Ryszard Szurkowski ciągle walczy o powrót do sprawności. Żona mistrza: "Musimy czekać jeszcze do dwóch lat"

- Wszystko się goi, wszystkie kończyny się ruszają, ale nie mają tej samej mocy. Z konsultacji wynika, że jeszcze do dwóch lat musimy czekać na powrót męża do sprawności - mówi Iwona Arkuszewska-Szurkowska, żona Ryszarda Szurkowskiego, legendy polskiego kolarstwa. Trzykrotny mistrz świata i dwukrotny wicemistrz olimpijski wciąż rehabilituje się po poważnym wypadku z czerwca ubiegłego roku.
Zobacz wideo

Ryszard Szurkowski ma 73 lata. Prawie rok temu, 10 czerwca 2018 roku, brał udział w wyścigu dla weteranów w Kolonii. Zawody skończyły się dla niego fatalnym upadkiem. - Trafiłem na stół, najpierw dwie operacje kręgosłupa, a po tygodniu operacja twarzy, która trwała siedem godzin. Górna szczęka rozpadła się na trzy części, oczy wisiały w zasadzie na sznurkach, miałem zmiażdżony nos i wyrwaną dolną wargę. […] Przecięli mi też kark. Operował mnie Hindus, który mówił później, że jeszcze nie widzieli nosa w takim stanie, jak mój. Stwierdził, że to, co robili, przypominało układanie puzzli - opowiadał w listopadzie, gdy po namowach kolegów ze świata sportu zdecydował się poprosić o finansową pomoc niezbędną do zapewnienia najlepszej rehabilitacji.

"Rysiek jest idealnym pacjentem. Nie opuszcza go entuzjazm"

Szurkowski o powrót do sprawności walczy w Konstancinie-Jeziornie. - Nie opuszcza go zaangażowanie, a wręcz entuzjazm. U niego widać wielką determinację powrotu do sprawności - mówi nam Mieczysław Nowicki. Przyjaciel mistrza, w przeszłości również bardzo utytułowany kolarz (srebro olimpijskie w drużynie na igrzyskach w Montrealu w 1976 roku i brąz indywidualnie na tych samych zawodach) był pierwszym człowiekiem spoza rodziny Szurkowskiego, który dowiedział się o jego wypadku. To on sprowadził kolegę do Polski i pomógł załatwić dla niego najlepszą opiekę medyczną. - Wiem, że Rysiek cały czas robi postępy. On bardzo pragnie powrotu do sprawności. Jest idealnym pacjentem. Dajmy mu tylko czas, bo tu potrzeba cierpliwości - mówi Nowicki.

- Cierpliwość jest w naszym przypadku kluczowa. Rehabilitacja męża to mozolna praca - potwierdza małżonka Szurkowskiego. - Na razie mąż chodzi w egzoszkielecie. Kolejnym etapem będzie poruszanie się z balkonikiem, ale lekarz zdecyduje, kiedy ta chwila nastąpi. Na pewno nie będzie nagłego skoku w rehabilitacji. Tu się idzie do przodu powolutku, krok po kroku - tłumaczy Arkuszewska-Szurkowska.

- Mamy przeróżne konsultacje z lekarzami, z profesorami, mąż jest objęty bardzo dobrą opieką. Wszyscy nam powtarzają, że trzeba dużo treningu i dużo cierpliwości. Ryszard nie jest już w wieku młodzieńca, również dlatego wszystkie procesy trwają dłużej. Ale plusem jest, że Ryszard to sportowiec i jeszcze niedawno bez problemu przejeżdżał na rowerze po 100 kilometrów - mówi żona byłego kolarza.

Ogląda kolarstwo, bo ciągle je kocha

Bliscy Szurkowskiego podkreślają jego bardzo dobrze samopoczucie. - Czasami przyjeżdża do domu na weekendy. Lekarze wiedzą, że dobrze mu to robi, dają mu przepustki. Będąc w domu, Ryszard zawsze ogląda kolarstwo. Cały czas wszystko śledzi. Czemu miałby się zrazić? Wydarzył się wypadek, ale on tę dyscyplinę sportu bardzo kocha i to się nie zmieni - tłumaczy jego żona.

Szurkowski jest przekonany, że za jakiś czas wróci do sprawności. Utwierdzają go w tym specjaliści, którzy z nim pracują. - Wiemy, że rdzeń kręgowy nie jest zerwany. Jest obtłuczony, wszystko się powoli goi i szuka swoich połączeń. To jest uszkodzenie mozaikowe, więc na jednej wysokości jest uszkodzenie w jednym miejscu, a na kolejnej wysokości w innym. Dlatego funkcje są trochę lepsze w ręce, a w nodze trochę gorsze, natomiast po drugiej stronie ciała jest na odwrót. Ale powolutku wszystko się łączy. Wszystkie kończyny się ruszają, choć nie mają tej samej mocy. Dłonie są najsłabsze, ale lekarze zgodnie twierdzą, że w nich siła wraca na samym końcu - opowiada Arkuszewska-Szurkowska. - Z konsultacji wynika, że jeszcze do dwóch lat musimy czekać. Wszystko się powolutku regeneruje i w końcu się wszystko połączy. Trzeba ćwiczyć, obserwować postępy i czekać - dodaje.

- Dwa lata to niby dużo, ale jak słyszymy, że za dwa lata Ryszard znów będzie sprawny, to się cieszymy. Czekamy spokojnie, jesteśmy optymistami. Mąż ćwiczy bardzo dużo. Nie za dużo, bo chociaż jako mistrz sportu jest bardzo ambitny, to organizm sam wie, kiedy ma dosyć. Jest jak w sporcie: kiedy się człowiek przetrenuje, to organizm daje sygnały. Ryszard te sygnały umie rozpoznać. A pomagają mu specjaliści. Będzie dobrze - kończy żona mistrza.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.