Kolarstwo. Prezes PZKol. dla Sport.pl: Nie wiedziałem o molestowaniu, gwałtach i wymuszeniach

- Ja chciałem się tego człowieka pozbyć po cichu. Wywiad Piotra Kosmali to moim zdaniem złamanie umowy z tymi dziewczynami. One chciały, żeby ten człowiek już nigdy nie zrobił nikomu takiej krzywdy. A nie, żeby cała Polska mogła sobie o tym poczytać - mówi Sport.pl prezes Polskiego Związku Kolarskiego Dariusz Banaszek.

Paweł Wilkowicz: Wiedział pan?

Dariusz Banaszek: Nie wiedziałem.

A ja słyszę, że wszyscy we władzach polskiego kolarstwa od lat wiedzieli o pracowniku związku wykorzystującym zawodniczki. I nic nie zrobili.

Nie. Ja do przełomu lipca i sierpnia nie wiedziałem. Do tego czasu były tylko jakieś plotki, ploteczki, historyjki, kto z kim chodzi za rękę. O romansach, a nie o przestępstwach, molestowaniu, gwałtach, wymuszeniach, podawaniu środków nasennych. Dopiero na przełomie lipca i sierpnia zaczęły się pojawiać niepokojące informacje.

Jakie?

Zaczęły się skargi, coraz bardziej niepokojące plotki. Do mnie się zgłosiła jedna zawodniczka, mówiąc że dziewczyny od kilku lat zabiegają, żeby wyjaśnić pewne sprawy i teraz może wreszcie jest szansa. Dariusz Miłek, właściciel CCC, sponsora związku, też miał informacje o takich historiach z dawnych lat i zareagował bardzo stanowczo. Chodziło o bardzo ważnego pracownika związku. Miłek chciał jego wyrzucenia już od dawna. Od początku mojej kadencji mówił: pozbądź się go, on nie może być w kolarstwie. I coraz mocniej na to nalegał, razem z byłym prezesem Wojciechem Walkiewiczem. Ja odpowiadałem: to dlaczego go razem z Walkiewiczem wcześniej nie zwolniliście? Dlaczego go nie zwolniliście za czasów Wacława Skarula, mojego poprzednika? Mną się chcecie wyręczyć?

Nigdy nie jest za późno na reakcję, gdy w grę wchodzą takie oskarżenia.

Dlatego sytuacja się zmieniła, gdy się pojawiły te pogłoski o poważniejszych sprawach. Miłek ściągnął mnie do warszawskiej siedziby swojej firmy i w obecności prawników zapowiedział, że jeśli tym razem nie zareagujemy, to on się wycofa z kolarstwa. On, człowiek, który tyle lat pomagał PZKol. Skargi zawodniczek dotyczyły dawnych spraw, z czasów grupy kolarskiej MTB sponsorowanej przez Miłka.  Nie było informacji, żeby coś bardzo złego w sprawach obyczajowych działo się w związku w ostatnich latach. Ale Dariuszowi Miłkowi bardzo zależało, żeby to wyjaśnić. I ten sierpień był przełomowy, to ruszyło lawinę. Umówiliśmy się, że zrobimy audyt.

Audyt, czy śledztwo?

Można to nazwać i śledztwem. To nie był audyt działalności związku. Bo my taki audyt już w 2017 robiliśmy. A ten był audytem, powiedzmy, obyczajowym. Nakierowanym na jednego, konkretnego pracownika związku. I dotyczył tylko zarzutów historycznych. Zlecenie audytu zrobiłem ja, w sierpniu, ale inicjatywa należała do Dariusza Miłka, on zobowiązał się zapłacić za audyt, przeprowadzili go specjaliści z PricewaterhouseCoopers, firmy obsługującej firmę Miłka. Nie mogłem odmówić zgody. Atmosfera gęstniała. Walkiewicz i Skarul też przecież wiedzieli o różnych historiach z udziałem tego pracownika i nie reagowali. Ale teraz to już mogło chodzić o sprawy wagi ciężkiej. Więc postanowiliśmy to zweryfikować.

Szukaliście haków?

Nie, przecież ten audyt się zaczął już po tym, jak temu pracownikowi wypowiedzieliśmy dyscyplinarnie umowę o pracę.

Można się pogubić. Zwolniliście go, zanim się pojawiły te pogłoski?

Bo ten człowiek dopuścił się pewnych nieprawidłowości, które mogły zaszkodzić związkowi. Podejmował dziwne decyzje, przekraczał kompetencje. Dlatego go zwolniliśmy. I właśnie po tym jak dziewczyny się dowiedziały, że jego już nie ma w związku, zaczęły się zgłaszać, nabrały przekonania, że to może okazja, by wyjaśnić inne sprawy. Ale my, żeby nie robić poruszenia w środowisku, nie mówiliśmy, że ten audyt będzie dotyczyć spraw obyczajowych. Tylko tych innych nieprawidłowości. Chciałem się tego człowieka pozbyć z kolarstwa jak najciszej. Nie chciałem skandalu, który zabije nasz sport, przegoni sponsorów,. Wtedy Dariusz Miłek się jeszcze ze mną zgadzał. To miało być najlepsze rozwiązanie: pokażemy temu pracownikowi ustalenia audytu i powiemy: chłopie, nie walcz z nami, pogódź się z tym zwolnieniem, idź szukaj pracy daleko stąd. I nie wracaj przez 20 lat.

