Tour de France. Zenon Jaskuła: Rafał Majka musi być jak stara piłkarska kadra Niemiec

- Komentatorzy Eurosportu trochę słodzą, Rafał Majka jeszcze nie jest sobą. Jak w niedzielę przyjedzie na remis, jak nic nie straci do najlepszych, to będzie dobrze - mówi Zenon Jaskuła. Trzeci zawodnik Tour de France z 1993 roku mimo wszystko wierzy, że Majka, który w tym momencie jest 10. w klasyfikacji generalnej, powalczy o miejsce w "trójce" całego wyścigu. Relacja na żywo z 9., górskiego, etapu z Nantuy do Chambery (181,5 km) w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: W sobotę za prowadzenie peletonu i kontrolowanie ucieczek mnóstwo pochwał zebrał Michał Kwiatkowski, a czy niedziela na Tour de France - z jednym z najtrudniejszych i najważniejszych etapów - może należeć do Rafała Majki?


Zenon Jaskuła: Najpierw o Michale: swoje w tym roku już zrobił w klasykach, ale jest w takiej formie, że będzie chciał zrobić więcej. Powinien nastawić się na walkę o wygranie etapu w Tour de France. Wiadomo, że teraz musi pomóc, bo lider jest najważniejszy. Chris Froome wiezie żółtą koszulkę, sponsor grupy ma więc najlepszą reklamę w peletonie, to zawsze było, jest i będzie najważniejsze. W grupie Sky to Froome jest wyznaczony do strzelania rzutu karnego, kibice muszą to zrozumieć i przestać narzekać, że takiego karnego Michał musi wypracować. Ale później jeszcze będzie miał ze dwa etapy, na których będzie mógł się pokazać.

Na razie chyba miał pecha, bo prolog wygrał Thomas Geraint, dlatego Sky od początku broni pozycji lidera. A gdy jeden z kolegów jedzie w żółtej koszulce, to chyba trudno o swobodę?

- To prawda, Michał mógł pozazdrościć Majce. Szkoda że Rafał swoich szans nie wykorzystał. Trzeci etap wygrał Peter Sagan, wykorzystując górkę, która powinna być górką Majki. No ale Rafał troszeczkę tam Saganowi pomógł, zmienił na prowadzeniu kolegę z drużyny na zaledwie 20-30 metrów, bo na więcej nie miał siły. To było tyle pomocy, co kot napłakał, Sagan sam sobie tamten etap wygrał. A gdyby Rafał był w gazie, to przyjechałby nie na 10. miejscu, tylko co najmniej na drugim, zaraz za Saganem. Niestety, nie utrzymał się na kole Słowaka, bo trochę mu w tym wyścigu brakuje pary. Dlatego traci do lidera już minutę [minutę i sekundę]. Ale może forma mu przyjdzie w drugim i w trzecim tygodniu. Chyba że nie jest świetnie przygotowany. Jak ktoś przyjedzie na Tour de France gotowy na 90, a nie na 100 procent, to mu wybiją kolarstwo z głowy.

Boi się Pan, że Majka ma tylko 90 procent swojej mocy?
- Na razie trochę tak. Widzę, że przygotowani są Froome, Fabio Aru, Richie Porte. A trochę się męczy Nairo Quintana i trochę odstaje Rafał. Może jeszcze dojadą. Rafał jedzie Tour de France po raz pierwszy z myślą o klasyfikacji generalnej. Na Giro już jeździł ładnie, najwyżej był piąty, Vueltę skończył jeszcze wyżej, na trzecim miejscu, a teraz przekonuje się, że TdF jest najbardziej męczący. Tu prestiż jest największy, tu naprawdę każdy z prawie 200 zawodników stających na starcie chce wygrać chociaż jeden etap. A tych etapów jest plus minus 20. Dlatego dochodzi do takich sytuacji jak ta z Saganem i Markiem Cavendishem. Żaden nie odpuścił, no i jeden skończył na barierkach, a drugi wyleciał z wyścigu. Sędziowie ukarali Sagana może zbyt surowo, ale z drugiej strony jak pozwolimy rozpychać się łokciami, to w końcu dojdzie do rękoczynów. Choć bardziej winny był Cavendish. Nie wiem po co się wpychał od barierek.

Wróćmy w góry i do Rafała Majki - co może przynieść niedziela?
- Moim zdaniem Rafał powinien przyjechać ten etap na remis z liderami. Jak nic nie straci do najlepszych, to będzie dobrze, ale jak znów straci z minutę, to już będzie jasne, że coś nie gra na tyle, że wysoko tego wyścigu nie skończy.

Czy nie zapowiadał Pan przed startem TdF, że Majka będzie w pierwszej „trójce”?
- Tak mówiłem i cały czas na to liczę.

Uważa Pan, że atak na tę pozycję Majka może odłożyć na później?
- Tour de France to taki wyścig, w którym trzeba żyć z dnia na dzień, dlatego trudno mówić, że on powinien coś sobie planować na etapy, które będą za kilka dni. Jak ja tam jeździłem, to psycholog mi radził, żebym patrzył tylko na to, co jest dziś i co będzie jutro. Tego się trzymałem. Bez tego nie da się wyeliminować błędów. Taki Alejandro Valverde, stary zawodnik, a taką głupotę zrobił na prologu. Trzeba było zasuwać na prostej, a nie na maksa wchodzić w zakręt na mokrej szosie. Albo ten Sagan, po co mu była ta walka z Cavendishem? Przecież zwycięstwo na tamtym etapie i tak mu uciekło, musiał wiedzieć, że jest za daleko, żeby dojechać na pierwszym miejscu.

