Tour de France 2018. Bartosz Huzarski: Rafał Majka może być w "piątce". To nie jest bujanie w obłokach

- Na podium Rafała Majkę umieszczają jego trener i dyrektor sportowy grupy. Wiedzą, że jest dobrze przygotowany i mają odczyty z jego komputerka przy rowerze. Twierdzą, że Rafał jest fizycznie przygotowany na podium. Ale Rafał musi w to uwierzyć. Jemu trochę brakuje pewności siebie i wiary. Musi uznać, że faktycznie jest w stanie walczyć nawet o podium - mówi Bartosz Huzarski. Były uczestnik Tour de France podczas trwającej edycji "Wielkiej Pętli" jest na miejscu jako ekspert Eurosportu. Relacje na żywo w Sport.pl, transmisje w Eurosporcie

Łukasz Jachimiak: Wolny poniedziałek ludzie pracujący na Tour de France spędzili na analizowaniu tego, co czeka kolarzy od wtorku i pierwszego górskiego etapu, czy jeszcze omawialiście wydarzenia szalonej niedzieli z mnóstwem upadków na brukach?

Bartosz Huzarski: Długo omawialiśmy niedzielny etap i równie długo z kolegami z innych Eurosportów zastanawialiśmy się nad podium w Paryżu, na koniec wyścigu. Typujemy, wymieniamy się uwagami, a w detale etapów nie wchodzimy, bo oczywiście wiemy kto jak będzie próbował wszystko rozegrać. Dyskutujemy raczej o tym, co się komu uda.

Jak na tej międzynarodowej giełdzie ekspercko-dziennikarskiej stoją akcje Rafała Majki? Bo wyobrażam sobie, że szósty kolarz „generalki” musi być wymieniany w kontekście czołówki na koniec.

- Oczywiście. Jeżeli nie będzie miał jakiejś kraksy albo strasznego kryzysu, to na pewno nie wypadnie z „10”. Kryzys jakiś pewnie będzie miał, nie ma siły, żeby taki dzień nie przyszedł. Ale oby się pojawił na którymś z płaskich etapów. Jeśli Rafał dobrze pojedzie sześć-siedem ciężkich etapów, które zostały, to ma realne szanse na pierwszą „piątkę”. O podium będzie mu bardzo ciężko. Myślę, że to jeszcze dla niego trochę za wcześnie. Ale w takim wyścigu zdarzają się różne rzeczy – różne zagrania taktyczne, kraksy, załamania pogody i każda taka rzecz będzie miała znaczenie. Choć czołowa „10” wyścigu tak naprawdę wyklaruje nam się już po pierwszym górskim etapie.

Jak będzie wyglądała?

- Odpadnie Greg Van Avermaet [lider wyścigu], koszulę weźmie Geraint Thomas [jest drugi, traci do Belga 43 sekundy], odpadnie Philippe Gilbert [zajmuje trzecie miejsce, ma 44 sekundy straty do lidera], później po Thomasie będzie Alejandro Valverde [minuta i 31 sekund straty do lidera, w tej chwili piąte miejsce], po nim Bob Jungels [jest czwarty, traci 50 s do Van Avermaeta]. Rafał powinien być po etapie czwarty-piąty. Ale różnice są minimalne, 10. Mikel Landa do szóstego Majki traci tylko 10 sekund. Najlepsi będą przyjeżdżać praktycznie wszyscy razem. Różnice będą dwu-, trzy-, pięciosekundowe. Każdy etap trzeba będzie jechać jak klasyk, nie zapodziać się gdzieś, spróbować łapać bonifikaty. Rafał jest już na tyle dojrzałym kolarzem, że można na nim polegać, liczyć na jego miejsce w „piątce”. To nie jest bujanie w obłokach, tylko wynik możliwy do zrobienia.

Tour de France. CCC sponsorem tytularnym grupy BMC

Pan raczej nie widzi Majki na podium w Paryżu, a czy w Waszych rozmowach ktoś wymieniał go w trójce?

