Tour de France. Primoz Roglic, były skoczek narciarski, sensacyjnym zwycięzcą ciężkiego, górskiego etapu 17.

Jeszcze pięć lat temu 27-letni Słoweniec swoją sportową przyszłość widział w skokach narciarskich, ale bolesny upadek na skoczni w Planicy zniweczył te plany. Dziś wygrał jeden z najtrudniejszych etapów największego kolarskiego wyścigu na świecie. Kto na niego stawiał?

Pech Kittela, atak Contadora, zwycięstwo Roglica

Wielu kibiców kolarstwa w trudnych, górskich etapach widzi prawdziwe piękno tego sportu. To na nich najlepiej widać, kto zachował najwięcej sił, kto dysponuje najlepszą pomocą i kto przygotował najlepszą taktykę. Zanim jednak dane nam było poznać odpowiedzi na te pytania, na 20. kilometrze dzisiejszego etapu z La Mure do Serre Chevalier (183 km) w środku jadącego szeroką ławą peletonu przewróciło się kilkunastu kolarzy, między innymi Maciej Bodnar (BORA-hansgrohe), Warren Barguil (Sunweb) - lider klasyfikacji górskiej oraz jadący w zielonej koszulce lidera klasyfikacji punktowej Marcel Kittel (Quick-Step). Ten ostatni najpierw długo czekał na rower, potem miał jeszcze problem z butem, który nie wpinał się prawidłowo w zatrzask pedału, a na koniec okazał się być tak mocno poobijany, że mimo udzielonej mu pomocy lekarskiej, po przejechaniu jeszcze kilkudziesięciu kilometrów zdecydował o wycofaniu się z wyścigu. Zwycięzca pięciu etapów tegorocznej Wielkiej Pętli nie powalczy więc na Polach Elizejskich i nie obroni zielonej koszulki, w której od jutra pojedzie Michael Matthews.

Kraksa na 20. kilometrze podzieliła peleton, z którego odjechała 30-osobowa grupa, m.in. z Matthewsem, Roglicem i Pawłem Poljańskim w składzie. Na pierwszej dziś premii górskiej, Col d’Ornon (3 kat.) przewaga uciekającej grupy wynosiła około 5 minut, a niespodziewanymi liderami zostali Matthews i De Gendt (Lotto-Soudal), którzy odjechali na szczycie, a następnie rozegrali między sobą dość niemrawy sprint na lotnej premii (wygrany przez kolarza Sunwebu).

Jedna z najciekawszych akcji rozegrała się na początku podjazdu pod Col de la Croix de Fer (24 km, 5,2%, kat. HC), kiedy z grupy liderów niespodziewanie zaatakował Alberto Contador (Trek-Segafredo). Utytułowany Hiszpan, który za trzy dni obchodzić będzie dziesiątą rocznicę swojego pierwszego zwycięstwa w Tour de France i który zapowiedział, że w tym roku definitywnie żegna się z wyścigiem, wyskoczył zza pleców prowadzącej peleton grupy Sky i błyskawicznie zaczął powiększać przewagę. Początkowo zabrał się z nim w ten odjazd Nairo Quintana (Movistar), ale Contador narzucił tempo, którego Kolumbijczyk nie był w stanie utrzymać i wyraźnie zmęczony został z tyłu.

Grupa liderów, prowadzona przez Kiryenkę i Kwiatkowskiego, utrzymywała przez cały czas równe tempo, kalkulując, że zapewne kluczowe rozstrzygnięcia nastąpią dopiero podczas podjazdów na Col du Télégraphe i Col du Galibier – łącznie ponad 30 kilometrów wspinaczki. Contador, który szczęśliwie miał w uciekającej grupie kilku pomocników (ale mniej szczęśliwie z powodu defektu musiał wymienić rower), rozpoczął podjazd pod Col du Télégraphe, mając trzy i pół minuty przewagi nad grupą, w której jechała cała czołowa dziesiątka klasyfikacji generalnej. Na szczyt pierwszego z wzniesień 12-osobową grupę przyprowadził Primož Roglic (Lotto NL-Jumbo), który po krótkim zjeździe rozpoczął wspinaczkę na Col du Galibier i już na początku tego podjazdu wysforował się do przodu, ale niebawem dojechali do niego Contador, Frank (AG2RF), Atapuma (Team Emirates), Navarro (Cofidis) oraz Pauwels (Dimension Data), który przez moment próbował również samotnego ataku. Na 6 kilometrów przed szczytem skutecznie zaatakował Roglic i żadnemu z kolarzy nie udało się tego ataku skontrować. Contador, który wyraźnie chciał w wielkim stylu pożegnać się z Tour de France, na szczycie Col du Galibier został dogoniony przez Barguila i grupę Froome’a.

Ciekawe rzeczy działy się też w grupie liderów, prowadzonej przez większość podjazdów przez – jakżeby inaczej – Michała Kwiatkowskiego. Dopiero kiedy Polak zszedł z prowadzenia i tempo wspinaczki nieco spadło, prób ataku podjął się Romain Bardet (AG2R). Nie udało mu się jednak zgubić Froome’a, wspieranego przez Landę, udało mu się za to „odczepić” Fabio Aru oraz Daniela Martina, którzy na górską premię wjechali z około 20-sekundową stratą. Rozpoczęła się szalona pogoń na zjazdach, ale nie przyniosła ona żadnych rezultatów.

Na metę w Serre Chevalier wjechał samotnie szczęśliwy Primož Roglic, wygrywając etap Wielkiej Pętli jako pierwszy w historii Słoweniec. I to zaledwie pięć lat po tym, jak po wypadku na skoczni narciarskiej zaczął – w celach rehabilitacyjnych – uprawiać kolarstwo.

Rigoberto Uran, który wjechał na metę jako drugi, wyprzedził w klasyfikacji generalnej Romaina Bardet i Fabio Aru i zajmuje w niej aktualnie drugą pozycję, z 27 sekundami straty do Froome’a. Taki sam czas ma Bardet, a Aru stracił dzisiaj dwie pozycje i jest na miejscu czwartym (+ 53”). Do pierwszej dziesiątki powrócił Alberto Contador i ze stratą 7’45” zajmuje obecnie dziewiątą pozycję. Dziesiąty jest lider klasyfikacji górskiej, Warren Barguil (+8’52”).

Jutro ostatni górski etap, z metą na Col d’Izoard. Na kolarzy czeka ponad 14 kilometrów podjazdu, o średnim nachyleniu 7,3%. Jeśli tylko Froome nie straci (na co przy tej dyspozycji jego zespołu się nie zanosi), będzie już tylko o krok od kolejnego triumfu w Tour de France.

Co właściwie kolarze jedzą na trasie?

Podczas jednego etapu wyścigu zawodnik spala średnio między 6 a 8 tysięcy kalorii. Jak wygląda po takim wysiłku kolacja, pokazał jakiś czas temu na swoim profilu Maciek Bodnar:

Ale zapasy energii trzeba też uzupełniać podczas jazdy – kolarze mają więc do dyspozycji w wozach technicznych zapasy żeli i batonów energetycznych, a na trasie dostają też od swoich ekip całe „wyprawki” z jedzeniem.

Tour de France. Dwa tygodnie za nami. Ostrzymy zęby na danie główne

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.