Afera w PZKol. Prezes Banaszek na nagraniu z września: "gwałcił, dmuchał"

Prezes Dariusz Banaszek rzeczywiście nie miał dostępu do wszystkich szczegółów audytu w PZKOl. Ale przynajmniej od września wiedział, że mogą się tam znaleźć wątki wymagające zawiadomienia prokuratury. A nawet ostrzegał o tym członków zarządu

W poniedziałkowej rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Kolarskiego Dariusz Banaszek przekonywał, że dopiero z wywiadu byłego wiceprezesa Piotra Kosmali dla Sportowych Faktów dowiedział, się, jak poważne są oskarżenia wobec jednego z pracowników związku, który miał m.in. wykorzystywać seksualnie zawodniczki. Dotarliśmy jednak do nagrania z wrześniowego posiedzenia zarządu, podczas którego Banaszek ostrzegał członków zarządu, że to sprawa dla prokuratury. To była jego odpowiedź na argumenty tych członków zarządu, którym nie podobało się wcześniejsze zwolnienie dyscyplinarne wspomnianego pracownika. 

„Ja tego nie powiem na konferencji. Od tego jest prokuratura”

"Ja tego nie chcę, żeby to dotarło, co mówiłem. I ja tego nie powiem w ogóle czy na konferencji, że on zgwałcił, dmuchał, że [część trudna do zrozumienia ze względu na złą jakość dźwięku]... Co on mąci? Co mnie to obchodzi? To od tego jest prokuratura, proszę bardzo tam, a nie [nagranie się urywa]"

To słowa prezesa Banaszka z września 2017 roku. Słowa spisane z kilkunastosekundowego nagrania z posiedzenia zarządu. Nagranie zostało przekazane do prokuratury, mieliśmy możliwość odsłuchania go, a że nie dostaliśmy zgody na publikację pliku audio, podajemy spisaną wersję.

Wszystkie posiedzenia zarządu wybranego w grudniu ubiegłego roku były nagrywane, bo jego członkowie już na początku się na to umówili.

Nawet ministerstwo nie zna wszystkich szczegółów

Według zapewnień byłych już członków zarządu [w ostatnich dniach do dymisji podało się pięciu z dziewięciu przedstawicieli tego gremium] zacytowany fragment pochodzi z września. I dotyczy tego człowieka, o którym od kilku dni wiadomo, że przez lata wykorzystywał zawodniczki finansowo i seksualnie.

Jedna z najważniejszych postaci polskiego kolarstwa ostatnich lat ma wkrótce usłyszeć zarzuty prokuratorskie. To dzięki reakcji audytorów z firmy PricewaterhouseCoopers oraz ministerstwa sportu. Pierwsi mieli ostrzec resort, że podczas ich prac pojawił się wątek wykorzystywania seksualnego. Ministerstwo zawiadomiło prokuraturę o podejrzeniach wynikających z raportu. Ale nawet ministerialni urzędnicy, według naszych ustaleń, nie znali wszystkich szczegółów audytu. Chodziło o to, by zapewnić jak najlepszą ochronę kobietom, które oskarżyły pracownika PZKol o wykorzystywanie.
Prezes Banaszek też miał zostać ostrzeżony o skali nadużyć przez audytorów, którym wcześniej sam pozwolił działać. Dlatego na posiedzeniu zarządu, z którego pochodzi cytowane nagranie, uświadamiał innym członkom zarządu, jak poważne mogą być zarzuty. Zwolniony dyscyplinarnie pracownik miał w związku wielu zwolenników. Część członków zarządu sprzeciwiała się jego zwolnieniu.

„My broniliśmy tego człowieka. Prezes nam wykrzyczał, że nie wiemy wszystkiego”

 – My broniliśmy tego człowieka cały czas, a prezes nam wtedy wykrzyczał, że bronimy, bo nie wiemy wszystkiego – opowiada nam jeden z byłych członków zarządu PZKol. – Prezes powiedział o gwałtach i że to się nadaje do prokuratury. My powiedzieliśmy na jego słowa, że jeśli dowiemy się, że to jest prawda, to sprawę będziemy musieli zgłosić do prokuratury, bo inaczej będziemy oskarżeni o jej ukrywanie. Po tym jak prezes nam wykrzyczał, jak wygląda sprawa, była dyskusja. Jeden z nas powiedział, że teraz, na razie, traktujemy to co przekazał prezes jako pomówienie, bo nie mamy dowodów. Ale jeżeli będą dowody, to będziemy zmuszeni powiadomić prokuraturę. Prezes obiecał, że do 30 września pokaże dowody. A później mówił, że nie było żadnego audytu. I w październiku chciał przywrócić tego człowieka do pracy – relacjonuje nasz informator.

