Lech Piasecki o wpadce dopingowej Froome'a. "Na szczęście Michał Kwiatkowski nie ma astmy"

Chris Froome, najlepszy kolarz ostatnich lat, wpadł na dopingu podczas tegorocznego wyścigu Vuelta a Espana, który wygrał. Przez wpadkę Froome'a kłopoty będzie miał jeżdżący w tej samej grupie Michał Kwiatkowski

Międzynarodowa Unia Kolarska poinformowała, że we wrześniu, podczas wyścigu Vuelta a Espana, na dopingu wpadł zwycięzca imprezy, Chris Froome. Jest Pan zaskoczony czy zdarzało się Panu myśleć, że Brytyjczyk może być nieuczciwy?

Lech Piasecki (dwukrotny mistrz świata): Nie mam sprecyzowanego zdania, choć wiele razy się zastanawiałem, jak to w przypadku Froome’a jest.

Ale tylko dopuszczał Pan myśl, że Froome może się wspomagać w niedozwolony sposób, czy był Pan wręcz przekonany, że to robi, jak ci kibice, którzy nazywają go Froomestrong, zrównując z dopingowym oszustem wszech czasów, Lancem Armstrongiem?

- Armstrong miał wypracowany system oszukiwania, wydawał na to mnóstwo pieniędzy, zastraszał i niszczył ludzi, którzy próbowali pokazać prawdę. W przypadku Froome’a chyba nie ma mowy o takich rzeczach. Choć zaznaczam, że wielkiej wiedzy na temat jego dopingu nie mam. Przeczytałem komunikat i tyle.

Z informacji podanych przez UCI, grupę Sky i samego Froome’a wynika, że chodzi „tylko” o przekroczenie dopuszczalnej dawki leku na astmę. Nie mówimy o testosteronie, EPO czy transfuzjach krwi, jak w przypadku Armstronga.

- Jeśli Froome wpadł tylko na tym leku, to może uniknąć surowej kary. Jakąś UCI na pewno na niego nałoży, ale niech się ludzie nie wygłupiają w porównywanie tej sytuacji do oszustw Armstronga. Takie komentarze są pisane przez anonimów. Cóż, to nasz współczesny świat - bezkarni ludzie z łatwością i satysfakcją próbują niszczyć innych. I sportowców, i znanych przedstawicieli innych dziedzin życia.

„Powszechnie wiadomo, że mam astmę i że używam inhalatora, żeby sobie z nią radzić. Zawsze stosuję dopuszczalne dawki, wiem, że kiedy jeżdżę w koszulce lidera, to każdego dnia będę badany” – tłumaczy się Froome i wyjaśnia, że podczas Vuelty jego choroba się zaostrzyła, więc lekarz zalecił mu zwiększenie dawki leku. Wszystko brzmi rozsądnie, ale chyba mamy zgrzyt, kiedy Froome dodaje „Jak zawsze starałem się nie przekroczyć dopuszczalnego limitu”, a badanie pokazuje, że przekroczył go dwukrotnie?

- To prawda. Z jednej strony brał tylko to, na co miał pozwolenie, z drugiej strony nie bez powodu wylicza się, jakie dawki można stosować i nie pozwala się ich przekroczyć. Przecież chodzi o to, żeby tylko wyrównać swoje szanse ze zdrowymi, a nie żeby zyskiwać nad nimi przewagę.

Dlaczego Froome od lat jest podejrzewany o stosowanie dopingu i nielubiany? Na Tour de France, który wygrywał cztery razy, bywał przecież i opluwany, i oblewany moczem. Zwycięża za łatwo, jeździ dla zbyt kontrowersyjnej i bogatej grupy?

- Na pewno niechęć części kibiców i nieufność ekspertów analizujących, że na jakimś etapie wygenerował podejrzaną moc i piszących, że zastanawiająca jest łatwość z jaką odjeżdża rywalom, wynikają z tego, że kolarstwo ma za sobą wiele bardzo złych lat. Przez wiele dopingowych afer z przeszłości pewnie zawsze będzie tak, że kolarze ze szczytu będą podejrzewani, że będą na cenzurowanym. Froome podkreśla, że ma tego świadomość, razem ze swoją grupą mówi teraz, że bardzo wszystkiego pilnuje, a jednak okazuje się, że ani on, ani jego lekarz nie dopilnowali czegoś, w czym powinni się świetnie orientować. Przecież tego leku na astmę używają od lat. Jest więc w tej wpadce coś podejrzanego, coś, co każe się zastanawiać czy to na pewno głupi przypadek. Oczywiście to dotyczy nie tylko Froome’a. Popatrzmy na cały peleton, popatrzmy na narciarzy biegowych, na naszą Justynę Kowalczyk, która cały czas wojuje z Norweżkami, bo każda z nich jest świetna, a każda jest astmatyczką. Trudno nie podejrzewać, że tak wielu wytrzymałościowców stara się o zgodę na stosowanie leków na astmę niekoniecznie dlatego, że faktycznie są chory, a dlatego, że te leki jednak poprawiają wydolność. To nie jest normalne, że wśród świetnie wytrenowanych wyczynowców jest tak wielu poważnie chorych ludzi. W czasach kiedy ja się ścigałem, w peletonie nie było nikogo z astmą. A przynajmniej nie potrafię sobie przypomnieć nikogo chorego. Oczywiście świat się zmienia, kiedyś ludzie mieli lepsze zdrowie, ale w sporcie za dużo jest wyłączeń terapeutycznych, zbyt mało zostało takich zawodników, którzy nie chorują na nic i nie starają się o zgodę na stosowanie jakichś pomocy. Sport wygląda trochę jak szkoła. W niej też coraz trudniej znaleźć dziecko bez albo ADHD, albo dysleksji, albo dysgrafii, albo jeszcze jakiegoś „dys”. Szkoda, że tego się już nie zatrzyma.

Jeśli się okaże, że Froome działał z rozmysłem, to kolarstwo znów cofnie się o kilka lat, znów – po wpadce wielkiego mistrza – sponsorzy i kibice będą na nie patrzeć nieufnie, przestaną wierzyć, że się oczyściło i nie jest już całkowicie zepsute dopingiem jak w czasach Armstronga?

- Mam nadzieję, że zjazdu do tamtych czasów nie będzie, że tu chodzi tylko o ten lek na astmę i że to była jednorazowa sytuacja. Ale Froome i grupa Sky na pewno będą postrzegani gorzej, będzie im jeszcze ciężej.

Zwłaszcza, że astmę miał też poprzedni lider grupy Bradley Wiggins. I choć on dopuszczalnych dawek leków nie przekroczył, to choroba też nasilała mu się przy okazji wielkich wyścigów.

- Niestety, jest pewne, że kolarzom grupy Sky będzie się jeździło coraz trudniej.

Czyli trudniej będzie m.in. naszemu mistrzowi świata Michałowi Kwiatkowskiemu [w grupie Sky poza nim jeżdżą jeszcze dwaj Polacy – Michał Gołaś i Łukasz Wiśniowski].

- Od zawsze tak było, że jak wpadał jeden kolarz z grupy, to zaraz się podejrzliwie patrzyło na pozostałych. Zwłaszcza jeśli wpadał lider. Ale od razu powiem podejrzliwym, że na szczęście Michał Kwiatkowski nie ma astmy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.