A krzywda tych kobiet?

Ale to były nasze ustalenia jeszcze sprzed audytu, nawet do głowy nam nie przyszło, że wyjdą na jaw sprawy za które można pójść siedzieć. Nam się wydawało, że to będą historie z pogranicza dobrego smaku i etyki. A nie paragrafów. To był szok.

Szok, a jednak postanowił pan tego człowieka przywrócić do pracy.

Ale przecież to było jeszcze gdy nie znałem wyników audytu. Do dziś ich nie znam z pierwszej ręki. Ja o tych wszystkich sprawach nadających się dla prokuratora dowiedziałem się w sobotę czytając wywiad Piotra Kosmali w „Sportowych Faktach”. Chciałem tego pracownika przywrócić, bo przeprosił za  dopuszczenie się nieprawidłowości, obiecał że to, co zrobił, więcej się nie powtórzy. A o sprawach obyczajowych nie było żadnych nowych wieści. Firma audytorska mimo naszych czterech monitów nie przekazała nam żadnych ustaleń. A pracownik zapewnił, że wszystko to pomówienia, jest niewinny. Wysłałem nawet pismo do ministerstwa sportu, z pytaniem co oni sądzą o przywróceniu tego człowieka do pracy w sytuacji, gdy nie możemy się doczekać wyników audytu.

Ale ten człowiek pracy ostatecznie nie podjął.

Nie podjął. Przysłał w październiku maila, że rezygnuje z wszelkiej działalności w związku i wszelkich roszczeń.

Może już wiedział, co wypłynie?

Dzwonił do mnie w sobotę po publikacji wywiadu Kosmali. Powtórzył, że jest niewinny. Szuka adwokata.

Pan mu wierzy?

Zabiło mnie to, co przeczytałem w sobotę. Spać nie mogę, robię rundy dookoła domu próbując to sobie w głowie poukładać. Nie spodziewałem się, że w audycie mogą być takie rzeczy.

Jak to możliwe, że pan nie dostał audytu? Przecież pan go zamawiał.

Ja się na niego zgodziłem. Mój podpis był potrzebny na zleceniu audytu, bo dochodzenie wymagało wglądu w pewne dokumenty związku, dotyczyło pracownika związku – na wypowiedzeniu, ale pracownika. Dariusz Miłek nie mógł sobie takiego dochodzenia zrobić sam.

A kto ostatecznie za nie zapłacił?

Od początku była mowa, że zapłaci Dariusz Miłek, CCC. My nawet ostatecznej ceny nie znamy. Był na posiedzeniu zarządu przedstawiciel PricewaterhouseCoopers, poinformował o audycie, o tym że płatnikiem jest CCC, że w audycie są różne wątki i wszystko jest objęte poufnością, bo to prywatne śledztwo. Audyt miał być gotowy do końca września. I do dziś go nie ma.

W mediach już jest. Piotr Kosmala go zna, a pan nie.

Dariusz Miłek w pewnym momencie wezwał do swojej siedziby czterech członków zarządu. Czyli nawet nie większość. Poprosił ich o podpisanie oświadczeń, że zachowają w tajemnicy wszystko co zobaczą w dokumentach, pod rygorem półmilionowej kary. Odczytał im niektóre fragmenty audytu.

Kto był zaproszony?

Piotr Kosmala, AdamWadecki, Franciszek Harbacewicz i  Tadeusz Jasionek.

Dwaj pierwsi złożyli na początku listopada rezygnację z funkcji wiceprezesów PKOl. Jak tłumaczyli, nie chcieli firmować pańskich działań.

Sytuacja była dziwna, ci wtajemniczeni przez Miłka ludzie mówili nam na posiedzeniu zarządu, że się zapoznali z materiałami, ale nie mogą nic powiedzieć, bo złamaliby umowę. A audytu ja nie widziałem do dzisiaj. Już się gubię, kto jest beneficjentem tego audytu? Związek, czy CCC? Tak jak mówiłem, audyt robili ludzie, którzy na co dzień obsługują tę firmę. Mam wrażenie, że oni trochę wyszli z roli. Z audytorów stali się zarządcami kryzysu. Gdy zobaczyli, jakie rzeczy wypłynęły w zeznaniach, pokazali je ludziom z CCC i wybranym członkom zarządu. A potem poszli z tym do ministra. Ale nie wiem po co, bo minister sportu nie zajmuje się przestępstwami. Zajmuje się nimi prokuratura.

I prokuratura już się nimi zajmuje, dlatego nikt nie chce zdradzać, o którego pracownika PZKol chodzi. A minister wezwał pana i cały zarząd do dymisji. Natychmiast, bez czekania na nadzwyczajny zjazd, zwołany na 22 grudnia.

