjaśniej błysnął wspomniany już Szymon Sajnok, który w wyścigu młodzieżowców 28 kilometrów przed metą ruszył za reprezentantem Norwegii Idarem Andersenem. Współpraca szła im opornie i to Polak przez większość pozostałego dystansu dyktował tempo ich dwuosobowej ucieczki, której udało się wypracować blisko półminutową przewagę. Na ostatnim podjeździe sił Sajnokowi jednak zabrakło i ostatecznie do mety dojechał na 17. miejscu, z 42-sekundową stratą do Włocha Samuele Battistelli, który mistrzem świata został po kontrowersyjnej dyskwalifikacji Holendra Nilsa Eekhoffa.

Wypadki w kolarstwie bywają straszne! [WIDEO]:

Zobacz wideo

W wyścigu młodzieżowców dobrze prezentował się również Stanisław Aniołkowski, na co dzień kolarz ekipy CCC Development Team. 22-latek aktywnie jechał przez większość wyścigu, który ukończył na 33. pozycji. Ale poza nim i Sajnokiem w wyścigach ze startu wspólnego zarówno młodzieżowców, jak i w elicie, Biało-Czerwoni byli właściwie niewidoczni.

Nie najgorzej pojechały też nasze juniorki, z których w wyścigu ze startu wspólnego najlepiej zaprezentowała się Dominika Włodarczyk, ukończywszy zawody na 18. miejscu z niewielką, 18-sekundową stratą do Amerykanki Megan Jastrab. 24. była Natalia Krześlak (+0’33”), 54. Nikola Wielowska (+1’45”), a 72. Karolina Stępień (+4’20”). W kobiecej elicie najlepszą z Polek była Katarzyna Niewiadoma, ale 23. miejsce i aż 5’20” straty do nieprawdopodobnej Annemiek Van Vleuten trudno uznać choćby za namiastkę sukcesu.

Na uwagę zasługuje też jazda Kamila Gradka w konkurencji jazdy indywidualnej na czas. Kolarz CCC Team pojechał na miarę swoich możliwości i zajął ostatecznie 23. miejsce, tracąc zaledwie 12 sekund do Macieja Bodnara, który zapowiadał walkę o medal, a rywalizację ukończył dopiero na rozczarowującej 20. pozycji.

Zasłona milczenia nad występem polskich kolarzy

Na występy naszych pozostałych reprezentantek i reprezentantów w tej specjalności w pozostałych kategoriach właściwie lepiej spuścić zasłonę milczenia. Filip Maciejuk był dopiero 30. w kategorii U23, Anna Plichta – 36. w elicie kobiet, juniorki: Natalia Krześlak i Julia Kowalska zajęły solidarnie dwa sąsiednie miejsca na końcu czwartej dziesiątki, a najlepszy z juniorów Kacper Majewski był dopiero 52. Juniorom nie wyszedł też wyścig ze startu wspólnego, w którym zostali przez sędziów zdjęci z trasy z powodu zbyt dużej straty do lidera. Rozpacz.

Jeśli porównać tegoroczne wyniki polskich kolarek i kolarzy z tym, co osiągali na przestrzeni ostatnich kilku lat, trudno nie mówić o zapaści. Nawet odkładając na bok mistrzowski tytuł Michała Kwiatkowskiego z 2014 roku (fenomen pokroju Sagana zdarza się niezwykle rzadko, więc trudno oczekiwać, że Kwiato będzie regularne swój sukces powtarzał), to kolarzy, którzy w ostatnich pięciu edycjach mistrzostw świata zajmowali miejsca w pierwszej dziesiątce, niekiedy nawet ocierając się o podium, mieliśmy całkiem sporo. Ba! Mieliśmy nawet takich, którzy na nim stawali, jak Agnieszka Skalniak (dwukrotnie trzecia w juniorkach, w 2014 i 2015 roku) czy Filip Maciejuk w 2017 roku (również brąz w kategorii juniorów). W Yorkshire najlepszym polskim wynikiem okazało się 17. miejsce Szymona Sajnoka.