- Na podium go umieszczają jego trener i dyrektor sportowy grupy. Wiedzą, że jest dobrze przygotowany i mają odczyty z jego komputerka przy rowerze. Twierdzą, że Rafał jest fizycznie przygotowany na podium. Ale Rafał musi w to uwierzyć. Jemu trochę brakuje pewności siebie i wiary. Musi uznać, że faktycznie jest w stanie walczyć nawet o podium.

Po niedzielnej, krótkiej, ale emocjonalnej rozmowie z Wami, może się chyba wydawać, że wydarzenia dziewiątego etapu Majkę wzmocnią?

- Na pewno. Ten etap pokazał, że jemu naprawdę bardzo zależy. Znam go i wiem, że jak ma nogę, to nie przelicza. On organizm ma na pewno bardzo, bardzo dobry. Przygotowany jest, mentalnie jest silny, ma też spokój w ekipie. W zespole Bora panuje świetna atmosfera. Codziennie gra muzyka, są śpiewy, ludzie są rozluźnieni. A kiedy muszą być spięci, to są spięci. To jest idealna sytuacja, bo ciągłe siedzenie w napięciu, analizowanie książki wyścigu na dobre nie wpływa, wytwarza za dużo stresu.

Muzyka gra pewnie za sprawą Petera Sagana?

- Oczywiście. Codziennie wystawia swój głośnik i puszcza swoją muzykę ustaloną na każdy dzień. Ludzie jak stoją przed autobusem Bory, to się nie nudzą, bo sobie słuchają fajnej muzyki. Peter wychodzi przy jej dźwiękach. Jest showmanem, jest kimś, kogo w kolarstwie brakowało. Od czasów Mario Cipolliniego nie było kogoś, kto by pociągnął medialnie ten sport. Sagan robi dobrą robotę. I potrafi rozgraniczyć wyścig od życia, etap ważny od etapu mało ważnego.

Tego nawet nie trzeba mówić, za Sagana przemawiają jego wyniki. W tym TdF wygrał już przecież dwa etapy, a w karierze ma 10 takich triumfów.

- Dokładnie. Statystyki ma niesamowite. Na bodajże 120 dni wyścigowych 90 przejechał w zielonej koszuli [lidera klasyfikacji punktowej].

Fajnie, że w grupie Majki jest Sagan i że jest atmosfera, ale czy ta grupa jest wystarczająco mocna, żeby Majka w górach nie był osamotniony?

- Niestety, Rafał nie ma wokół siebie drużyny na góry. Zobaczymy po pierwszym etapie jak jego koledzy się czują. Ale tam jest tak naprawdę trzech kolarzy do jechania gór. Jak Sagan się zagnie, to pierwszą górkę jeszcze wjedzie, trochę pomoże. To powiedzmy, że jest czterech kolarzy, którzy mogą Rafałowi pomóc. Ale jak już przyjdzie wycinka na przedostatnim, ostatnim podjeździe, to zostanie tylko Paweł Poljański. Oby zostawał. Ktoś będzie potrzebny, żeby wziąć bidon, jakiegoś żela, żeby mentalnie pomóc liderowi. Na Pawła spadła duża odpowiedzialność. Trochę się dziwię, że wzięli jego, bo może znalazłby się ktoś lepszy na to miejsce w drużynie. Ale Paweł zna się z Rafałem, może Rafał mu zaufał i potrzebuje jego obecności. Zobaczymy. Nie wiem, jak Paweł jest przygotowany, pierwsze etapy jechał, żeby się nie poturbować, nie przewrócić, pomóc ile może, a później odpoczywać i czekać na najtrudniejsze etapy.

Powiedział Pan, że liderem wyścigu już po pierwszym górskim etapie zostanie Thomas. Co Pan przewiduje w kolejnych dniach?

- Kolejnym po Thomasie zawodnikiem, który mógłby zostać we wtorek liderem jest Valverde. Ale on traci do Thomasa za dużo [48 sekund], kolarze bardzo podobnej klasy będą przyjeżdżali na remis, a jeśli będą między nimi różnice to minimalne. Dlatego spodziewam się, że Thomas zostanie liderem.