Prezes chciał przerwania audytu?

Z naszych informacji wynika, że prezes rzeczywiście nie był od pewnego momentu dopuszczany do szczegółowych ustaleń audytu. Wszystko przez to, że gdy audytor uprzedził o wątku obyczajowym, Banaszek – obawiając się gigantycznego skandalu - poprosił o przerwanie prac audytorskich i przekazanie zebranych materiałów, w tym m.in. nagrań zeznań zawodniczek. Ale umowa audytu nie przewidywała raportu częściowego, a kontrolerzy nie chcieli udostępnić nagrań, bo obawiali się, że zawodniczki na tym ucierpią, a ochrona prawna, którą im zagwarantowali, stanie się fikcją. Przeciwnicy Banaszka mówią, że wówczas prezes miał przekonywać, że należy unieważnić kontrolę. Ale nie przeforsował swojego zdania, a strony ostatecznie straciły do siebie zaufanie, gdy Banaszek chciał się wycofać ze zwolnienia z pracy głównego bohatera skandalu.

„Obaj się zastanówcie, co robicie”

Jak prezes tłumaczył chęć przywrócenia do pracy człowieka, o którym wcześniej krzyczał zarządowi, że „zgwałcił, dmuchał”? – Mówił, że chce wrócić do normalności, że będzie tak jak my chcieliśmy, bo przecież chcieliśmy, żeby on wrócił do pracy – opowiada były członek zarządu. – Tylko wtedy my już nie chcieliśmy przywracania tego człowieka na stanowisko. Moje słowa były takie: obaj się zastanówcie, co robicie. Czyli i prezes, i ten człowiek.

Spór o podstawowe fakty

Spór w związku kolarskim jest już tak ostry, że każda ze stron ma swoją wersję nawet co do najbardziej podstawowych faktów, choćby tego, po co w ogóle był audyt i kto ma za niego zapłacić. Prezes Banaszek przekonuje, że płacić ma najmocniej nalegający na przeprowadzenie kontroli Dariusz Miłek, właściciel firmy CCC, wieloletniego sponsora związku. Przeciwnicy prezesa Banaszka – że zapłaci związek. Banaszek przekonuje, że wątek finansowy był tylko pretekstem, a chodziło o zweryfikowanie pojawiających się informacji, że pracownik związku mógł się dopuszczać nadużyć nie tylko finansowych, ale i na tle seksualnym.. Ale krąży też zupełnie inna wersja wydarzeń: sponsorzy związku wymusili dodatkowy audyt, bo nie byli przekonani, że ich pieniądze są dobrze wydawane. I podczas audytu zawodniczki zdobyły się na odwagę by opowiedzieć też o wątku obyczajowym afery. Prezes Banaszek tłumaczy, że od kiedy te sprawy zaczęły wychodzić na jaw, chciał jak najdyskretniejszego ich załatwienia, przez prokuraturę. Skalę nieprawości miał poznać naprawdę dopiero czytając o ustaleniach audytu w wywiadzie byłego wiceprezesa Piotra Kosmali dla Sportowych Faktów. A szczegółowych ustaleń z tego dochodzenia audytorów nie dostał, wybrane szczegóły pokazano tylko niektórym członkom zarządu. Prezes nie rozumie też, dlaczego Piotr Kosmala zdradził szczegóły mediom, gdy zawiadomienie było już w prokuraturze.

Prokuraturę ostatecznie poinformował przedstawiciel ministerstwa sportu. Postępowanie już się toczy.  A spór w PZKol się zaostrza. Na czwartek prezes Banaszek zapowiedział konferencję prasową, podczas której bardziej szczegółowo przedstawi swoją wersję wydarzeń. Według naszych informacji, on też planuje upublicznienie niektórych nagrań z posiedzeń zarządu.

Piotr Żyła w "Wilkowicz Sam na Sam": Skoki to jest uzależnienie. Jeśli nie przestajesz o nich myśleć, to ci zaszkodzi. Ja miałem z tym uzależnieniem problem.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.