Ale dlaczego miałbym odejść teraz? Od roku wyprowadzamy związek na prostą, podpisaliśmy mnóstwo ważnych umów. Dlaczego mam odchodzić przez dawne grzechy jednego pracownika? W dodatku pracownika, którego zwolniłem.

Ale potem próbował go pan przywrócić i może dlatego jest pan na cenzurowanym.

Już tłumaczyłem: gdy go przywracaliśmy, jeszcze trwał audyt i odcięto nas od informacji. Kto bardziej szkodzi kolarstwu: ja, czy ktoś, kto rękami Piotra Kosmali robi coś takiego dziewczynom? One zaufały robiącym audyt. A teraz je wystawiono w mediach rękami Kosmali, który nie ma dobrej opinii w kolarstwie, który prowadząc grupy zawodowe oszukał ponad 100 zawodników nie płacąc kontraktów. Ma sprawy sądowe, dostawał kary od UCI. Ten wywiad, w którym opowiedział o ustaleniach audytu, uważam za katastrofę. Przecież sprawa już była w prokuraturze. Audytorzy byli u ministra kilkanaście dni wcześniej. Nic nie zostałoby zamiecione pod dywan. Dziewczyny chciały, żeby ten człowiek już nigdy nie zrobił nikomu takiej krzywdy. A nie, żeby cała Polska mogła sobie o tym poczytać w wywiadzie. Dla mnie to było złamanie umowy z nimi.

A pan był u ministra?

Nie. Pisałem do ministra, ale nie mam odpowiedzi. Na to pismo w sprawie przywrócenia do pracy też nie mam odpowiedzi. To Dariusz Miłek kontaktuje się z ministrem. Już jakieś dwa miesiące temu był u niego z prawnikami ostrzegając że mają pewne informacje o sprawach obyczajowych. Nie rozumiem, po co im jeszcze był ten wywiad. Chyba tylko po to, żeby mnie obciążyć: to Banaszek milczał o odkryciach audytu. Audytu, którego nie dostałem.

Dlaczego się pan skłócił z Dariuszem Miłkiem?

Nie wiem, może Dariusz Miłek nie mógł się odnaleźć w sytuacji, gdy nie jest jedynym dobroczyńcą polskiego kolarstwa. Dziwna sprawa, że kłopoty i awantury zaczęły się akurat wtedy, gdy Orlen został największym sponsorem związku. Gdy odzyskaliśmy prawo do sprzedaży tytułu sponsora toru w Pruszkowie. Gdy się zbliżaliśmy do tego momentu, gdy realne się stawało spłacanie zadłużenia związku. Może Dariusz Miłek myślał, że będzie jak za prezesa Wacława Skarula: Miłek krzyknie i będzie jak on chce? A my nie chcieliśmy hegemonii jednego sponsora, chcieliśmy mieć wianuszek sponsorów. Miłek chciał rządzić, wskazywać, kto ma pracować. To ja pytam: może trzeba było startować na prezesa? Nie słuchalibyśmy potem jego zapowiedzi, wygłaszanych przez telefon Piotra Kosmali na posiedzeniu zarządu: pójdę do ministra i wypier… was w powietrze. Pójdę i Orlen odejdzie. Mamy nagrania.

CCC wycofało się ze wspierania związku. Orlen wstrzymał finansowanie, ministerstwo wstrzymało przelew. I co dalej?

Plan był pewnie taki, żeby Banaszek odszedł, a zarząd wybrał nowego prezesa spośród swoich członków. Nawet jeden z audytorów mi radził, żebym się usunął, a Piotrek Kosmala za mnie poprowadzi sprawy. Ale się zorientowali, że Kosmalę odrzuci środowisko. Marek Kosicki, członek zarządu który podał się do dymisji, robiąc to odciął się od Kosmali i tego co zrobił. Powiedział, że nie chce mieć z Kosmalą do czynienia. Potem zaproponowali Rafałowi Jurkowlańcowi, ale Rafał odmówił. Następnym kandydatem był Harbacewicz. Ale też chyba nie ma już ochoty.

Na środę lub czwartek zapowiada pan konferencję prasową. Ogłosi pan dymisję?

Nie wiem. Nie jestem przekonany, że to cokolwiek da. Nie czuję się winny tego co się stało. Te sprawy nie działy się za moich rządów. Reagując na wydarzenia zwołaliśmy najprędzej jak się da walne zgromadzenie. Czyli tak naprawdę podaliśmy się do dymisji, tylko w sposób który zapewni ciągłość działań związku. Mam teraz składać jeszcze jedną dymisję? Ale być może do środy do mnie dotrze, że tak trzeba. Ja mam co robić, prowadzę pięć firm, zostałem prezesem, by coś zmieniać w związku. I jeśli miałbym z tego rezygnować, to chciałbym przynajmniej, żeby rodzina to usłyszała najpierw ode mnie, a nie z mediów.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.