Tracący siedem sekund do Walijczyka Bob Jungels jest za słabym „góralem”?

- Tak, myślę, że jest za słaby. Zakładam, że Sky zdobędzie koszulę dla Thomasa, jeśli tylko będzie tego chciało. Bo może podjąć taką decyzję, że ją oddaje, ponieważ jest za wcześnie, żeby ją mieć i długo walczyć o jej utrzymanie. Składy grup są w tym roku mniejsze, gdyby Thomas długo jechał jako lider, to w końcu mogłoby go zabraknąć w roli mocnego pomocnika dla Froome’a, który podobno cały czas jest liderem zespołu.

Jak według Pana Sky rozegra wyścig? Kiedy Froome zaatakuje?

- Na Giro grupa wszystko rozegrała idealnie, więc i tu na pewno ma gotowy plan. Podejrzewam, że najważniejszy może być krótki etap pod koniec gór [65 km na etapie 17. z zaplanowanych 21], który kolarze mają przejechać w trzech grupach podzielonych w oparciu o miejsca w klasyfikacji generalnej. Wtedy Froome i Thomas pojadą razem, a niewiele innych grup będzie miało dwóch swoich przedstawicieli. Rywalami dla Sky będą wówczas pewnie tylko kolarze Movistaru, których może być wysoko aż trzech [Valverde, Landa i Nairo Quintana]. Ale najpierw jeszcze Froome musi góry przejechać. Każdy etap będzie dla niego bardzo niebezpieczny. Boję się o niego, bo bardzo dużo kibiców jest wobec niego negatywnie nastawionych. Ludzie do końca nie znają całej sytuacji [dopiero krótko przed startem wyścigu Froome został oczyszczony z zarzutów dopingowych, które postawiono mu, gdy przekroczył dozwoloną dawkę leku na astmę], a wiadomo, że siedzą przy trasie cały dzień, emocje w nich narastają, bywa, że są podlewane alkoholem. Boję się, bo Francuzi są wrogo nastawieni do kolarzy podejrzanych o doping. Niestety, nie oceniają sprawiedliwie. Ich Richard Virenque jest królem wioski Tour de France przed startem, jest ekspertem w studiu, a znamy jego przeszłość. Froome nie może być pewny, co się stanie, już przecież przeżył przykre incydenty.

Było plucie, a nawet oblanie moczem.

- I nie wiadomo co jeszcze, bo nie wiemy, co grupa tak naprawdę chciała powiedzieć mediom, a czego wolała nie mówić. Może być ciężko, bo wystarczy, że ktoś go popchnie, przewróci, i „generalka” mu ucieknie. Na miejscu grupy Sky cały czas mówiłbym, że jedziemy na Froome’a, ale cały czas jechałbym jednak na Thomasa. On jest zawodnikiem, który ma papiery do wygrania tego wyścigu. Dobrze jeździ po górach, dobrze jeździ na czas, na płaskim nigdzie się nie zaplącze.

Kibice już pokazali, co mogą zrobić nawet kiedy nie mają złych intencji. O Michale Kwiatkowskim na razie najgłośniej było z powodu zderzenia z nieuważnym fanem. Pytam bez złośliwości - jest szansa, że z tego wyścigu zapamiętamy go z czegoś bardziej spektakularnego niż to zderzenie z siódmego etapu?

- Michał przed wyścigiem powiedział, że nie nastawia się na etapy dla siebie, że jest tutaj tylko do pomocy. On ma dużo wyścigów, w których jest liderem. Jego postawa świadczy o profesjonalizmie i pewnej pozycji w grupie. Dopóki Thomas i Froome jadą wysoko, Michał jedzie dla nich. Jeśli im coś nie pójdzie, będzie próbował wygrać któryś etap. Tak grupa Sky działała w 2014 roku, gdy Froome po upadkach się wycofał. Ale jeśli on i Thomas będą jechać i trzymać się „10”, to „Kwiatek” nie będzie próbował hasać, bo jest profesjonalistą. Szanse może mieć za to Tomek Marczyński. Na niego bardzo liczymy, bo jedzie w takiej grupie, która nie ma lidera na klasyfikację generalną [Lotto Soudal], więc kolarze mają wolną rękę. Zostaje więc kwestia dobrego wyczucia, kiedy odjazdy będą puszczone, kto w odjeździe jest. I jak dopisze szczęście, można wygrać etap.

