Penisy zamieniają w sowy, EPO w liczby. Francuzi biją im brawo na TdF

To jedno z najdziwniejszych, ale bardzo potrzebnych zajęć w karawanie Tour de France: "wymazywacz". Zamalowuje rysowane na asfalcie męskie genitalia, obsceniczne hasła i dopingowe skróty. Przez trzy tygodnie, podczas każdego etapu wyścigu, dwóch ludzi dba o to, by narysowane penisy zamieniały się w np. sowy.
Zobacz wideo

Piękno telewizyjnego obrazka to siła Tour de France. Piękno Masywu Centralnego, pirenejskich bezdroży, malowniczych alpejskich przełęczy, dziesiątek urzekających zamków, katedr, rzek, winnic. Patrick Dancoisne i jego kolega Martial dbają o to, by tych pięknych obrazków - dopełniających sportowe emocje dostarczane przez kolarzy - nie zmącił żaden obsceniczny szczegół. 

Penisa w sowę, EPO na “888”

Nazywają ich “Wymazywaczami”. Ich praca nie polega jednak na wymazywaniu, ale bardziej na przerabianiu, bądź zamalowywaniu. W ich profesji czasem przerobić coś jest dużo łatwiej i szybciej niż to zupełnie usunąć. Patrick i Martial przed każdym z 20 etapów Tour de France muszą przemierzyć całą trasę odcinka i zakryć wymalowane na niej wiadomości polityczne czy skandaliczne lub obraźliwe rysunki. Patrzą na drogę, ale i mury czy tablice, które widać w transmisji jednej z najważniejszych kolarskich imprez na świecie. 

Na wszystko mają patent. Z wiadomości czy znaków politycznych najczęściej robią uśmiechnięte buźki. Penisy zamieniają w sowy. Samo przerobienie wizerunku męskiego narządu na coś co przypomina puchacza zajmuje im minutę. Choć często ich praca jest żmudna. 

- Zwykle jesteśmy jakieś 100, lub 60 km przed kolarzami, to zależy od specyfiki odcinka. Jedziemy w stronę finiszu, ale potem zawracamy. Ludzie, którzy malują te rzeczy, czasem wracają by coś dorobić po tym, jak my zrobimy swoją pracę - mówi reporterowi France Info 59-letni Patrick. To pod jego pędzlem dopingowe hasło “EPO” zmienia się w tajemnicze “888”.

- Sam to wymyśliłem, te liczby nie mają znaczenia, do “EPO” wystarczy dodać kilka kresek i jest “888” - uśmiecha się zadowolony. Patrick lubi swoją pracę, bo lubi rowery. Jest zresztą kuzynem byłego francuskiego kolarza - Laurenta Desbiensa, który w 1997 roku wygrał jeden z etapów francuskiego wyścigu. Rok później przez dwa dni był nawet liderem jego klasyfikacji generalnej. Zrządzeniem losu w próbce moczu Desbiensa ponad dekadę po triumfach na trasie “Le Tour”, wykryto erytropoetynę, czyli EPO. W Tour de France 2019 na wspomagaczach na razie nikt nie wpadł. 

Jako pierwsza większy materiał o “wymazywaczach” z tegorocznego Touru zrobiła holenderska telewizja NOS. Po niej temat podchwycili inni. Branżowy magazyn poświęcił ekipie zamalowującej wszystko to co kontrowersyjne aż trzy strony jednego wydania. Ludzie, którzy widzą ich na trasie, biją im brawo, gratulują pomysłów. Zamalowywacze stali się rozpoznawalni. Dopiero teraz, choć takie ekipy pracują w TdF już od 8 lat. Z każdym rokiem mają więcej pracy. 

Miesiąc wśród żywych

Pomocnik Patricka pracuje przy “Wielkiej Pętli” jako “wymazywacz” po raz pierwszy. Już wie, że będzie chciał tu wrócić za rok. Opowiada jak radził sobie z zamazywaniem najczęstszego słowa na trasie 12. etapu, czyli “Frexit" (określenie na wyjście Francji z Unii Europejskiej) i przed jakimi dylematami musi czasem stawać. Na jednym z etapów panowie musieli już odjeżdżać, a do zamazania pozostawały jeszcze dwa nazwiska: Jean Marie Le Pena oraz to należące do przewodniczącego partii UPR. - Zamazałem tylko Le Pena, tego drugiego zna mniej osób, więc go zostawiłem - tłumaczył.

Dla Patricka praca dla firmy Doublet, wynajętej przez organizatorów wyścigu m.in do porządkowania i zabezpieczania trasy, to odskocznia od codzienności. Malarz sów na Tour de France normalnie prowadzi zakład pogrzebowy w Templeuve.

- Przez 11 miesięcy zajmuję się z tymi, którzy odeszli. Ten jeden miesiąc jestem cały czas wśród żywych - zwierza się Patrick. Opisuje, że rozmowy z kolegą o wyścigu, oglądanie na żywo zmagań ich ulubionej ekipy AG2R, czy patrzenie na wjeżdżającego na metę w Paryżu Romaina Bardeta (rok temu był szósty) dostarcza mu niezapomnianych wspomnień, a także dumy. - “Le Tour” jest naszym obrazem. Jest oglądany na całym świecie. Dobrze, że unikamy w nim polityki i wulgaryzmów - tłumaczy. 

W Polsce tylko kwiatki

 - Ja się u nas z czymś takim na szczęście nie zetknąłem. Na innych wyścigach też tego nie widziałem. Nasi kibice są o wiele bardziej kulturalni - cieszy się Czesław Lang, niegdyś zawodnik, dziś organizator Tour de Pologne. 

- Dopingują, biją brawo, nie przeszkadzają kolarzom. Od takich scen jak we Francji jesteśmy daleko. Tam ktoś kiedyś oblał nawet Chrisa Froome'a moczem - przypomina Lang. - Nasz wyścig raczej łączy ludzi, fani machają flagami, czasem piszą coś na asfalcie czy ścianach, ale zawsze pozytywnie. Jak jechał Michał Kwiatkowski pamiętam namalowane kwiatki - wspomina nasz rozmówca. 

Wracając nad Sekwanę - francuskie media, które zajęły się oryginalnym tematem rysunków, przypominają tylko, że malowanie znaków i symboli na drogach i murach bez zezwolenia jest wykroczeniem. Grozi za nie mandat wynoszący 3750 euro. Na trasie Tour de France organizatorzy dopuszczają jedynie hasła zagrzewające do jazdy kolarzy i tolerują wymalowane na asfalcie nazwiska sportowców. - Tego typu rzeczy oczywiście nie ścieramy - tłumaczą pracownicy firmy Doublet. - One nas cieszą, nawet czasem inspirują - dodają. 

Tegoroczny Le Tour zakończy się w najbliższą niedzielę, jak zwykle na paryskich Polach Elizejskich.

Więcej o:
Copyright © Agora SA