Tour de France. Szalony wyścig nabiera rozpędu i zmienia oblicze

Piąty etap Tour de France, z metą w Colmar, zamknął pierwszą część rywalizacji w Wielkiej Pętli. W czwartek wyścig całkowicie zmieni swoje oblicze, w klasyfikacji zobaczymy poważniejsze zmiany i dowiemy się, którzy z pretendentów do zwycięstwa w całym wyścigu rzeczywiście mają szanse zrealizować swoje cele. A jak do tej pory przebiegała rywalizacja i co nas czeka w najbliższych dniach?

Tegoroczna edycja Tour de France zdaje się do tej pory przebiegać według schematu, nakreślonego przez mistrza Hitchcocka: „na początek trzęsienie ziemi, a później napięcie powinno rosnąć”. Trzęsienie wywołał 26-letni Mike Teunissen z drużyny Jumbo-Visma, który zupełnie nieoczekiwanie sięgnął po zwycięstwo na pierwszym etapie i żółtą koszulkę lidera wyścigu. Zaskoczenie wynikało nie tyle z nieoczekiwanej formy Holendra, bo ta od kilkunastu tygodni konsekwentnie rosła, by osiągnąć szczyt właśnie na Tour de France (Teunissen najpierw zajął znakomite, 7. miejsce w morderczym Paryż-Roubaix, później wygrał 6-dniowy wyścig „4 Dni Dunkierki” i bardzo dynamiczną rywalizację w wyścigach serii Hammer, rozgrywanych pod koniec maja w norweskim Stavanger). Pierwszy lider Touru zaskoczył przede wszystkim tym, jak dobrze odnalazł się w niezwykle chaotycznym finiszu, chwilę po tym, jak wywrócił się rozprowadzany przez niego sprinter Dylan Groenewegen. Na ostatnich metrach Teunissen ograł wszystkie sprinterskie gwiazdy, w tym Petera Sagana (BORA-hansgrohe), Caleba Ewana (Lotto-Soudal), Michaela Matthewsa (Sunweb), Elię Vivianiego (Deceuninck-Quick Step) i wielu innych.

Swoją obecność na belgijskiej części Tour de France postanowił zaakcentować Greg Van Avermaet (CCC Team), który zainicjował pierwszą w wyścigu ucieczkę, a dzięki wygranej na znanym z wiosennych wyścigów Mur de Grammont, miał okazję stanąć na podium i założyć koszulkę najlepszego górala w wyścigu.

Jumbo-Visma demoluje rywali w czasówce.

Jazda drużynowa na czas, rozgrywana na drugim etapie, konsekwentnie realizowała hitchcockowski scenariusz. Występująca w roli faworyta ekipa Team Ineos, z Michałem Kwiatkowskim w składzie, już na samym początku rywalizacji zawiesiła wysoko poprzeczkę, ale siedząc przez dwie godziny na tzw. „gorących krzesłach” kilka razy niespokojnie się wiercili, bowiem różnice, z jakimi dojeżdżały na metę kolejne zespoły, były ledwie kilkusekundowe. W opinii wielu komentatorów i obserwatorów kolarstwa, była to jedna z najbardziej emocjonujących drużynowych jazd na czas na przestrzeni ostatnich kilku lat. W końcówce emocje sięgnęły zenitu: Deceuninck-Quick Step wpadł na linię mety z zaledwie sekundową stratą do Ineos, ale kropkę nad i postawiła dopiero drużyna Jumbo-Visma, startująca jako ostatnia. Zespół lidera wyścigu, najwyraźniej dodatkowo zmotywowany posiadaniem żółtej koszulki, przejechał trasę czasówki aż o 20 sekund szybciej, niż kolarze Team Ineos, umacniając Teunissena na pozycji lidera, ale przede wszystkim budując niewielką przewagę przed górskimi etapami dla Stevena Kruijswijka i George’a Bennetta.

Zobacz wideo

Nieobliczalny Alaphilippe przywraca radość Francuzom

Po trzecim etapie Teunissen musiał się pożegnać z koszulką lidera. Wszystko za sprawą nieobliczalnego Juliana Alaphilippe (Deceuninck-Quick Step), który 15 kilometrów przed metą długiego, 215-kilometrowego i dość mocno pofałdowanego etapu z Binche do Epernay, zaskoczył wszystkich rywali samotnym atakiem. Żaden z rywali nie zareagował, gdy tuż przed ostatnią górską premią na tym etapie Alaphilippe ruszył do przodu, bo z początku wyglądało to tak, jakby walczył o klasyfikację górską (wygrał ją w ubiegłym roku) i bonusowe sekundy, które były do zdobycia na szczycie. Ale Francuz nie zdołał dogonić przed szczytem uciekającego od początku etapu Tima Wellensa (Lotto-Soudal), za to rozpoczął szalony zjazd, wypracowując sobie na nim kilkunastosekundową przewagę nad peletonem, której nie oddał aż do mety w Epernay.

Aż 99 etapów czekali Francuzi na żółtą koszulkę lidera Tour de France, którą po raz ostatni nosił w 2014 roku Tony Gallopin. Julian Alaphilippe sprawił im podwójną radość, sięgając po nią na pierwszym etapie, rozgrywanym na francuskiej ziemi.

Chwila oddechu

Etap 4. to chwila na uspokojenie po szalonym początku wyścigu i pierwsza z prawdziwego zdarzenia szansa dla sprinterów. Wykorzystał ją Elia Viviani (Deceuninck-Quick Step), który okazał się najszybszy na finiszu w Nancy. Po niezbyt udanym starcie Vivianiego w tegorocznym Giro d’Italia, pierwsza wygrana w Wielkiej Pętli miała dla niego wyjątkowe znaczenie. Dzięki niej wszedł do grona kolarzy, którzy wygrali etapy we wszystkich tzw. Wielkich Tourach.

