Tour de France. Peter Sagan pisze kolejny rozdział bajki o kolarskim Piotrusiu Panu.

Trudno uciec od tego skojarzenia, patrząc na Petera Sagana w zielonej koszulce, unoszącego w górę ręce na mecie kolejnego wygranego etapu. Gdy finiszuje zdaje się nie podlegać tym samym prawom, co inni kolarze. A jego kolarska Nibylandia jest zawsze pełna spontanicznego uśmiechu, życzliwości i uwagi, poświęcanej kibicom. Dziś Peter Sagan dopisał kolejny rozdział do tej historii, wygrywając swój dziesiąty etap w Tour de France.

Na giełdzie kandydatów do zwycięstwa na piątym etapie Wielkiej Pętli – 204,5-kilometrowym odcinku z Lorien do Quimper – nazwisko Sagana pojawiało się najczęściej. Profil dzisiejszego etapu zdawał się być stworzony pod niego: stosunkowo długa trasa, w większości usiana krótkimi, ale dość sztywnymi podjazdami, których nie lubią typowi sprinterzy. Z konkurencji odpadli więc rywale z płaskich końcówek: Gaviria (Quick-Step), Kittel (Katusha), Greipel (Lotto-Soudal), Kristoff (UAE Team Emirates) i inni, a w ich miejscu pojawili się specjaliści od wyścigów klasycznych, z kolarzami Quick-Stepu: Philipem Gilbertem i Julianem Alaphilippem na czele, a obok nich broniący koszulki lidera Van Avermaet (BMC), Alejandro Valverde (Movistar), czy przyboczny Vincenzo Nibalego: Sonny Colbrelli (Bahrain-Merida). Ale to Peter Sagan, wspierany przez doskonale w tym wyścigu zorganizowany zespół, był w tej rozgrywce faworytem numer jeden, motywowanym dodatkowo chęcią powiększenia przewagi nad Gavirią, z którym rywalizuje o zieloną koszulkę. Nawet aktualny lider wyścigu, Greg Van Avermaet mówił przed startem, że pokonanie Sagana będzie bardzo trudne, choć będą próbować.

Zanim jednak rozegrał się ten pasjonujący finisz, kolarze musieli przejechać ponad 200 kilometrów wąskich dróg, wiodących przez wzgórza Bretanii. Już kilka kilometrów po starcie uformowała się ucieczka, w skład której weszło siedmiu kolarzy: Elie Gesbert (Fortuneo-Samsic), Julien Vermote (Dimension Data), Jasper De Buyst (Lotto-Soudal), Lilian Calmejane i Sylvain Chavanel (Direct Energie), Tom Skujins (Trek-Segafredo) oraz Nicolas Edet (Cofidis). Prowadzony przez ekipę BMC peleton pozwolił uciekającym odjechać na ponad 4 minuty, a kolarze w odjeździe narzucili szalone tempo, przez pierwszą godzinę jadąc ze średnią prędkością, przekraczającą 47 kmh. Później jednak zaczęły się podjazdy, a 7-osobowa grupa zaczęła się sukcesywnie kruszyć. Ostatecznie w odjeździe zostali obaj zawodnicy Direct Energie oraz Tom Skujins i Nicolas Edet.

Przez jakiś czas wysokie tempo w ucieczce dyktował, a na moment zdołał się nawet od niej oderwać, Sylvain Chavanel, który walczył o punkty w klasyfikacji górskiej. Najprawdopodobniej jednak przeliczył się ze swoimi możliwościami i jeszcze przed drugą z trzech górskich premii 3. kategorii został za uciekającą trójką. Na premiach pod nieobecność Chavanela punktował Tom Skujins i to on wystartuje do szóstego etapu w koszulce w grochy.

Peleton – tradycyjnie już – nie pozostawił prowadzącej trójce najmniejszych złudzeń i na 11 kilometrów przed metą po ucieczce nie było już śladu, pojawiła się za to dobrze znana w końcówkach etapów nerwowość i zajmowanie możliwie najlepszych pozycji do ataku.

Finisz dzisiejszego etapu zlokalizowany był na szczycie kilometrowego podjazdu, o średnim nachyleniu 4,9%. Zbyt stromo dla typowych sprinterów, którzy zresztą zostali za główną grupą już chwilę wcześniej, ale też zbyt łagodnie dla specjalistów od jazdy w górach. Rozpoczął Philipe Gilbert (Quick-Step), dyktując mocne tempo, na które jednak odpowiedzieli rywale. Poprawił Greg Van Avermaet (BMC), pilnujący swojej pozycji przed kolarzami Quick-Stepu, znajdującymi się w klasyfikacji generalnej tuż za nim. Na jego kole jechał Peter Sagan (BORA-hansgrohe), pilnowany z kolei przez Sonny’ego Corbrelli (Bahrain-Merida). To właśnie Włoch rozpoczął decydujący atak i przez moment się wydawało, że ten ułamek sekundy wystarczy, by zaskoczyć Słowaka, ale trzykrotny mistrz świata zaskoczyć się nie dał. Stanął na pedały, pochylił się do przodu, rozbujał rower i zostawił Corbrelli’ego dobre dwa metry za sobą, unosząc w górę ręce na linii mety.

Peter Sagan sięgnął dziś po dziesiąte zwycięstwo w historii swoich występów w Tour de France i 108. w całej zawodowej karierze. W klasyfikacji punktowej o 33 punkty wyprzedza Fernando Gavirię i chociaż jeszcze kilka sprinterskich etapów przed nami, Sagan jest na dobrej drodze do realizacji jednego z dwóch głównych celów ekipy BORA-hansgrohe na tę edycję Touru. Drugim – obok zdobycia zielonej koszulki – jest wysokie miejsce Rafała Majki w klasyfikacji generalnej. Polski kolarz jak dotąd jedzie znakomicie, w kluczowych momentach trzyma się bardzo blisko czoła peletonu, minimalizując ryzyko zaplątania się w jakąś awanturę w głębi stawki. Na razie w klasyfikacji generalnej zajmuje 10. miejsce, notując 52 sekundy straty do Avermaeta i mając przed sobą tylko trzech typowych górali: Gerainta Thomasa (Team Sky), Toma Dumoulina (Sunweb) i Rigoberto Urana (EF Education First).

W czwartek etap w dużej mierze podobny do dzisiejszego: również mocno pofałdowany, odrobinę krótszy (181 km), wiodący z Brest na szczyt Mur de Bretagne. I to właśnie finałowy podjazd (pokonywany dwukrotnie) będzie się tutaj znacząco różnił od dzisiejszego: będzie dwukrotnie dłuższy (2 km) i nieco bardziej stromy (średnie nachylenie 6,9%). Niemniej finisz będzie należał prawdopodobnie do któregoś ze specjalistów od wyścigów klasycznych. Na popisy górali przyjdzie w tym Tour de France jeszcze czas.

Więcej o:
Copyright © Agora SA