Il Lombardia. Ostatni monument sezonu padł łupem Thibauda Pinota

Ostatni akord europejskiej części kolarskiego sezonu zagrał dziś Francuz Thibaud Pinot (Groupama-FDJ). Kilkanaście kilometrów przed metą uciekł Vincenzo Nibalemu (Bahrain-Merida) i samotnie wjechał na linię mety we włoskim Como, wygrywając ostatni z pięciu kolarskich monumentów: Il Lombardia. Bardzo dobry występ na zakończenie sezonu zaliczył Rafał Majka (BORA-hansgrohe), który ukończył wyścig na siódmej pozycji.

Romantyczne brzmienie nazwy „Wyścig Spadających Liści”, jak nazywany jest ostatni z monumentów, bywa zwodnicze. Jako jedyny rozgrywany jest jesienią, gdy każdy z jego uczestników ma już w nogach tysiące kilometrów. Il Lombardia bywa szansą zaakcentowania swojej obecności dla tych, którym sezon z różnych powodów się nie udał, ale jest też okazją do postawienia kropki nad „i” przez tych, którzy od stycznia do października dzielili i rządzili w kolarskim peletonie. Na 241-kilometrowej trasie z Bergamo do Como, wiodącej przez kilka wymagających podjazdów, w tym przez ikoniczną wspinaczkę na Muro di Sormano, mogliśmy dziś zobaczyć zarówno niezmordowanego Alejandro Valverde (Movistar), któremu najwyraźniej nie dość tęczowej koszulki mistrza świata, jak i Vincenzo Nibalego, którego plany pokrzyżowała niefortunna kraksa podczas Tour de France. Był Romain Bardet (AG2R), od kilku sezonów regularnie meldujący się w czołówkach wielkich wyścigów, ale wciąż nie dość doskonały, by którykolwiek wygrać; nawet tęczową koszulkę zgarnął mu sprzed nosa Valverde, choć to Bardet przeciągnął całe towarzystwo przez tyrolskie „Piekło”. Był i Pinot, z sezonem zdemolowanym przez zapalenie płuc, którego się nabawił w końcówce Giro d’Italia, na przedostatnim etapie pozbawiając go szansy na niemal pewne miejsce na podium. I był w końcu Rafał Majka, któremu w tym sezonie trudno zarzucić brak determinacji i walki, a jednak mimo solidnych przygotowań i optymistycznych zapowiedzi, kończy go bez większego sukcesu na koncie. I wielu innych, którzy mieli podobnie ambitne plany, ale z różnych powodów nie zagościli w tym sezonie na listach zwycięzców.

Na najbardziej zdeterminowanego w tym gronie wyglądał dziś Vincenzo Nibali, którego zespół niemal od początku wyścigu kontrolował jego przebieg. Wprawdzie po blisko 30 kilometrach trasy od peletonu udało się oderwać 8-osobowej ucieczce, która zyskała w pewnym momencie ponad 5 minut przewagi, ale wiadomym było, że czym bliżej kluczowych fragmentów trasy, tym szanse uciekającej grupy, złożonej w większości z mniej znanych kolarzy, będą malały. Kiedy kolarze Bahrain-Merida na jakiś czas zeszli z prowadzenia, na około 70 kilometrów przed metą rozpoczęły się pierwsze poważniejsze ataki, z których najgroźniej wyglądał odjazd Jacka Haiga (Mitchelton-Scott) i Jana Hirta (Astana).

Ale walka na dobre rozgorzała dopiero pod Muro di Sormano, gdzie zaatakował Primoź Roglić, wspierany przez Team Lotto NL Jumbo, którego kolarze narzucili bardzo mocne tempo, dziesiątkując główną grupę. Wówczas znowu inicjatywę odzyskali kolarze Bahrain-Merida, a tuż przed szczytem zaatakował Vincenzo Nibali, do którego dołączył Thibaud Pinot. Grupa kolarzy jadących około 45 sekund za nimi liczyła już tylko 10 zawodników, wśród których znajdował się również Rafał Majka. Tylko Egan Bernal (Team Sky) zdecydował się na pogoń za uciekającą dwójką, ale chociaż młody Kolumbijczyk zdołał dojechać do Nibalego i Pinota, nie był w stanie utrzymać ich tempa i szybko zapłacił za swoją samotną szarżę.

Walka toczyła się równolegle na dwóch frontach: z przodu Pinot raz po raz próbował odskoczyć Nibalemu, ale dwukrotny zwycięzca Il Lombardii przez dłuższy czas skutecznie na te ataki odpowiadał. „Pękł” dopiero na około 13 kilometrów przed metą, tuż pod szczytem ostatniego, krótkiego podjazdu pod Civiglio. W grupie goniącej uciekającą dwójkę trudno było dojść do porozumienia, bo jakiekolwiek akcje natychmiast udaremniali kolarze Bahrain-Merida: Ion Izagirre i Domenico Pozzovivo. W końcu moment dekoncentracji przybocznych Nibalego wykorzystał Dan Martin (UAE Team Emirates), za którym zdołał skoczyć również świetnie dziś jadący Rafał Majka. W goniącej grupie rozpoczęła się wściekła pogoń i kolarzom po chwili udało się dojść do Majki i Martina, a po chwili cała grupa dogoniła również Vincenzo Nibalego. We Włocha wstąpiły wówczas zupełnie nowe siły i kolejny raz udało mu się odskoczyć od pozostałych kolarzy.

Tymczasem Thibaud Pinot niezagrożony zmierzał w stronę mety w Como i wyraźnie uradowany uniósł w górę ręce, ciesząc się z drugiego w ciągu kilku dni zwycięstwa (trzy dni wcześniej zwyciężył w klasyku Milano-Torino), rekompensującego mu w pewnym stopniu średnio udany sezon. Ponad pół minuty po nim na metę wjechał niepocieszony Nibali, a 11 sekund za nim kilkuosobowa grupa, z której najszybciej finiszował Dylan Teuns (BMC). Rafał Majka, który dotarł na metę w tej grupce, ukończył wyścig na siódmej pozycji.

Metą Il Lombardii w Como zakończyła się zasadnicza, europejska część sezonu, zainaugurowana symbolicznie 3 marca sensacyjnym zwycięstwem Tiesja Benoot (Lotto-Soudal) w Strade Bianche. Sezonu, obfitującego w wiele zaskakujących rozstrzygnięć, dramatycznych zwrotów akcji, tragedii i radosnych uniesień. Również dla polskich kibiców – głównie za sprawą Michała Kwiatkowskiego. Na podsumowania całego sezonu przyjdzie jeszcze czas: jeszcze trwają wyścigi w Turcji i wielu innych częściach świata. Niemniej z całą pewnością już dziś można powiedzieć, że był niezwykle emocjonujący i ciekawy. I kto wie, czy nie jest zapowiedzią jeszcze ciekawszego sezonu 2019. O tym przekonamy się już niebawem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.