Polacy poddali wyścig bez walki

40 kilometrów przed metą najważniejszego wyścigu w kolarskim kalendarzu z trasy zszedł Michał Gołaś – ostatni z szóstki polskich kolarzy, którzy stanęli na starcie tego morderczego wyzwania. To prawda, że te 261 kilometrów walki o tęczową koszulkę rozgrywane było w warunkach, w których nie powinien być przeprowadzany żaden wyścig. Ale warunki były dla wszystkich takie same. Polacy – jeśli nie liczyć akcji Macieja Bodnara, który zabrał się do ucieczki w pierwszej fazie wyścigu – poddali ten wyścig właściwie bez walki. Trudno mieć o to do nich pretensje, bo w tych warunkach odpadali również najlepsi: Valverde, Roglic, Gilbert, Thomas i wielu innych. Ale jednocześnie trudno nie zadać sobie pytania: co się właściwie stało? Jak do tego doszło, że z całej szóstki nie ostał się nawet jeden?

O ile jednak w elicie klęski urodzaju nie mamy i wciąż sięgamy niemal po wszystkie zasoby, które w ogóle są w stanie nawiązać walkę ze światową czołówką, o tyle jeszcze trudniejsze pytania powinny paść w stronę selekcjonerów reprezentacji juniorów. Czy aby na pewno wysłaliśmy do Yorkshire najlepiej zapowiadającą się młodzież? To naprawdę było wszystko, na co nas stać? Czy ktokolwiek tę klęskę na poważnie przeanalizuje i zaproponuje jakieś istotne zmiany, czy za rok znów pojedziemy i będziemy liczyli na to, że może w Szwajcarii będzie lepsza pogoda?

Problem z Polskim Związkiem Kolarskim

Gdyby w Polskim Związku Kolarskim działał z prawdziwego zdarzenia dyrektor sportowy i szef wyszkolenia, zapewne stanąłby dzisiaj przed kolarzami i przeprosił za wszechobecny chaos, wieczną prowizorkę i załatwianie wszystkiego na ostatnią chwilę. Nie stanie, bo od dłuższego czasu takiej osoby w związku po prostu nie ma, a zarząd nie potrafi sobie poradzić z jej wyborem (oraz z kilkoma innymi sprawami). Porażkę wezmą na siebie zapewne poszczególni trenerzy, którzy nadal zostaną z problemem sami, bo przecież w pierwszej kolejności są inne, ważniejsze sprawy do załatwienia: a to trzeba się układać z komornikiem, a to ponarzekać na brak współpracy ze strony ministerstwa, a to przeprowadzić długi wywód o tym, że za obecną sytuację odpowiada właściwie zupełnie ktoś inny. Nie powinno więc nikogo dziwić, że na codzienną pracę czasu już w tym wszystkim nie wystarcza.

Tymczasem „świat zrobił olbrzymi krok do przodu” – jak z rozbrajającą szczerością przyznała Anna Plichta po tym, gdy zajęła 36. miejsce w jeździe indywidualnej na czas. „Postępy, które poczyniłam w ostatnim czasie nie wystarczyły. Wprawdzie na polskie warunki jest super, ale to wciąż za mało, by osiągnąć coś na poziomie międzynarodowym” – dodała cytowana przez serwis NaSzosie.pl polska zawodniczka. Ale czy władze polskiego kolarstwa w ogóle ten głos usłyszą i wyciągną z niego właściwe wnioski? Trudno tu o przesadny optymizm.