I wreszcie etap 5., którym wyścig wjeżdża w pierwsze w tej edycji góry: Wogezy. Na 175,5-kilometrowym odcinku z Saint-Dié-des-Vosges do Colmar pojawiły się pierwsze nieco większe podjazdy, które – mimo płaskiej końcówki etapu – wyeliminowały z rywalizacji typowych sprinterów, pozostawiając na scenie specjalistów od wyścigów klasycznych. Tutaj w końcu we właściwym miejscu odnalazł się Peter Sagan, który najwyraźniej nie zamierza tanio oddać skóry w walce o siódmą już zieloną koszulkę najlepszego sprintera Tour de France. Tym razem nie pozwolił się zaskoczyć, jak na 1. etapie. Przyczajony za plecami rywali do samego końca wyrwał się do przodu na ostatnich metrach, imponując nieprawdopodobnym przyspieszeniem. Sięgnął w ten sposób po 12 w karierze zwycięstwo na etapie Tour de France, wspinając się o kolejne kilka oczek w klasyfikacji kolarzy, którzy w największym wyścigu świata zwyciężali najczęściej (choć do pierwszej trójki wciąż mu niestety daleko; Bernard Hinault wygrał w Tourze 28 etapów, Mark Cavendish 30, a Eddy Merckx – 34).

Co tak naprawdę wiadomo po pierwszych pięciu etapach?

W najlepszej pozycji do ataku na pozycję lidera ma w tej chwili Steven Kruijswijk (Jumbo-Visma), który w klasyfikacji generalnej zajmuje 3. miejsce (+25” do prowadzącego Alaphilippe) i ma 15-sekundową przewagę nad Eganem Bernalem oraz 20 sekund nad Geraintem Thomasem (obaj z Team Ineos). Stosunkowo niewielkie straty mają: Thibaut Pinot (Groupama-FDJ, +27” straty do Kruijswijka), Rigoberto Uran (EF Education First, +28”), Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida, +36”), Adam Yates (Mitchelton-Scott) i Jakob Fuglsang (Astana), który mimo groźnego upadku na 1. etapie cały czas jedzie i wytrwale trzyma się czołówki (ma razem z Yatesem i kilkoma kolegami ze swojej drużyny 41 sekund straty do Kruijswijka).

Ponad minutę straty do Holendra ma cała trójka liderów Movistaru: Nairo Quintana, Mikel Landa i Alejandro Valverde. W podobnej sytuacji jest Richie Porte (Trek-Segafredo, +1’18”) i Romain Bardet (AG2R La Mondiale, +1’19”). Zwłaszcza ten ostatni kolarz jest w trudnej pozycji, zważywszy na oczekiwania francuskich kibiców i mediów, formułowane przed startem wyścigu. Wszystkie te straty to pokłosie niedzielnej jazdy drużynowej na czas i przewagi, jaką dzięki niej wypracowała sobie drużyna Jumbo-Visma. Ale Kruijswijk i Bennett nie będą mieli łatwego zadania, ponieważ ich zespół ustawiony jest w taki sposób, aby na sprinterskich finiszach rozprowadzać Dylana Groenewegena. Rośli i bardzo mocni na płaskich etapach kolarze, których siła przyniosła zdecydowane zwycięstwo drużyny w próbie czasowej, w górach będą w większości zupełnie nieprzydatni. A to w jakimś stopniu premiuje ekipę Kwiatkowskiego, Groupamę-FDJ, prowadzoną przez Pinota oraz drużynę Astany. Wszyscy pozostali będą musieli w pierwszej kolejności zniwelować powstałe do tej pory straty.

Bardzo groźne Piękne Panny

Na 6. etapie będzie to zadanie niezwykle trudne. Wprawdzie odcinek z Mulhouse na La Planche des Belles Filles (Płaskowyż Pięknych Panien) mierzyć będzie tylko 160,5 kilometra, to do pokonania na nim będzie aż 7 kategoryzowanych podjazdów, w tym aż 3 kategorii 1. Meta etapu zlokalizowana jest na La Planche des Belles Filles po raz czwarty (wcześniej etapy kończyły się tutaj w 2012, 2014 i 2017 roku), ale w obecnej edycji organizatorzy zdecydowali się przesunąć ją kilometr dalej. I choć cały podjazd jest niezwykle wymagający (średnie nachylenie wynosi nominalnie 8,7%, ale są tutaj też dłuższe fragmenty o 20% nachyleniu), to właśnie ten ostatni, najbardziej stromy kilometr (24%), okaże się tutaj decydujący.

Wszystko wskazuje na to, że Julian Alaphilippe pożegna się jutro z żółtą koszulką lidera wyścigu, a wielu innych kolarzy po raz ostatni zobaczymy w czołówce klasyfikacji generalnej. Szósty etap Tour de France prawdopodobnie na nowo otworzy wyścig, na którego dramaturgię w gruncie rzeczy nie mieliśmy dotąd powodu narzekać. W czwartek jednak będziemy mieli okazję się przekonać, którzy z faworytów będą się tak naprawdę liczyć w walce o zwycięstwo w całym wyścigu, choć do jego końca pozostanie jeszcze aż 15 trudnych etapów. A zadanie będzie tym trudniejsze, że na pierwszy dzień odpoczynku peleton będzie musiał poczekać aż do wtorku i przejechania przez Masyw Centralny.

Codzienne relacje z kolejnych etapów Tour de France można od startu do mety oglądać na antenie Eurosportu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA