Marczyński o wypadkach w kolarstwie. "Trochę skóry zostawiłem na asfalcie"
Tomasz Marczyński: Nie wiem. W pewnym sensie nawet przez moment się nie wahałem. Wewnętrznie czułem, że muszę kontynuować jazdę. Zmienił się cel tego, po co jedziemy dalej, ale byłem pewien, że musimy walczyć do końca. Już nie dla nas, nie dla teamu, ale dla Bjorga.
Tak. Mogliśmy to na spokojnie przemyśleć. Mieliśmy czas do wtorku rano, żeby się zastanowić, czy chcemy to robić, jak i po co. Od początku do naszej dyspozycji była pomoc psychologa, który natychmiast do nas przyleciał. Każdy mógł to przemyśleć, przegadać, przespać się z tematem. To była indywidualna decyzja każdego z nas, ale w tej sytuacji każda decyzja byłaby przez drużynę zaakceptowana.
Ciężko. Myślę, że żaden z nas nie spał ostatnio dobrze po tym wszystkim, co się wydarzyło. Nawet nie wiem, czy na wyścigu nie było trochę łatwiej się z tym oswoić, w tej rutynie, wzajemnym wsparciu, motywacji i w ogromie emocji. Kiedy wracasz do domu, zostajesz z tym wszystkim właściwie sam.
Myślę, że tak. Wszyscy wiemy, że kolarstwo nie jest najbezpieczniejszym sportem i codziennie bardzo dużo ryzykujemy. To wszystko jest jakoś wpisane w naszą pracę i każdy z nas jest świadom tego, co się może wydarzyć. Ryzykujemy oczywiście znacznie więcej, niż przeciętny człowiek, ale ja wierzę jeszcze w jakiś rodzaj przeznaczenia, od którego w pewnym sensie zależy, co się stanie podczas treningu czy wyścigu.
Z drugiej strony: granice tego ryzyka sami sobie wyznaczamy i sami podejmujemy decyzję, jak jechać. Kontynuowałem wyścig, dalej walczyłem, w jakimś sensie nadal ryzykowałem, bo to jest po prostu wpisane w nasz sport i gdyby się skupiać na tym, że coś takiego znowu może się przydarzyć, to ciężko byłoby w ogóle rywalizować. Ale też nie ma co ukrywać: ostatni czas jest po prostu trudny i trzeba się mocno zebrać w sobie, żeby sobie z tym poradzić.
Myślę, że każdemu z nas, nie tylko obecnych na Tour de Pologne, ale w ogóle w całej ekipie Lotto-Soudal, zajmie sporo czasu, żeby pogodzić się z tą sytuacją. Nad tym się nie da tak po prostu przejść do porządku. Potrzebujemy czasu.
Zawsze byłem bardzo energicznym dzieciakiem, musiałem być w nieustannym ruchu. Spróbowałem swoich sił, najpierw na rowerze górskim. Szybko zacząłem wygrywać, więc zapisałem się do klubu, wychodząc z założenia, że jeśli coś ci sprawia frajdę i odnosisz w tym sukcesy, to trzeba to w sobie rozwijać i pielęgnować. Tak się to zaczęło.
Nie wiem. Jestem przygotowany na to, że może zdarzyć się po prostu wszystko. Chyba niewiele może mnie jeszcze zdziwić.
Bardzo chciałem dać z siebie wszystko i dowieźć tę koszulkę do końca, dedykując ją Bjorgowi. Długo się nie ścigałem, więc może kondycyjnie nie byłem przygotowany najlepiej, jechałem te etapy bardziej sercem i emocjami, niż samą fizyczną dyspozycją. Dałem z siebie wszystko, ale ostatecznie górę wzięły emocje. Niektórych rzeczy nie powinno się mówić, a tu w emocjach padło kilka słów za dużo.
Na pewno nie jest tak, że chciałem otrzymać coś za darmo. Walczyłem do samego końca, może popełniając jakiś błąd taktyczny i nie pamiętając, że drugi podjazd na Gliczarów jest podwójnie punktowany. Miałem też w głowie to, że gdy dzień wcześniej Simon Geschke z CCC miał defekt, to ja zdecydowałem, że ucieczka na niego poczeka. Nie spodziewałem się więc ataku z jego strony.
Walczyłem do samego końca i tu nie mam sobie nic do zarzucenia. Na koniec górę wzięły emocje, a to się nie powinno było zdarzyć. Ale to był dla nas wszystkich bardzo trudny tydzień, więc też trzeba to jakoś zrozumieć. Jesteśmy tylko ludźmi.
Nie wiem, decyzja oczywiście będzie zależała od selekcjonera. W tym roku mistrzostwa świata są w klimacie, w którym ja nieszczególnie lubię się ścigać. Wiele też będzie zależało od tego, w jakiej będę dyspozycji po Vuelta a Espana. Wtedy pewnie będzie się rozstrzygać czy takie powołanie w ogóle przyjdzie i czy ja będę w formie, która pozwoli mi na dobry występ i pomoc drużynie. Wierzę, że będą decydowały względy wyłącznie sportowe.
Chcę być przede wszystkim jak najlepiej przygotowany. Tour de Pologne był dla mnie trochę przetarciem i szansą na złapanie rytmu wyścigowego po długim okresie bez wyścigów. Tak naprawdę od Liege-Bastone-Liege miałem tylko tydzień jazdy w Dauphinè, a ostatnie dwa i pół miesiąca praktycznie się nie ścigałem, między innymi właśnie po to, żeby lepiej przygotować się do Vuelty. Staram się być maksymalnie skoncentrowany i zmotywowany, żeby na Vuelcie dać z siebie wszystko.
To jest dla mnie na pewno dodatkową motywacją, że udało mi się tam wygrać. Na pewno będzie bardzo ciężko, ale będę starał się walczyć. Jest to wyścig, który lubię, rozgrywany praktycznie w moim drugim domu. Zawsze dobrze się tam czuję, jest gorąco, czyli klimat, jaki lubię. Podchodzę do tego wyścigu z dużymi nadziejami, zwłaszcza, że podczas Tour de Pologne czułem, że z dnia na dzień moja forma jest coraz lepsza. Za kilka dni wracam do Hiszpanii, jeszcze na chwilę do Sierra Nevada, a potem prosto z gór pojadę na start Vuelty i na pewno na którymś etapie chciałbym spróbować swoich sił.
Myślę, że każdy ma jakąś inną wizję kolarstwa i pewnie jej odzwierciedlenia szuka w wyścigach. Nawet wśród uprawiających tę dyscyplinę każdy widzi kolarstwo na swój sposób. Jedni widzą w tym tylko pracę, inni biznes, jeszcze inni tylko frajdę, oderwanie się od codziennego życia, inni jako sposób na życie. Nawet pośród nas, zawodowców, każdy odbiera kolarstwo nieco inaczej.
Coraz więcej rzeczy dookoła mnie się dzieje i w coraz więcej spraw się angażuję. Zacząłem organizować swój „Wyścig” dla amatorów, mam swoją markę ubrań kolarskich Raso, myślę o otwarciu jakiejś kawiarenki, związanej z rowerowym stylem życia. Niedawno wspólnie z moim kolegą, Janem Piątkiewiczem, uruchomiliśmy kanał na Youtube, Instagramie i Facebooku oraz stronę bikeshow.cc, gdzie też chcemy pokazywać wszystko to, co się dzieje wokół kolarstwa, nie tylko samą rywalizację. W sumie sporo już się dzieje, a to kolejna rzecz, która w przyszłości będzie mi pochłaniać trochę czasu.
Na pewno nie rozstanę się z rowerem. Myślę, że bez względu na wszystko będzie się cały czas przeplatać przez moje życie, bo wciąż jest to moja wielka pasja i nawet jak jestem zmęczony, to po dwóch – trzech dniach muszę na niego zwyczajnie wrócić, choćby właśnie po to, żeby odreagować emocje, wyczyścić głowę i znaleźć czas na to, by pomyśleć o tym, co przede mną.