Tour de France - ostatni akcent. Dylan Groenewegen zwycięzcą sprintu na Polach Elizejskich.

Tour de France 2017 odkrył swoją ostatnią kartę: zwycięzcą sprintu na Polach Elizejskich został Dylan Groenewegen. Tym samym Wielka Pętla, która nie ułożyła się do końca po naszej myśli, ale którą mimo wszystko możemy uznać za bardzo udaną dla biało-czerwonych, przeszła do historii.

Ostatni, 21. etap - zwany "etapem przyjaźni" - nie przyniósł żadnych kluczowych rozstrzygnięć w klasyfikacji generalnej. I nie powinien, bo tradycją tego kończącego wyścig etapu jest finisz sprinterów, rozgrywany na Polach Elizejskich. Zwycięzcy pozują do zdjęć, popijają szampana lub piwo i celebrują swój sukces. W każdym razie przynajmniej do chwili, w której peleton wjeżdża na paryskie ulice, gdzie rozgrywa się ostania walka o etapowe zwycięstwo.

Tę najlepiej rozegrał Holender Dylan Groenewegen (Lotto NL-Jumbo), który rozpoczął finisz tuż po wjeździe na ponad 300-metrową ostatnią prostą, wyskoczył zza pleców rozprowadzających Katushy i pognał w stronę mety, zostawiając za sobą wielu utytułowanych sprinterów, w tym wyraźnie niepocieszonego Greipela, który rozpędził swój rower do nieprawdopodobnej prędkości, ale niestety odrobinę za późno. "Ten etap mógł być o 5 metrów dłuższy" – mówił później na mecie. Greipel więc bez sukcesu, uradowany Groenewegen w ramionach kolegów z drużyny.

104. edycja Tour de France przeszła do historii. Po raz czwarty ręce w geście zwycięstwa uniósł Christopher Froome (Sky) – pierwszy raz bez wygrania etapu, ale za to z doskonale zorganizowanym zespołem, który pracował na ten sukces. Drugi Rigoberto Uran (Cannondale) – nieco niedoceniany i nie dysponujący tak silnym wsparciem, ale niezwykle zdeterminowany, zawsze znajdujący się tam, gdzie potrzeba i konsekwentnie pnący się w klasyfikacji aż na drugą pozycję. Na trzecim miejscu Romain Bardet (AG2R) – chyba największy przegrany ostatnich dni. Miał wyrwać zwycięstwo z rąk Froome’a, ale jego ataki w górach okazały się na to niewystarczające, a po fatalnie przejechanej czasówce w Marsylii ledwie o jedną sekundę obronił najniższy stopień podium.

Michael Matthews (Sunweb) zwyciężył klasyfikację punktową, głównie dzięki skutecznej strategii łowienia punktów na lotnych finiszach, ale również dzięki dwóm etapowym zwycięstwom. Warren Barguil (Sunweb) okazał się nie mieć konkurentów w klasyfikacji górskiej, został też przez sędziów wybrany najbardziej walecznym kolarzem w całym Tourze. W głosowaniu kibiców ten sam tytuł przypadł w udziale Thomasowi De Gendt (Lotto-Soudal).

Klasyfikację młodzieżową (kolarze do 25 roku życia) wygrał Simon Yates (Orica-Scott), zajmujący w klasyfikacji generalnej siódmą pozycję.

Najlepszą drużyną – całkowicie zasłużenie – Team Sky.

A Polacy? Bezdyskusyjny sukces osiągnął Maciej Bodnar, zwyciężając sobotnią jazdę indywidualną na czas w Marsylii. Jest trzecim po Jaskule i Majce Polakiem, który stawał na podium etapu Wielkiej Pętli. I jednym z piętnastu kolarzy, którzy zwyciężali na etapach w tegorocznej edycji.

O Michale Kwiatkowskim i jego znakomitej jeździe powiedziano już wiele i zapewne jeszcze sporo będzie się mówić. Mało prawdopodobne, by przekonało to malkontentów i kibiców wierzących w to, że Kwiato mógłby ten Tour wygrać sam. Nie mógłby, ale to w sumie dobra wiadomość, że możemy w to wierzyć. Kwiatkowski pokazał nieprawdopodobną dojrzałość, zaangażowanie i sporo kolarskiego sprytu. Jeśli kolarski świat szanował go dotąd jako byłego mistrza świata i zwycięzcę kilku prestiżowych wyścigów, po tym Tourze z pewnością będzie go też szanował jako niezwykle skutecznego pomocnika. Wierzymy, że już niebawem także jako lidera.

Paweł Poljański. Pod nieobecność Rafała Majki, dla którego miał pełnić rolę pierwszego pomocnika, nie mieliśmy wielu okazji, by poznać jego prawdziwą wartość. Zespół przydzielił mu inne zadania, a od czasu do czasu mieliśmy możliwość zobaczyć go w ofensywnych akcjach. Paweł skupił się jednak na zdobywaniu doświadczenia. Będzie mu niezbędne, gdy – być może – w przyszłym roku powróci wraz z Majką na trasę 105. edycji Tour de France.

Żegnamy się z całą trójką i dziękujemy za spędzone razem trzy tygodnie. Za uwagę, komentarze i wyrozumiałość dla drobnych błędów i literówek ;)

Dziękujemy!
Do przeczytania już niebawem!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.