A’propos światowego kolarstwa: w tęczowej koszulce mistrza świata elity najczęściej od jutra oglądać będziemy Duńczyka Madsa Petersena, który – nieco niespodziewanie – ograł na finiszu morderczego wyścigu Włocha Matteo Trentina i reprezentanta Szwajcarii Stefana

Kunga. Wśród kobiet rywalizację zdominowała Annemiek Van Vleuten, która sięgnęła po mistrzowski tytuł po ponad 100-kilometrowej samotnej ucieczce. Holenderki ustrzeliły dublet, bo na podium obok Van Vleuten stanęła ubiegłoroczna mistrzyni, Anna Van Der Breggen. Trzecie miejsce padło łupem Australijki Amandy Spratt.

Jazdę indywidualną na czas bezdyskusyjnie rozstrzygnął Australijczyk Rohan Dennis, który obronił tym samym tytuł, wywalczony przed rokiem w Innsbrucku. Drugiego w tej konkurencji Remco Evenepoela pokonał aż o minutę i 9 sekund, choć 19-letni Belg również zasługuje na słowa najwyższego uznania, bo wynik, jaki osiągnął w tak młodym wieku na tak wymagającej i długiej, 54-kilometrowej trasie, budzi wielki szacunek w kolarskim świecie. Podium w tej konkurencji uzupełnił Włoch Filippo Ganna.

W walce z czasem w gronie kobiet bezkonkurencyjna okazała się Amerykanka Chloe Dygert, która wręcz zdemolowała rywalki. Nad drugą Anną Van Der Breggen z Holandii zyskała na 30-kilometrowej trasie ponad półtorej minuty i kolejne 20 sekund nad brązową medalistką, Annemiek Van Vleuten.

Brytyjskie mistrzostwa świata przejdą jednak do historii nie tylko dzięki fantastycznym zwycięstwom Van Vleuten, Dygert, Pedersena i Dennisa. Zapamiętamy je również jako mistrzostwa, w których karty rozdawała pogoda: wyścigi mężczyzn zostały skrócone, a rywalizacja na czas kobiet musiała zostać istotnie opóźniona. Podczas rozgrywania konkurencji jazdy indywidualnej na czas młodzieżowców kilku zawodników miało problemy z utrzymaniem się na rowerze w głębokich kałużach, a zdjęcia nurkującego w wodzie Duńczyka Johana Price-Pejtersena obiegły cały świat.

W kontrowersyjnych okolicznościach zakończyła się rywalizacja w wyścigu ze startu wspólnego młodzieżowców. Pasjonujący finisz wygrał wprawdzie Holender Nils Eekhoff, ale po kilkudziesięciu minutach oczekiwania komisja sędziowska postanowiła go zdyskwalifikować za zbyt długą jazdę za samochodem, podczas doganiania peletonu po upadku. I choć ujawnione przez UCI nagrania nie pozostawiały zbyt wiele miejsca na wątpliwości co do tego, że zawodnik istotnie korzystał z pomocy wozu technicznego, to mimo wszystko wciąż nie ustają dyskusje, czy karanie zawodnika dyskwalifikacją na mecie za występek, zarejestrowany aż 120 kilometrów wcześniej, to aby na pewno właściwe rozwiązanie?

Polscy kibice, oglądający zmagania kolarzy na mistrzostwach świata, musieli w tym roku przełknąć bardzo gorzką pigułkę. Zawsze co prawda pozostaje jeszcze nadzieja, że być może w przyszłym roku będzie nieco lepiej, ale bez gruntownej zmiany w sposobie myślenia ludzi, zawiadujących polskim kolarstwem, czekać nas mogą kolejne rozczarowania. Świat nam odjechał, a w roku olimpijskim tempo tego odjazdu będzie z pewnością jeszcze szybsze. Nie wystarczą zaklęcia, że jak Kwiatkowski wróci na szczyt swojej formy, to sytuacja ulegnie poprawie. Reprezentacja potrzebuje nie tylko znakomitych zawodników, ale również doskonałej organizacji, zaplecza i rozwiązań taktycznych. „Niczego nam nie brakuje” to jednak nie to samo, co „mamy wszystko, co potrzebne do wygranej”.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.