Paryż-Roubaix. Szczęśliwa siódemka Petera Sagana

Siedmiu prób potrzebował słowacki mistrz świata, by wznieść w górę ręce na welodromie w Roubaix jako zwycięzca ikonicznego wyścigu po brukach. Za siódmym razem się udało i to w stylu godnym mistrza. Ale dramatyczna i niezwykle szybka edycja brukowego monumentu miała też drugiego bohatera: Szwajcara Silvana Dillier, który uległ Saganowi dopiero na finiszu.

Nie mógł znaleźć Peter Sagan skutecznego sposobu na ekipę Quick-Step w kilku ostatnich wyścigach. Ograł co prawda Elię Vivianiego na mecie Gent-Wevelgem, ale była to jedyna okazja, w której mógł wykorzystać swoje sprinterskie atuty. Wszędzie tam, gdzie kluczem była taktyka, musiał uznawać wyższość innych kolarzy. Po Ronde van Vlaanderen pozwolił sobie nawet na uwagę, że jak inni zawodnicy będą wciąż pilnować jego, a nie uciekających kolarzy z Quick-Stepu, to ci ostatni wygrywać będą wszystko. W końcu w wyścigu Paryż-Roubaix postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i rozegrać to w sposób typowy dla ekscentryka: zupełnie niekonwencjonalnie.

Zaatakował już 54 kilometry przed metą, czyli jeszcze przed drugim z trzech najtrudniejszych odcinków bruku: Mons-en-Pévèle. Wykorzystał moment nieuwagi pozostałych faworytów, którzy chwilę wcześniej udaremnili próbę ataku Grega Van Avermaeta (BMC). W pogoń za Saganem nie rzucił się nikt.

Tymczasem Słowak szybko dojechał do prowadzącej dwójki uciekinierów: Szwajcara Silvana Dillier (AG2R La Mondiale) i Belga Jelle Wallaysa (Lotto Soudal), aktywnie włączył się w pracę uciekinierów (Dillier i Wallays oderwali się od peletonu już na 50. kilometrze, wraz z siedmioma innymi kolarzami, którzy w miarę pokonywania kolejnych odcinków odpadali z czołówki) i w trójkę konsekwentnie budowali przewagę, wynoszącą od 40 sekund, do blisko półtorej minuty. Na nieco ponad 20 kilometrów przed metą zmęczony Wallays zwolnił, a Sagan z Dillierem intensywnie współpracowali: Słowak prowadził przez odcinki brukowane, Szwajcar dawał solidne zmiany na asfalcie.

Za ich plecami współpraca wyglądała wprawdzie znacznie lepiej, niż w ostatnich wyścigach, ale najwyraźniej nie wszyscy dysponowali odpowiednim zapasem sił i determinacji. Gdy na zmianę wychodził Niki Terpstra (Quick-Step) – przewaga uciekającej dwójki topniała. Gdy pracę przejmowali Greg Van Avermaet (BMC), Jasper Stuiven (Trek-Segafredo) lub Sep Vanmarcke (EF-Drapac) – Sagan z Dillierem zyskiwali kolejne sekundy. Jeszcze po przejechaniu ostatniego z najcięższych odcinków bruku, Carrefour de l’Arbre wydawało się, że pogoń ma szanse doścignięcia prowadzącej dwójki. Ale już kilka kilometrów dalej, gdy zmianę opuścił Terpstra, przewaga znów wzrosła i liderzy z ponad minutową przewagą wjechali na welodrom w Roubaix.

Tutaj wszystko rozegrało się wedle najlepszego scenariusza z wyścigów torowych: jadący na pierwszej pozycji mistrz Szwajcarii kontrolował każdy ruch czającego się za jego plecami Sagana i pokonali w ten sposób niemal całe półtora okrążenia toru. W końcu zaledwie 150 metrów przez metą Słowak wjechał wyżej, schował się za plecami Dilliera, a potem rzucił rower w dół toru i rozpoczął kapitalny finisz. Mistrzowi Szwajcarii zabrakło ułamka sekundy, żeby skontrować ten atak i na metę wjechał tuż za Peterem Saganem.

Siódma próba okazała się dla Słowaka skuteczna i Peter Sagan został piątym w historii kolarstwa urzędującym mistrzem świata, który wygrał monument Paryż-Roubaix. Ostatni raz ta sztuka udała się w roku 1981 Francuzowi Bernardowi Hinault.

Ale klasę prawdziwego mistrza można też poznać nie tylko po tym, jak wygrywa, ale też w jaki sposób traktuje zawodników przez siebie zwyciężonych. Słowak pięknym gestem niezwłocznie po przekroczeniu linii mety podziękował Silvanovi Dillier, który uciekając przez ponad 200 kilometrów i do ostatnich metrów zacięcie walcząc, zyskał wielki szacunek tak kibiców, jak i pozostałych zawodników.

Pogoda oszczędziła dziś peleton i choć jeszcze kilka dni temu na brukowanych odcinkach zalegało sporo błota, to jednak na szczęście większość trasy podczas wyścigu była sucha. Dzięki temu 116. edycja Paryż-Roubaix okazała się niezwykle szybka: średnia prędkość, z jaką Peter Sagan pokonał trasę przekraczała 43 kmh, a kolarze wjechali na welodrom w Roubaix wcześniej, niż zakładał najszybszy wariant harmonogramu wyścigu.

Ale nie obeszło się również bez wielu kraks i dramatycznych upadków, które rozrywały grupy kolarzy. W jednej z nich, na około 150 kilometrów przed metą, bardzo poważnie ucierpiał Michael Goolaerts, kolarz z ekipy Veranda’s Willems – Crelan. U zawodnika stwierdzono zatrzymanie akcji serca i został on niezwłocznie przetransportowany do szpitala. Jak wynika z ostatniej wiadomości, udostępnionej przez zespół, nie ma żadnych nowych informacji na temat jego stanu zdrowia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.