Majka ma jechać na remis, jeśli nie czuje wielkiej mocy i czekać z atakiem aż ją poczuje?
- Musi być cały czas spokojny. Najlepiej, żeby cały jak najdłużej jechał w ukryciu i żeby zaatakował pod koniec wyścigu. Niech będzie jak stara reprezentacja niemieckich piłkarzy, która usypiała rywala, zdobywała bramkę w 89. minucie i było po zabawie. Rafał powinien trochę grać słabego, nawet jeśli forma już przyszła albo przyjdzie. Sam tak robiłem.

Jak Pan to robił?
- Jak jechaliśmy pod górę, to pilnowałem pierwszej „dziesiątki”, a już bardzo dokładnie pierwszej „piątki”. Bywało, że mogłem od razu ostro iść za kimś z tego towarzystwa, gdy ktoś z niego próbował odjechać, a jednak robiłem to ciężko, grałem, że mnie to bardzo męczy. Udawałem, że ledwo się zabieram, głośno płakałem, że mnie nogi bolą. Byłem jak polityk - jedno mówiłem, drugie robiłem. Nawet kolegom z drużyny marudziłem.
- Oj, panowie, dzisiaj to strasznie ciężko będzie
- No co ty, przecież zasuwasz jak samochodzik
- Nie, już nóg nie czuję, ogólnie jestem osłabiony
Narzekałem, ale nigdy w to narzekanie nie wierzyłem. I powtarzałem sobie, że wygrywa ten, który najbardziej chce wygrać, a nie ten, który jest najmocniejszy. Sam jak byłem najmocniejszy, to robiłem błędy, bo kierowała mną pycha, chciałem wszystko zaraz odrobić, każdą ucieczkę skasować. Nie warto, za takie pokazy siły w Tour de France w końcu trzeba zapłacić. I dotyczy to nawet największych legend.
Rafał musi uważać na Froome’a, Porte’a, Aru, Quintanę, też na Alberto Contadora, bo chociaż on ma już swoje lata, to jeszcze może wykręcić numer. Majka musi w tym roku powalczyć, ale z głową. Ma 28 lat, ten rok i ze dwa następne to jego czas. Później lata już nie będą mu sprzyjać. Oby nie było tak, że skończy karierę i powie sobie „szkoda, mogłem wygrać”. Moim zdaniem w tym roku stać go na trzecie miejsce, bo raczej wygra Froome, a drugi chyba będzie Porte. A jak Majka poprawi „czasówkę”, to za rok albo dwa będzie go stać na wygranie.

Aru w pierwszej „czasówce”, czyli w prologu, miał czas tylko o 3 sekundy gorszy niż Majka, ale chyba to między innymi jemu trzeba dawać większe szanse na miejsce w „trójce”, choćby z racji jego odjazdu i zwycięstwa na piątym etapie oraz aktualnie trzeciej pozycji w „generalce”?

- Tak, Aru jest mocny, bardzo ładnie jedzie. Etap wygrał pięknie, uciekł reszcie w znakomity sposób, poszedł ostro, wypracował sobie przewagę, wygrał książkowo.

Wtedy komentatorzy Eurosportu martwili się, że Majka dojechał dopiero 12. z 40-sekundową stratą, ale teraz już od kilku dni powtarzają, że widać u Rafała moc, że „noga podaje”. To jak w końcu jest?
- Komentatorzy trochę słodzą. Na piątym etapie coś ewidentnie było nie tak, a na następnych Rafał nie pokazał niczego tak wielkiego, żeby twierdzić, że już jest wyraźnie mocniejszy niż wtedy, kiedy odpadł po ataku Aru. Ale ja mocno w Majkę wierzę, bo sam byłem dieslem. Potrzebowałem czasu, żeby się rozkręcić. Rafał chyba ma podobnie, im więcej się ściga, tym lepiej mu idzie. Teraz jest już po tygodniu, niech zacznie przyjeżdżać najtrudniejsze etapy na remis z głównymi faworytami, a wtedy zyska pewność siebie i w końcu zaatakuje. Nie daj Boże, żeby się na taki atak nie odważył. Bo jak zyska ze dwie pozycje tylko na tym, że ktoś odpadnie a on nie, jak przyjedzie ósmy, przez cały wyścig tylko pilnując się faworytów, to za jakiś czas zadowolony z tego nie będzie. Moim zdaniem on na razie jeszcze nie jest sobą, ale niech przyjedzie na „zero”, niech psychicznie się podbuduje, że odstawał, a już nie odstaje i jestem przekonany, że przy takim obrocie spraw w końcu zawalczy. Trzymam za niego kciuki tym mocniej, że nie chcę przegrać zakładu.

Z kim i o co się Pan założył?
- Z dziennikarzem „Gazety Wyborczej” o butelkę szampana. Twierdzę, że Rafał skończy wyścig w najlepszej „trójce”, on, że w „piątce”. Mam nadzieję, że wypiję za sukces Majki i za to, żeby za ileś lat podobne osiągnęły dzieciaki, które teraz dzięki Rafałowi i Michałowi wsiądą na rowery.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.