Kosmala i Adam Wadecki zrezygnowali z funkcji wiceprezesów PZKol 9 listopada. Już wtedy w federacji było fatalnie – rządzący nią ludzie byli ze sobą skłóceni, a firma, która przez lata była jedynym sponsorem związku, wycofała się ze współpracy w trybie natychmiastowym, tłumacząc taką decyzję utratą zaufania do zarządu.
Na łamach Sport.pl opisywaliśmy, jak część zarządu chciała zwołać walne zgromadzenie i głosować na nim nad przyszłością prezesa, jak prezes odpowiadał, że to on, na swoich warunkach, zwoła walne i jak jest spokojny, że nadal ma poparcie „terenu”.
Niedawno PZKol zdecydował, że do walnego dojdzie 22 grudnia. Ale w sobotę minister sportu Witold Bańka ogłosił, że nie zamierza na nie czekać.
To reakcja na rozmowę Kosmali z WP Sportowymi Faktami. Wcześniej oświadczenie wydał resort kierowany przez Bańkę.
Kosmala przypomniał w wywiadzie, że kilka miesięcy temu prezes PZKol Dariusz Banaszek zlecił audyt renomowanej firmie prawniczej, by „przeciąć wszelkie spekulacje, dotyczące ewentualnych nieprawidłowości natury podatkowo-finansowej, których miała dopuścić się ważna osoba w środowisku kolarskim.”.
Podobno audyt wykazał, że „wątki finansowe nie są jedynymi, bowiem istotą nadużyć […] były kwestie natury również obyczajowej”. - Uczestnicy tych zdarzeń poinformowali, że byli zastraszani, a dopuszczający się tych czynów nie tolerował sprzeciwu i wszystko, co się działo w grupie przez niego prowadzonej, miało w niej pozostać – dodaje Kosmala.
Były wiceprezes nie zdradza nazwiska osoby, o której mówi. Ale jeśli potwierdzą się słowa Kosmali, jeden z najważniejszych ludzi polskiego kolarstwa w ostatnich latach odpowie za zastraszanie zawodniczek, seks z nieletnimi, a nawet za gwałt i podawanie leków prowadzących do utraty świadomości.
O komentarz próbowaliśmy poprosić prezesa PZKol, ale Dariusz Banaszek jest nieuchwytny. To samo dotyczy większości członków zarządu. Późnym popołudniem telefon odebrał Tadeusz Jasionek. – Jestem w lesie, na polowaniu – tłumaczył, nie bardzo chcąc rozmawiać. Na pytanie czy wiedział o tym, o czym opowiedział Kosmala odpowiedział tak: „O takich pikanteriach to muszę przyznać, że nie wiedziałem. Ale że coś takiego jest, to prezes na zebraniu nam wykrzyczał. Mniej więcej wiedzieliśmy, ale bez potwierdzenia, bez żadnych dowodów. Na którymś z zarządów domagaliśmy się wyników audytu, to wtedy nam to wykrzyczał na cały głos”.
Jasionek nie potrafił powiedzieć, jak zarząd zareaguje na wezwanie ministra Bańki. – Może za godzinę-półtorej będę mógł powiedzieć coś więcej – stwierdził.
Dwie godziny później sekretarz zaskoczył. – Nie będę w tej chwili udzielał żadnej informacji, bo nie po naszej stronie jest teraz piłka – powiedział. Na stwierdzenie „Jak to nie po Waszej? Musicie zdecydować czy podacie się do dymisji” odpadł:
– Bulwersuje mnie, że wszystkich wrzuca się do jednego worka. A my de facto nic nie wiemy. Nie powiem panu czarno na białym, że to jest prawda. Skąd ja mogę to wiedzieć? Ja nawet wyników audytu nie widziałem, a domagamy się tego od września.
Z relacji Jasionka wynika, że na początku września prezes Banaszek przyprowadził na spotkanie zarządu człowieka z firmy przeprowadzającej audyt i zapowiedział, że do 30 września zarząd dostanie dowody świadczące o winie człowieka, którego prezes zwolnił z pracy. Dlaczego zarząd nie zareagował na informacje przekazane przez prezesa, nawet jeśli były o wiele mniej konkretne od tych, które w sobotę przedstawił Kosmala?
- Prezes krzyczy na każdym zebraniu – mówi Jasionek.
Czyli nie jest wiarygodny? Nie uwierzyliście mu?
- No, nie jest wiarygodny.
Uznaliście, że to co robi, to jest oczernianie człowieka?
- Nie będę się wypowiadał czy to jest oczernianie, czy nie. Będziemy się konsultować z członkami zarządu, będziemy podejmować decyzje. Zobaczymy audyt, bo go nie widzieliśmy. Ja o audycie wiem tylko tyle, ile prezes wykrzyczał. I do czego ja mogę się odnieść? Powiedział, że się wszyscy przekonamy co będzie 30 września. I od 30 września się przekonujemy do dzisiaj. Dopiero dzisiaj widzimy szczegóły.
Według Jasionka zarząd nie miał jak zareagować, bo choć o bulwersującej sprawie słyszał, to nie miał żadnych dowodów. Wniosku ministra sportu i zapewne wielu kibiców, że ten zarząd jest skompromitowany i musi odejść sekretarz nie podziela. Co ciekawe, nie chciałby również walnego, które zarząd już przecież zaplanował na 22 grudnia. - To walne w mojej ocenie jeżeli miałoby dojść do skutku, to nic nie zmieni. To nie jest właściwy termin, byłem za innym, normalnym, logicznym, a nie dzień przed świętami. W mojej ocenie przyjadą ci, co będą przywiezieni. W teczce – tłumaczy.
Wnioski? Choć sytuacja w polskim kolarstwie staje się coraz gorsza, a zarząd federacji nie ma pomysłu, jak ją uratować, to chciałby trwać.