W ubiegłym roku Marczyński wygrał dwa etapy Vuelta a Espana. Przejechał Pan wszystkie wielkie toury – potwierdza Pan, że ze względu na profile tras i pogodę etapy w Hiszpanii wcale nie są łatwiejsze niż we Francji?

- Jeśli chodzi o profile to zgoda, ale jeśli chodzi o poziom sportowy, to we Francji jest zdecydowanie trudniej. Jakieś 20, a może nawet 30 procent mocy więcej trzeba generować w Tour de France, chcąc walczyć o wygranie etapu. Ale Tomek jest w stanie tu wygrać. Jest przygotowany, zmotywowany, spokojny. Liczę na niego.

Liczy Pan, że swój sukces sprzed roku powtórzy Maciej Bodnar? Czy w tym roku „czasówka” będzie dla niego za trudna?

- Maciek w górach na pewno będzie nie będzie miał wielu zadań, później na płaskich etapach trochę ich dostanie, ale na „czasówkę” na pewno się przygotuje. Tegoroczna rzeczywiście będzie miała dużo trudniejszą trasę. Ale Maciek zdecydowanie wygrał z „Kwiatkiem” na mistrzostwach Polski, więc i tu będzie w stanie dobrze pojechać. Nie ma już Tony’ego Martina, nie ma Richiego Porte’a, więc konkurenci do dobrej „czasówki” mu odpadli i tak naprawdę niewielu wybitnych „czasowców” zostało. Maciek na pewno ma duże szanse na powtórkę wyniku sprzed roku.

Wróćmy do Movistaru, bo to jest ciekawy wątek – kto tam jest liderem? Na pewno Quintana, który ma prawie trzy minuty straty do lidera i zajmuje 21. miejsce, czy Valverde albo Landa jadący w Top 10?

- Quintana powtarza, że on jest liderem. Valverde to szczwany lis, ale myślę, że dla niego te góry będą zdecydowanie za ciężkie, za wysokie, za szybkie przede wszystkim. Quintana z podjazdami sobie poradzi, ale pytanie czy nie odwali czegoś na zjazdach, bo na nich zawsze jest jakiś rozkojarzony. Pytanie też czy Landa się na sto procent podłoży pod Quintantę. To jest dobry kolega Valverde. Na pewno Quintanie ciężko będzie odrobić to, co już stracił. Będzie musiał atakować sam.

Trzeba się też chyba zastanawiać czy Landa nie pojedzie pod siebie. Przecież już rok temu pokazał, że niekoniecznie myśli o liderze, którym był wtedy dla niego Froome.

- Może być, że podjedzie pod siebie. Faktycznie w tamtym roku jechał egoistycznie. Nie mam niestety nikogo znajomego w grupie Movistar, żebym mógł podpytać, jak jest. Niby wszyscy są zawodowcami, ale jednak każdy trochę patrzy na siebie, bo wynik to przepustka do lepszego kontraktu. Na pewno Quintana będzie musiał najpierw odrobić to, co traci do Landy i Valverde, żeby oni chcieli jechać na Nairo. A będzie mu ciężko, na podjazdach na tyle mocne tempo może dyktować Sky, że Quintana nie da rady.

Kto wygra Tour de France 2018?

- Myślę, że Thomas. Thomas i Nibali to moja dwójka faworytów. Nibali jest trochę dalej [zajmuje 12. miejsce, traci minutę i 48 sekund do lidera], jest troszkę wycofany, tak bez echa przechodzi jego jazda, a jest w świetnej formie. Plasuje się dalej, bo jego ekipa źle pojechała etap drużynowy. Ale na brukach było widać, że leci sobie spokojnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.